Akcja letnia

Dodano:   /  Zmieniono: 
Zacięty polityczny bój o pieniądze dla "swoich" odbywa się również pod sztandarami akcji letniej dla dzieci i młodzieży. Chociaż dawno już minęły czasy, kiedy z harcerzami i kolonistami spotykał się I sekretarz PZPR i przewodniczący Rady Państwa, zarówno prawica, jak i lewica walczą podczas wakacji o przyszły elektorat, a przy okazji o kolonijne posady dla własnych działaczy.
W PRL organizacje młodzieżowe były najlepszą trampoliną do karier partyjnych. W "socjalistycznych organizacjach młodzieży" rozpoczynali swe kariery dzisiejsi liderzy lewicy: Leszek Miller, Józef Oleksy, Jerzy Jaskiernia, Włodzimierz Cimoszewicz, a także Aleksander Kwaśniewski. Ustawa o zasadach udziału młodzieży w życiu państwowym, społecznym i gospodarczym z maja
1986 r., podjęta w czasie, gdy dzisiejszy prezydent był ministrem ds. młodzieży, dopuszczała działalność jedynie czterech organizacji, nazwanych w ustawie "socjalistycznymi związkami młodzieży": Związku Harcerstwa Polskiego, Zrzeszenia Studentów Polskich, Związku Socjalistycznej Młodzieży Polskiej i Związku Młodzieży Wiejskiej. Tylko one dostawały dotacje z budżetu państwa.
Po kilkunastu latach, w czasie rządów koalicji SLD-PSL, okazało się, że nadal tylko te cztery związki mogą liczyć na przychylność władz. Do kasy "wielkiej czwórki" trafiało 75 proc. pieniędzy przyznawanych przez Ministerstwo Edukacji Narodowej (w tym 50 proc. dla ZHP). Pozostałe 25 proc. dzielono pomiędzy ponad setkę innych organizacji młodzieżowych. ZSP, które oficjalnie liczy 5 tys. osób (choć jego działalność nie jest zauważana na większości wyższych uczelni), w 1997 r. otrzymało 2,26 mln zł dotacji. Zrzeszające mniej więcej tyle samo członków Niezależne Zrzeszenie Studentów dostało zaledwie 37 tys. zł. Tak jak przed laty, liderzy "socjalistycznych związków" są zarazem działaczami ugrupowania sprawującego nad nimi pieczę polityczną. Zarówno Małgorzata Okońska-Zaremba, przewodnicząca ZSMP, jak i Marek Wikiński, szef ZSP, są posłami Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Oboje do Sejmu dostali się z listy krajowej.
"Socjalistyczne związki młodzieży" stały się wielkimi przedsiębiorstwami. Według informacji uzyskanych od harcmistrza Ryszarda Pacławskiego, naczelnika ZHP, Związek Harcerstwa Polskiego jest dziś właścicielem trzystu baz wypoczynkowych, tysiąca samochodów ciężarowych i osobowych (sam harcmistrz jeździ służbowym peugeotem 406), siedemnastu jachtów pełnomorskich, a nawet trzech samolotów.
Zupełnie inna jest sytuacja organizacji młodzieżowych powstałych w latach 80. - Mamy tylko jedną stanicę pod Radomiem, w której ostatnio był pożar. Dzierżawimy stare leśniczówki i organizujemy obozy w lesie - mówi Tomasz Fil, rzecznik prasowy Związku Harcerstwa Rzeczypospolitej, opozycyjnego wobec ZHP. - Jeśli chcemy zorganizować obóz studencki, musimy wynająć ośrodek i wpłacić zaliczkę. Ani ZSP, ani ZSMP nie mają takich problemów, gdyż dysponują własną bazą - twierdzi Jarosław Nykiel, rzecznik prasowy NZS. "Dzięki dotacjom z budżetu oraz przez bezpośrednie darowizny majątku państwowego organizacje skupione w Centralnej Komisji Współpracy Socjalistycznych Związków Młodzieży zbudowały sobie przez dziesiątki lat solidne podstawy działania" - powiedział w Sejmie Wojciech Hausner, poseł AWS.
Zainteresowani niechętnie przyznają się do stanu posiadania, który ujawniany bywa dopiero w trakcie procesów sądowych. ZSMP walczy o bezprawnie przyznany mu budynek w Ciechanowie, ZSP - o pałacyk we Wrocławiu. Obecnie ZSP zajmuje przy ul. Ordynackiej w centrum Warszawy kamienicę, w której NZS wynajmuje jedynie dwa malutkie pokoje. ZHP działa od lat w olbrzymim budynku YMCA przy ul. Konopnickiej w Warszawie, ZHR wynajmuje małe mieszkanie. Posiadanie budynków w centrum miast pozwala "socjalistycznym związkom młodzieży" na prowadzenie intratnej działalności gospodarczej polegającej na wynajmowaniu pomieszczeń. Tej możliwości nie mają nowe organizacje.
W tym roku pieniądze pomiędzy "młodzieżówki" rozdziela komisja wspólna, złożona z przedstawicieli MEN i Biura Pełnomocnika Rządu ds. Rodziny. Fortuna (czy raczej polityczna przychylność) kołem się toczy. Uprzywilejowani w ubiegłych latach w tym roku dostali mniej funduszy. Do tej pory ZHP otrzymał ok. 4 mln zł, a znacznie mniejszy ZHR (należy do niego dwadzieścia razy mniej harcerzy) połowę tej kwoty. - ZHP nie dostał sumy, o którą się starał, ponieważ przedstawił bez-
nadziejny wniosek. Wynikało z niego, że państwo miałoby dokładać do każdej zbiórki zuchów i każdego balu przebierańców - mówi Ryszard Sadza, naczelnik wydziału do spraw młodzieży w Biurze Pełnomocnika Rządu ds. Rodziny. Jego zdaniem, dotacje nie powinny być przyznawane według liczby członków, ale na podstawie przedstawionych programów działania. Jest to tym ważniejsze, że według raportu tego biura, z wakacyjnego wypoczynku nie korzysta aż 40 proc. polskich dzieci.
Tymczasem w obronie ZHP występują polityczne autorytety. Wspólny list do premiera wystosowali posłowie Jacek Kuroń z UW, Aleksander Łuczak z PSL, Jacek Piechota z SLD i Andrzej Zakrzewski z AWS. - Nie wolno dopuścić do takich dysproporcji w rozdzielaniu państwowych pieniędzy - uważa Jacek Kuroń. - Nie należy odpłacać pięknym za nadobne. Z faktu, że poprzednia koalicja dyskryminowała ZHR, nie wynika, że należy to samo robić ZHP. Trzeba zachowywać się uczciwie i przyznawać fundusze w zależności od liczby członków i przedstawionego planu działania - argumentuje Zakrzewski. - Naszego majątku nie kupiliśmy z państwowych dotacji, ale zdobyliśmy dzięki własnej przedsiębiorczości - stwierdza Pacławski. - Za zaradność nie powinniśmy być karani niższymi budżetowymi dotacjami. - Majątek ZHP to często źródło problemów, a nie profitów - dodaje Arkadiusz Bojarun, rzecznik prasowy ZHP.
Organizacje i ich patroni kłócą się o pieniądze, gdy tymczasem tak naprawdę nikt nie wie, ilu mają członków i jaka część dzieci i młodzieży znajduje się w strefie wpływów poszczególnych związków. Czy do ZHP rzeczywiście należy 400 tys. harcerzy, czy też dla tylu organizowane są obozy, na które pojechać może każde dziecko, nawet bez mundurka? Członkiem Niezależnego Zrzeszenia Studentów można być tylko do końca studiów (ewentualnie rok dłużej), podczas gdy do ZSP i ZSMP można należeć do 35. roku życia (ich szefowie mają po 33 lata, a Marek Wikiński z ZSP potrafi łączyć funkcję przewodniczącego organizacji studenckiej z pracą nauczyciela akademickiego).
Nie wiadomo także, ile pieniędzy wyciągają organizacje młodzieżowe z państwowej kasy różnymi kanałami. Oprócz pieniędzy rozdzielanych z budżetu MEN (w tym roku - 23 mln zł) "młodzieżówki" ubiegają się o fundusze z ministerstw pracy i zdrowia, PFRON, kuratoriów oraz gmin. Do tej pory pieniądze przyznawano "po uważaniu", urzędnicy MEN nie wymagali więc ani szczegółowych programów, ani szczegółowych rozliczeń. Wystarczyło napisać "organizacja konkursów - 1,2 mln zł". Rozliczenie enigmatycznego programu "Przygoda i zdrowie", przygotowanego przez ZSP za 170 tys. zł, zajęło zaledwie pół strony. NIK przeprowadziła kontrolę we wszystkich dużych organizacjach młodzieżowych, ale jej wyniki będą znane dopiero jesienią.
Odgórne przyznawanie pieniędzy zawsze będzie rodziło wątpliwości. Tym bardziej że jeszcze żadna z ekip rządzących nie pokusiła się o opracowanie czytelnych zasad, zgodnie z którymi przyznawane są dotacje. Ciągle jedynym wyznacznikiem pozostaje kryterium polityczne. - Nie ma sensu centralne finansowanie organizacji młodzieżowych, w tym akcji letnich. To zawsze będzie ukryte dopłacanie do prezesów i biurokracji - uważa Robert Lipka, długoletni dyrektor Biura Pełnomocnika Rządu ds. Kobiet i Rodziny. Jego zdaniem, najlepszym rozwiązaniem byłoby wprowadzenie bonu wakacyjnego przyznawanego uboższym dzieciom w szkole lub w gminie. Wówczas skończyłoby się wyrywanie pieniędzy na "akcję letnią" i polityczne zabiegi wokół dziecięcych wakacji .

Więcej możesz przeczytać w 33/1998 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.