Obok czwórki medalistów do Warszawy wrócili we wtorek i ci, których starty nie były tak udane - sztangiści, wioślarze, część lekkoatletów, strzelcy. Wszystkich jednakowo serdecznie witali nie tylko bliscy, ale i klubowi koledzy oraz kibice.
Zasmucony był Grzegorz Sposób. "Byłem w takiej formie, że spokojnie awansowałbym do finału. Jednak kontuzja, jakiej doznałem w pierwszej próbie, przy skoku na 2,25, okazała się groźniejsza niż przypuszczałem. Próbowałem jeszcze pokonać poprzeczkę na tej wysokości, ale skręcałem się z bólu. Ten sezon mam już z głowy" - powiedział lekkoatleta Startu Lublin.
Wśród oczekujących znalazła się spora grupka młodych zawodniczek, zapaśniczek WLKS Siedlce z trenerem Władysławem Świętochowskim. Przyjechali powitać Agatę Wróbel, która trenuje w tym samym ośrodku sportowym. Zdaniem szkoleniowca przykład Agaty podziała na jego młode podopieczne mobilizująco i przekona je, że ciężka praca na treningach przynosi efekty.
"Jestem zaskoczona widokiem tylu młodych zawodniczek. W sercu mam ogromną radość z tego powodu, ale nie potrafię jej okazać, taka jestem zmęczona. Ledwo co stoję na nogach. Zrobiłam błąd, że przespałam się przed podróżą dwie godziny. Czułabym się lepiej, gdybym się w ogóle nie położyła, a ten krótki sen jeszcze mnie rozmontował zupełnie. Poza tym przeżyłam taką nerwówkę, że głowa boli. Jechałam na spotkanie z rodakami mieszkającymi w Grecji i o północy błądziłam po Atenach" - mówiła Agata Wróbel.
Na żeglarzy czekała z aparatem fotograficznym między innymi czterokrotna mistrzyni świata w klasie Laser Radial - Katarzyna Szotyńska, która rywalizowała z Moniką Bronicką i Weroniką Glinkiewicz o miejsce w olimpijskiej reprezentacji w klasie Europa.
Mateusz Kusznierewicz, brązowy medalista w klasie Finn wyznał, że już stresuje się następnym startem, którego nie może się doczekać. "Za dwa dni przystępuję do eliminacji amatorskich mistrzostw świata w golfie. Chciałbym zakwalifikować się do finałowego turnieju w Dominikanie. Tą grą jestem zafascynowany od dwóch lat".
Roberta Sycza powitała spora grupa kibiców z Bydgoszczy, którzy czas oczekiwania skracali sobie dyskusjami czy mistrz, urodzony w Warszawie, jest już "prawdziwym" bydgoszczaninem. Zdecydowanie przeważało zdanie, że tak, a wchodzącego do sali przylotów wioślarza powitały głośne okrzyki radości.
"Oprócz ogromnego zmęczenia i bólu niewiele pamiętam z ostatnich metrów wiosłowania. Czarna plama" - odpowiedział Robert Sycz na pytania radiowych dziennikarzy, co czuł na końcowych metrach, kiedy do polskiej osady zbliżali się Francuzi.
Nie wszyscy olimpijczycy byli skłonni do rozmów i w ogóle pokazywania się. To ci, którym występ w Atenach nie powiódł się, jak chociażby Szymonowi Ziółkowskiemu. Mistrz olimpijski z Sydney w rzucie młotem, choć słusznej postury, przemknął błyskawicznie przez halę przylotów niemal niezauważony...
ss, pap