"Dar Serca" Orlenu

Dodano:   /  Zmieniono: 
Sprawa ewentualnych wpłat PKN Orlen na rzecz fundacji "Porozumienie bez Barier" i "Dar Serca" była przedmiotem wyjaśnień składanych w Sejmie przez wiceministra skarbu.
Zygmunt Wrzodak z Ligi Polskich Rodzin pytał wiceministra o kwoty przekazywane przez PKN Orlen fundacjom "Porozumienie bez Barier" i "Dar Serca" oraz o "dziwne powiązania" fundacji żony prezydenta Jolanty Kwaśniewskej ze spółką paliwową. Szef fundacji Andrzej Kratiuk był bowiem od lutego 2002 r. do kwietnia 2004 r. jednocześnie członkiem Rady Nadzorczej PKN Orlen.

Według Wrzodaka, pieniądze zarabiane przez PKN Orlen i jego spółki idą na "reklamę niektórych osób", co sprawia, że każdy kupujący benzynę przepłaca 600-800 zł rocznie.

Jak poinformował podsekretarz stanu w ministerstwie skarbu Tadeusz Soroka, odpowiadając na pytania posła, PKN Orlen przekazał swojej fundacji "Dar Serca" w 2001 r. 500 tys. zł, w 2002 r. - 2 mln 450 tys. zł, w 2003 r. - 2 mln 883 tys. zł, a w 2004 r. - 3 mln 644 tys. zł. Spółki grupy kapitałowej Orlenu przekazały w 2003 r. - 141 tys. 254 zł, a w 2004 - 168 tys. 400 zł. Fundacja ta powstała w 20 sierpnia 2001 r., a jedynym jej "fundatorem" jest PKN Orlen. Soroka poinformował też, że do 25 sierpnia 2004 r. w radzie fundacji zasiadał były prezes spółki Zbigniew Wróbel.

W swojej wypowiedzi wiceminister przytoczył kwoty podane w środę przez Jolantę Kwaśniewską na konferencji prasowej. Według niej, PKN Orlen przekazał fundacji w dwóch ratach 350 tys. zł. Pieniądze te przeznaczone zostały na budowę kliniki hematologii i onkologii w Gdańsku - oznajmiła żona prezydenta.

Kolejne pytanie Wrzodaka dotyczyło spółki J&S. Poseł chciał wiedzieć, czy spółka ta - pośrednicząca w zakupie rosyjskiej ropy prze PKN Orlen - również płaciła na  fundację "Porozumienie bez Barier".

W odpowiedzi Soroka zadeklarował, że sprawdzi to, a informację na ten temat przekaże Wrzodakowi na piśmie.

Sprawę ewentualnych wpłat Orlenu na rzecz fundacji wywołała komisja śledcza w sprawie PKN Orlen, której szef Józef Gruszka (PSL) dwa dni temu oznajmił, że wystąpi ona do Jolanty Kwaśniewskiej o udostępnienie dokumentacji finansowej fundacji "Porozumienie bez barier".

Tymczasem były przewodniczący komisji śledczej, badającej sprawę Rywina, poseł Tomasz Nałęcz (SdPl) uważa, że domagając się od Jolanty Kwaśniewskiej dokumentacji finansowej dotyczącej fundacji "Porozumienie bez Barier", sejmowa komisja śledcza ds. PKN Orlen złamała prawo. "Prawo jest złamane w tym przepisie, który mówi, że domagać się dokumentacji od osób prawnych i publicznych przewodniczący ma prawo na mocy uchwały komisji. Tymczasem komisja się nie zebrała i nie podjęła uchwały o wystąpieniu o dokumentację do fundacji pani Kwaśniewskiej. Tutaj przewodniczący działał w oparciu o uchwałę blankietową" - ocenił Nałęcz.

Przypomniał także, że jeden z przepisów dotyczących pracy komisji śledczej mówi, iż nie może ona w swych działaniach naruszać dóbr osobistych osób trzecich. "Tymczasem bez żadnego publicznego dowodu, w oparciu o tajemnicze miny posła Giertycha, który mówi: +Skoro występujemy, to wiemy, o co chodzi+, dobra pani Kwaśniewskiej są naruszane - twierdzi poseł. - Podejrzewa się jej fundację o to, że prała pieniądze".

"Dziś każdy, kto będzie chciał prowadzić działalność charytatywną lub dać jakąś sumę na taki cel, zastanowi się, czy będzie piętnowany przez pana posła Giertycha takimi podejrzeniami" - uważa Nałęcz.

Poseł uchylił się od odpowiedzi, czy uważa za swoją porażkę to, że prezydent wyraził gotowość składania zeznań przed komisją śledczą ds PKN Orlen, mimo że odmówił tego w przypadku komisji badającej tzw. sprawę Rywina, Nałęcz odparł: "Moim zdaniem, prezydent toczył spór z częścią komisji w oparciu o ekspertyzy prawne, które posiadał. (...) Podtrzymywanie tego sporu może sprawiać wrażenie, że prezydent uchyla się od powiedzenia prawdy" - powiedział.

Przypomniał, że prezydent powiedział wówczas: "Jeśli stanę przed komisją tak szybko, to każdy kolejny prezydent stanie przed każdą komisją".

Nałęcza oburza to, że komisja chce przesłuchać prezydenta jako jedną z ostatnich osób. "Każdy prawnik wie, kogo się w procesie karnym przesłuchuje na końcu (...) -podejrzanego. Komisja nie może być +pleciugą+, jeżeli uważa, że trzeba przesłuchać prezydenta, to go wzywa. Jeśli nie jest na to przygotowana i nie potrafi jeszcze zadać pytań, jak mówi poseł Giertych czy Wassermann, to nie opowiada całemu światu, że wezwie prezydenta" - uważa Nałęcz.

"Opowiadając, że wezwie prezydenta na końcu, komisja sprawia wrażenie, że rezerwuje dla niego rolę szczególną na ławie oskarżonego. Moim zdaniem, to jest takie dorabianie gęby prezydentowi, a to komisji po prostu nie przystoi" - ocenił.

em, pap