Plotki zamiast uwolnienia (aktl.)

Plotki zamiast uwolnienia (aktl.)

Dodano:   /  Zmieniono: 
Rozwiały się nadzieje na uwolnienie przez deputowanego rządzącej partii UMP Didiera Julię porwanych w Iraku francuskich dziennikarzy. Władze w Paryżu od początku odżegnywały się od jego misji.
Wniosek, że starania Julii ostatecznie skończyły się niepowodzeniem można wysnuć na podstawie wypowiedzi polityków z otoczenia prezydenta Jacquesa Chiraca, cytowanych w sobotę przez francuskie media.

Didier Julia, znany z sympatii do obalonego reżimu Saddama Husajna i niekonwencjonalnych zachowań, był w piątek w Damaszku, gdzie - jak sam zapewniał - zabiegał o zwolnienie dziennikarzy. Od  jego misji odżegnuje się otoczenie prezydenta w Pałacu Elizejskim, Zgromadzenie Narodowe, a także resorty obrony i spraw zagranicznych. Oficjalnie nikt jednak działań Julii nie potępił, licząc - jak podkreślają francuskie media - że być może zakończą się one sukcesem.

Jednak kolejne zapowiedzi deputowanego o rychłym uwolnieniu zakładników i szybko dementowane informacje, jakich udziela prasie, rozwiały pokładane w nim nadzieje.

"To jest inicjatywa prywatna, a pan Julia reprezentuje tylko samego siebie" - skomentował w sobotę Pałac Elizejski, dodając, że misja deputowanego "nie wydaje się być pozytywna. Jeśli jednak jest choć trochę prawdy w tym, co  mówi, nie możemy go tak całkiem ignorować". "Zamieszania jest więcej, a pewności - mniej" - tak skomentował misję Julii dużo wcześniej rzecznik Ministerstwa Obrony w Paryżu Herve Ladsous.

Rzeczywiście misja ta nie wygląda poważnie. Poważnie nie można też traktować kolejnych wypowiedzi Julii i działającego w jego imieniu samozwańczego negocjatora Philippe'a Bretta. Twierdził on już w piątek, że jest z dziennikarzami, a ich uwolnienie jest bliskie. Winę za opóźnienie ponoszą według niego Amerykanie i prowadzone przez nich w Iraku działania, takie jak piątkowa ofensywa w Samarze.

Z kolei Julia w piątek wieczorem oskarżył siły USA, że amerykański patrol jeszcze na terytorium Iraku ostrzelał samochody z jadącymi już do niego do Damaszku dziennikarzami. Według jego relacji, w ostrzale miało zginąć sześciu Irakijczyków. Francuzom nic się nie stało, ale ostrzał opóźni uwolnienie zakładników - twierdził Julia. Jego zdaniem, powrót zakładników nie mógł dojść do skutku z powodów bezpieczeństwa, ponieważ "Amerykanie wzmogli bombardowania". Francuski deputowany nie chciał jednak podać miejsca, gdzie miało dojść do ostrzału. Armia USA szybko zdementowała te informacje.

Słowa Bretta, cytowane we wszystkich francuskich mediach i  wrzawa, jaką wokół swojej misji robi Julia, rozbudziły w piątek nowe nadzieje na bliskie uwolnienie zakładników. W sobotę jednak komentarze są ostrożne. "Plotki i fałszywe nadzieje" - tytułuje swoją relację dziennik "Liberation". "Niepewność co do losu zakładników" - dodaje "Le Figaro".

Nadzieje te szybko rozwiał premier Francji Jean Pierre Raffarin, mówiąc już w piątek, iż rząd nie ma wystarczających informacji, by przesądzić, że francuscy dziennikarze zostali uwolnieni.

Brett jest przewodniczącym organizacji "Francuskie Biuro na rzecz Rozwoju Przemysłu i Kultury", które w latach 90. bardzo głośno domagało się zniesienia sankcji wobec Iraku wprowadzonych po  inwazji na Kuwejt.

Z kolei otoczenie Chiraca po raz kolejny zapewniło, że dyplomacja francuska robi wszystko, by uratować dziennikarzy. Żadnych szczegółów podejmowanych działań nie podaje jednak do wiadomości. Wiadomo tylko, że w regionie Zatoki Perskiej jest od czwartku sekretarz generalny Ministerstwa Spraw Zagranicznych Jean-Pierre Lafon.

41-letni Georges Malbrunot z dziennika "Le Figaro" i  37-letni Christian Chesnot z  radia RFI, a także ich syryjski kierowca, są w niewoli od 44 dni.

em, pap