Szmaragdowa dolina

Dodano:   /  Zmieniono: 
Talibowie udzielają schronienia ściganemu listami gończymi międzynarodowemu terroryście Osamie bin Ladenowi, na wielką skalę produkują surowiec do wytwarzania narkotyków i są przerażająco okrutni wobec kobiet - wylicza grzechy wojowniczych wychowanków szkół koranicznych tadżycki wódz Ahmad Szah Masud
Legendarny przywódca antysowieckiej partyzantki afgańskiej uznawany jest dziś za lidera ugrupowań walczących z talibami. Opuścił oblężony Kabul we wrześniu 1996 r., ale do tej pory nie utracił stanowiska wiceprezydenta Afganistanu. Prezydentem zaś - przynajmniej formalnie - pozostaje Burhanuddin Rabbani. Na ostatniej, jesiennej sesji Zgromadzenia Ogólnego ONZ w Nowym Jorku potwierdzono, że tylko ci dwaj politycy reprezentują legalne władze środkowoazjatyckiego państwa. Dolina Panczsziru znajduje się ok. 70 km od stolicy. Zawsze była polem hańby dla obcych najeźdźców usiłujących nią zawładnąć. Na próbach wtargnięcia do niej zęby połamali sobie już w XIX w. Brytyjczycy, a ostatnio - "niezwyciężona" armia radziecka. Hałdy złomu, pozostawionego przez - działające oczywiście w duchu internacjonalizmu - wojska jeszcze dziś zaśmiecają krajobraz. Panczszir leży w prowincji Parwan i jest ojczyzną słynnego Tadżyka - niegdysiejszego pogromcy Rosjan. Dzisiaj w tamtejszym więzieniu siedzi 300 talibów; tysiąc osób wymieniono ostatnio na ludzi Masuda (w ramach umowy o wymianie jeńców). Jako anegdotę opowiada się dziś historię o niedawnej ucieczce jednego z talibów. Śmiałkowi udało się uciec podczas wieczornych modłów nad rzeką. Jedyna droga odwrotu wiodła jednak przez mało przyjazne człowiekowi góry. Wyczerpany zbieg wrócił po dwóch dniach do Panczsziru, prosząc o ponowne zakwaterowanie w swej celi. Jeńcy schwytani w różnych miejscach kraju twierdzą, że przywódcy kazali im chwycić za broń i zabijać wroga, uzasadniając to motywami religijnymi. Panczszirczycy dziwią się takiemu stawianiu sprawy, bo sami należą do gorliwych wyznawców wiary Allaha. Rzecznik talibów stwierdził podczas rozmowy z dziennikarzem "Wprost", że dziś on i jego koledzy są przeciwni zabijaniu. Tymczasem bezsensownemu okrucieństwu formacji kierowanych przez jednookiego Omara nie ma końca. Kiedy przed kilku miesiącami talibowie zdobyli położony na granicy z Uzbekistanem Hairatan, jednym z pierwszych ich posunięć było ekshumowanie zwłok komunistycznego rządcy Afganistanu Babraka Karmala - następnie dokonano "egzekucji" trupa przez powieszenie. Takie uczynki nie przysparzają sojuszników uczonym w Koranie młodzieńcom. Afgańczycy, którzy liczyli na to, że talibowie zaprowadzą ład i pokój w targanym wojną domową kraju, są już rozczarowani działaniami świątobliwych mężów. Brutalne traktowanie kobiet, zamknięcie kin i teatrów, tropienie oglądających kasety wideo i przymuszanie mężczyzn do noszenia długiego zaros- tu przelały czarę gory- czy. Śmiech obdarzonych skądinąd poczuciem humoru Afgańczyków wzbudziły wydane niedawno instrukcje, nakazujące właścicielom koni i osłów przykrywanie zwierzętom narządów płciowych. Panczszirczycy są przekonani, że talibów byłoby się łatwiej pozbyć, gdyby nie to, że cieszą się bezwarunkowym poparciem Pakistanu. Islamabad najpierw powołał do życia i wyszkolił ich formacje zbrojne, a dziś dostarcza broń. Na granicy kwitnie szmugiel i handel narkotykami. Na plantacjach konopi i maku fortuny zbijają talibscy bonzowie i pakistańscy generałowie. W opinii ministra Arefa Salwaniego, obecny konflikt afgański wcale nie jest wojną domową. - Rosjan już nie ma, ale za to panoszą się u nas Pakistańczycy. Wykorzystują talibów do załatwiania swoich interesów naszym kosztem. Jeśli Islamabad nie przestanie traktować naszego kraju jak własnego podwórka, trudno będzie o pokój - konkluduje Salwani. Dla Pakistańczyków korzystna jest zresztą współpraca nie tylko z talibami. Wykorzystują także trudności zaopatrzeniowe Afganistanu, sprzedając tam wiele swych towarów. W prymitywnych kuźniach, przeniesionych żywcem z epoki średniowiecza, trudno jest Afgańczykom wykuć choćby trwały nóż kuchenny. Brakuje prądu. W chatach głównym źródłem światła są lampy naftowe. Z wybitych znaków wynika, że zostały sprowadzone z Niemiec. - To są najlepsze lampy. Gdy się do nich wleje nafty, mogą się palić bez przerwy przez trzy dni - zachwala produkty niemieckiego przemysłu szofer obwożący mnie po Panczszirze. Zdumienie, graniczące z podziwem dla ludzkiej przedsiębiorczości, budzi widok zanurzonego po kolana w wodzie człowieka, obracającego w nurcie rzeki Panczszir turbinę, by zyskać odrobinę elektryczności. Generał Masud nie ukrywa, że liczy na to, iż Dolinę Panczsziru zelektryfikują Polacy. Szef antytalibskiej koalicji podpisał nawet porozumienie w tej sprawie z polską firmą Inter Commerce. Zanosi się jednak na to, że prawdziwym, międzynarodowym hitem będzie wieloletnia umowa dająca IC wyłączność na eksploatację i wywóz szmaragdów, których olbrzymie złoża znajdują się w Panczszirze. Panczszirskie kamienie ceną ustępujące jedynie diamentom - ale jakościowo podobno nawet lepsze od słynnych kolumbijskich szmaragdów - są od dawna bogactwem tego górzystego kraju. Na interesy z Masudem mieli więc ochotę Francuzi, Anglicy i Skandynawowie. Wygrali Polacy, którzy mają teraz szybko zmodernizować istniejące kopalnie. Górnicy zaczną używać specjalistycznego sprzętu, dzięki czemu wzrośnie wartość szmaragdów. Stosowane bowiem do tej pory prymitywne metody (wysadzanie ścian laskami dynamitu) prowadziły często do uszkodzenia urobku. Mimo iż mieszkańcy Panczsziru pamiętają o "internacjonalistycznej" agresji, są dziś pokojowo nastawieni do Rosji. - Rosjanie zrozumieli, że jeśli nie będzie się stawiało czynnego i skutecznego oporu talibom w Afganistanie, ortodoksja islamska może się rozlać na terytoria sąsiadów - Uzbekistanu, Tadżykistanu, Kazachstanu i Turkmenistanu. A stamtąd będzie już tylko krok do Rosji, gdzie także mieszka znacząca mniejszość muzułmańska - wyrokuje Chalil Fruzi. Zdaniem Ahmada Szaha Masuda, nowy rosyjski premier Jewgienij Primakow jest ekspertem ds. międzynarodowych i doskonale zna regionalne realia. Przeciwnicy talibów duże nadzieje wiążą też ze zmianą stanowiska Stanów Zjednoczonych wobec rządu Omara. Zrażony tolerancją talibów dla oskarżanego o międzynarodowy terroryzm bin Ladena Waszyngton zdaje się modyfikować swoje, do niedawna tolerancyjne nastawienie do nowych władców Kabulu. Nieoficjalnie wiadomo, że Pakistańczycy wykorzystywali amerykańskie pieniądze, tworząc przed kilkoma laty bojowe ugrupowania fundamentalistów afgańskich. Wkrótce okazało się, że pieniądze wyrzucono w błoto, gdyż talibowie nie są w stanie zapewnić w kraju bezpieczeństwa inwestycyjnego, niezbędnego do zbudowania rurociągu, którym do portów pakistańskich miałaby popłynąć ropa i gaz (m.in. z Turkmenistanu). Chalil Fruzi jest pewien, że jego szef wróci w glorii do Kabulu, "bo tylko on ma wizję dalszego istnienia Afganistanu jako integralnego państwa". Na razie prawowite władze afgańskie funkcjonują jeszcze w mieście Dżabal-us-Siradż, znajdującym się ok. 50 kilometrów od Kabulu. Ma tam też swoje biuro prezydent Rabbani, przebywający dziś na kuracji w Niemczech po wypadku samochodowym na górskich bezdrożach - samochód, którym jechał leciwy szef państwa, stoczył się w sześćdziesięciometrową przepaść. Rabbani przeżył, ale ma kłopoty z kręgosłupem. Optymizm Fruziego podziela prof. Abdelsalam Zafari, niegdyś wykładowca na politechnice w Kabulu. - Afgańczycy chyba już ostatecznie przekonali się, że tylko nasi legalni władcy mogą w miarę rozsądnie rządzić. Mułła Omar nie ma autorytetu politycznego, odpowiednich predyspozycji, kwalifikacji, a nawet wystarczającego wykształcenia, by zostać przewodnikiem religijnym Afgańczyków. Myślę, że zdaje sobie sprawę ze swych ograniczeń i tylko dlatego w ogóle nie pokazuje się publicznie. Nie ma to nic wspólnego z tworzeniem aury tajemniczości i niedopowiedzeń. Nie jest przecież starzejącą się Gretą Garbo, by musiał stronić od ludzi - dodaje Zafari.


Więcej możesz przeczytać w 49/1998 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.