OCENZUROWANO

Dodano:   /  Zmieniono: 
"Zakazane zdjęcia" w Zachęcie: trudno o lepszy dokument PRL-owskiego obłędu

"Wszelkie zdjęcia (fotografie) I sekretarza KC oraz innych członków kierownictwa Partii, przed ich opublikowaniem, muszą posiadać aprobatę Wydziału Propagandy, Prasy i Wydawnictw KC PZPR" - głosiła dyrektywa prezesa Głównego Urzędu Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk z 10 października 1974 r.

Ta krótka informacja wymaga objaśnienia dłuższego od niej samej, bo coraz mniej osób pamięta lub chce pamiętać ówczesne realia. Pisana dużą literą "Partia" to Polska Zjednoczona Partia Robotnicza. Kierował nią I sekretarz, zatwierdzany w Moskwie. Funkcję tę pełnili kolejno Bolesław Bierut, Edward Ochab, Władysław Gomułka, Edward Gierek, Stanisław Kania, Wojciech Jaruzelski i Mieczysław Rakowski, zwani "Towarzyszami". Do pomocy mieli pomniejszych towarzyszy, pisanych małą literą, zwanych zbiorczo "kierownictwem". Główny Urząd Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk był jednym z najważniejszych obok aparatu bezpieczeństwa filarów partyjnej władzy. Cenzurował każde słowo książkowe, prasowe i radiowe, każdy film, spektakl i występ artystyczny - od kabaretu po operę, każdy druk - od nalepki na butelkę po wizytówkę i nekrolog, każdy obraz na wystawie i telewizyjny teatrzyk dla dzieci oraz każde zdjęcie, które miało się ukazać. "Kierownictwo" wyrażało wolę polityczną, czego nie można publicznie eksponować, zaś prezes GUKPPiW - zaufany towarzysz - wcielał ją w życie za pomocą zapisów i dyrektyw.
Cenzura w szczególny sposób traktowała najbardziej obiektywny przekaz: fotografię. Efekty ciężkiej, uczciwej pracy cenzorów możemy docenić na zorganizowanej w warszawskiej Zachęcie wystawie "Zakazane zdjęcia", której sponsorem medialnym jest tygodnik "Wprost". O ile w publikacjach skreślano poszczególne słowa, zdania i akapity, ale reszta tekstu mogła się ukazać (zresztą dziennikarze często byli w stanie oszukać cenzora i stosując powszechną metodę niedopowiedzeń i aluzji, przemycali wiele treści "anty"), o tyle wobec zdjęć stosowane były tylko dwa wyroki: "zwolnić" lub "zatrzymać". W Centralnej Agencji Fotograficznej, dostarczającej tworzywa zdjęciowego peerelowskiej prasie, klatki "zwolnione" trafiały do powszechnie dostępnego archiwum nr 1, "zatrzymane" - do zamkniętego archiwum nr 2, do którego nie było dostępu. Nikt nie wie, ile w nim pogrzebano zdjęć przez cały okres PRL. Z 16 ksiąg rejestrowych archiwum zamkniętego ocalało pięć. Z nich właśnie pochodzi wybór 250 fotografii eksponowanych od 13 grudnia - rocznicy wprowadzenia stanu wojennego - w warszawskiej Zachęcie.
Trudno o lepszy dokument komunistycznego obłędu. Wobec fotografii rzadko formułowano zakazy cenzorskie - czego (kogo) nie wolno fotografować - inaczej niż w wypadku tekstów dziennikarskich, gdzie zapisy stwierdzały wyraźnie, że np. "nie należy dopuszczać do publikacji żadnych postulatów obniżenia podatków od wynagrodzeń, płaconych przez rzemieślników, rolników i innych" (w PRL, inaczej niż dziś, rolnicy płacili wysokie podatki). Dokumenty wywiezione w 1977 r. przez pracownika krakowskiej delegatury GUKPPiW Tomasza Strzyżewskiego i ogłoszone w "Czarnej księdze cenzury PRL" wskazują, że nie wolno było publikować fotografii: zrujnowanych cmentarzy, towarzyszy Gierka i Jabłońskiego w polowych czapkach żołnierskich w czasie ćwiczeń Tarcza ?76, prezydenta Cartera podczas oficjalnej wizyty w Polsce w 1976 r., Romana Polańskiego, szacha Iranu i jego rodziny, zanieczyszczeń rzek, zwierząt domowych dotkniętych chorobami (wymieniono siedem chorób), szkód wyrządzanych przez zwierzynę leśną, pielgrzymek i zgromadzeń religijnych, znalezisk archeologicznych na terenie Belwederu, sylwetki samochodu Polonez przed jego partyjno-rządową premierą, "zbyt alarmistycznych" wypadków drogowych, pożarów i utonięć (publikowanie "danych zbiorczych" na ten temat było zakazane), nekrologów i klepsydr zapowiadających spotkania na cmentarzach b. żołnierzy AK w rocznicę powstania warszawskiego, polskich emigrantów (zakazem fotografowania objęty był m.in. Zbigniew Brzeziński), wypędzonych po Marcu, sygnatariuszy protestu w sprawie zmian w konstytucji (w której w 1975 r. zapisano podległość PRL Związkowi Sowieckiemu), członków i współ- pracowników KOR, polskich laureatów "niesłusznych" nagród zagranicznych. Kiedy w 1980 r. Czesław Miłosz dostał Nobla, okazało się, że CAF nie ma jego podobizny.
Losy większości zdjęć zależały od uznania partyjnych gorliwców. W CAF cenzura była wielostopniowa. Do obsługi ważnych wydarzeń wyznaczani byli wybrani fotoreporterzy, którzy wiedzieli, kiedy nie należy wyjmować aparatu. Zdjęciowy urobek był najpierw oceniany przez szefów agencji, często "świętszych od papieża", którzy decydowali, co od razu uśmiercić w archiwum nr 2, co przedstawić głównemu urzędowi, a z czym pognać do KC. Ale nawet zaaprobowane zdjęcia trafiały jeszcze do cenzora, który chciał się wykazać czujnością i zwracał uwagę na tzw. kontekst. Po przejściu przez te wszystkie sita, do gazet trafiały obrazki lukrowane, mające niewiele wspólnego z peerelowską rzeczywistością. Wielu fotoreporterów jednak chwytało ją w obiektyw, z pełną świadomością, że ich praca trafi "na Powązki". Archiwistki robiły potem cuda, by zakazane klatki nie poszły na przemiał: sporo zdjęć ze stanu wojennego przechowano w teczce "Zima na Mazurach". Ocalało np. zdjęcie z wizyty Jaruzelskiego w kopalni Wujek, ukazujące transparent "Witamy mordercę robotników".
Nie miały szans na publikację cztery kategorie fotograficznych zapisów. Wszelkie przejawy opozycji i niezadowolenia społecznego oraz jego tłumienia przez milicję; Kościół rozumiany jako hierarchia, budynek, a zwłaszcza wspólnota wiernych; sceny peerelowskiej biedy i beznadziei: kolejki, puste półki, błoto, bałagan na budowach, nędzarze, kopcące kominy, a nawet suszące się pieluchy. Wreszcie - członkowie partyjnych elit "na luzie", ukazani inaczej niż na mównicy lub wtedy, gdy zgodnie podnosili rączki: żadnych min, gestykulacji, spożywania ani zabaw. Kierownictwo nie jadło, nie piło, nie wypoczywało, tylko kierowało i myślało za lud.

Ta krótka informacja wymaga objaśnienia dłuższego od niej samej, bo coraz mniej osób pamięta lub chce pamiętać ówczene realia. Pisana dużą literą "Partia" to Polska Zjednoczona Partia Robotnicza. Kierował nią I sekretarz, zatwierdzany w Moskwie. Funkcję tę pełnili kolejno Bolesław Bierut, Edward Ochab, Władysław Gomułka, Edward Gierek, Stanisław Kania, Wojciech Jaruzelski i Mieczysław Rakowski, zwani "Towarzyszami". Do pomocy mieli pomniejszych towarzyszy, pisanych małą literą, zwanych zbiorczo "kierownictwem". Główny Urząd Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk był jednym z najważniejszych obok aparatu bezpieczeństwa filarów partyjnej władzy. Cenzurował każde słowo książkowe, prasowe i radiowe, każdy film, spektakl i występ artystyczny - od kabaretu po operę, każdy druk - od nalepki na butelkę po wizytówkę i nekrolog, każdy obraz na wystawie i telewizyjny teatrzyk dla dzieci oraz każde zdjęcie, które miało się ukazać. "Kierownictwo" wyrażało wolę polityczną, czego nie można publicznie eksponować, zaś prezes GUKPPiW - zaufany towarzysz - wcielał ją w życie za pomocą zapisów i dyrektyw. Cenzura w szczególny sposób traktowała najbardziej obiektywny przekaz: fotografię. Efekty ciężkiej, uczciwej pracy cenzorów możemy docenić na zorganizowanej w warszawskiej Zachęcie wystawie "Zakazane zdjęcia", której sponsorem medialnym jest tygodnik "Wprost". O ile w publikacjach skreślano poszczególne słowa, zdania i akapity, ale reszta tekstu mogła się ukazać (zresztą dziennikarze często byli w stanie oszukać cenzora i stosując powszechną metodę niedopowiedzeń i aluzji, przemycali wiele treści "anty"), o tyle wobec zdjęć stosowane były tylko dwa wyroki: "zwolnić" lub "zatrzymać". W Centralnej Agencji Fotograficznej, dostarczającej tworzywa zdjęciowego peerelowskiej prasie, klatki "zwolnione" trafiały do powszechnie dostępnego archiwum nr 1, "zatrzymane" - do zamkniętego archiwum nr 2, do którego nie było dostępu. Nikt nie wie, ile w nim pogrzebano zdjęć przez cały okres PRL. Z 16 ksiąg rejestrowych archiwum zamkniętego ocalało pięć. Z nich właśnie pochodzi wybór 250 fotografii eksponowanych od 13 grudnia - rocznicy wprowadzenia stanu wojennego - w warszawskiej Zachęcie. Trudno o lepszy dokument komunistycznego obłędu. Wobec fotografii rzadko formułowano zakazy cenzorskie - czego (kogo) nie wolno fotografować - inaczej niż w wypadku tekstów dziennikarskich, gdzie zapisy stwierdzały wyraźnie, że np. "nie należy dopuszczać do publikacji żadnych postulatów obniżenia podatków od wynagrodzeń, płaconych przez rzemieślników, rolników i innych" (w PRL, inaczej niż dziś, rolnicy płacili wysokie podatki). Dokumenty wywiezione w 1977 r. przez pracownika krakowskiej delegatury GUKPPiW Tomasza Strzyżewskiego i ogłoszone w "Czarnej księdze cenzury PRL" wskazują, że nie wolno było publikować fotografii: zrujnowanych cmentarzy, towarzyszy Gierka i Jabłońskiego w polowych czapkach żołnierskich w czasie ćwiczeń Tarcza ?76, prezydenta Cartera podczas oficjalnej wizyty w Polsce w 1976 r., Romana Polańskiego, szacha Iranu i jego rodziny, zanieczyszczeń rzek, zwierząt domowych dotkniętych chorobami (wymieniono siedem chorób), szkód wyrządzanych przez zwierzynę leśną, pielgrzymek i zgromadzeń religijnych, znalezisk archeologicznych na terenie Belwederu, sylwetki samochodu Polonez przed jego partyjno-rządową premierą, "zbyt alarmistycznych" wypadków drogowych, pożarów i utonięć (publikowanie "danych zbiorczych" na ten temat było zakazane), nekrologów i klepsydr zapowiadających spotkania na cmentarzach b. żołnierzy AK w rocznicę powstania warszawskiego, polskich emigrantów (zakazem fotografowania objęty był m.in. Zbigniew Brzeziński), wypędzonych po Marcu, sygnatariuszy protestu w sprawie zmian w konstytucji (w której w 1975 r. zapisano podległość PRL Związkowi Sowieckiemu), członków i współ- pracowników KOR, polskich laureatów "niesłusznych" nagród zagranicznych. Kiedy w 1980 r. Czesław Miłosz dostał Nobla, okazało się, że CAF nie ma jego podobizny. Losy większości zdjęć zależały od uznania partyjnych gorliwców. W CAF cenzura była wielostopniowa. Do obsługi ważnych wydarzeń wyznaczani byli wybrani fotoreporterzy, którzy wiedzieli, kiedy nie należy wyjmować aparatu. Zdjęciowy urobek był najpierw oceniany przez szefów agencji, często "świętszych od papieża", którzy decydowali, co od razu uśmiercić w archiwum nr 2, co przedstawić głównemu urzędowi, a z czym pognać do KC. Ale nawet zaaprobowane zdjęcia trafiały jeszcze do cenzora, który chciał się wykazać czujnością i zwracał uwagę na tzw. kontekst. Po przejściu przez te wszystkie sita, do gazet trafiały obrazki lukrowane, mające niewiele wspólnego z peerelowską rzeczywistością. Wielu fotoreporterów jednak chwytało ją w obiektyw, z pełną świadomością, że ich praca trafi "na Powązki". Archiwistki robiły potem cuda, by zakazane klatki nie poszły na przemiał: sporo zdjęć ze stanu wojennego przechowano w teczce "Zima na Mazurach". Ocalało np. zdjęcie z wizyty Jaruzelskiego w kopalni Wujek, ukazujące transparent "Witamy mordercę robotników". Nie miały szans na publikację cztery kategorie fotograficznych zapisów. Wszelkie przejawy opozycji i niezadowolenia społecznego oraz jego tłumienia przez milicję; Kościół rozumiany jako hierarchia, budynek, a zwłaszcza wspólnota wiernych; sceny peerelowskiej biedy i beznadziei: kolejki, puste półki, błoto, bałagan na budowach, nędzarze, kopcące kominy, a nawet suszące się pieluchy. Wreszcie - członkowie partyjnych elit "na luzie", ukazani inaczej niż na mównicy lub wtedy, gdy zgodnie podnosili rączki: żadnych min, gestykulacji, spożywania ani zabaw. Kierownictwo nie jadło, nie piło, nie wypoczywało, tylko kierowało i myślało za lud.


"Zakazane zdjęcia". Organizatorzy: Polska Agencja Prasowa SA i Galeria Sztuki Współczesnej Zachęta. Patronat: Prezydent m.st. Warszawy. Główny sponsor wystawy: AGFA. Sponsorzy: Telekomunikacja Polska SA, Agencja Rozwoju Przemysłu, Wyższa Szkoła Dziennikarska im. Wańkowicza, Polska Wytwórnia Papierów Wartościowych, Wydawnictwa Artystyczne i Filmowe. Sponsorem medialnym jest tygodnik "Wprost". Wystawa będzie czynna do 10 stycznia 1999 r. 

Więcej możesz przeczytać w 50/1998 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.