"Nie jesteśmy z KGB"

"Nie jesteśmy z KGB"

Dodano:   /  Zmieniono: 
Współwłaściciele J&S Grzegorz Jankilewicz i Wiaczesław Smołokowski odżegnują się od opublikowanej na łamach "Gazety Wyborczej" opinii oficera wywiadu na temat ich agenturalnej przeszłości.
Oto tekst ich oświadczenia:

"Jesteśmy lojalnymi obywatelami Rzeczpospolitej Polskiej. Nigdy nie współpracowaliśmy ze służbami specjalnymi żadnego kraju. Nigdy nie braliśmy udziału w żadnych działaniach ani KGB ani GRU, ani jakichkolwiek innych służb specjalnych.

Red. Wojciech Czuchnowski na łamach "Gazety Wyborczej" cytuje dziś w swojej publikacji anonimowego oficera służb specjalnych mówiącego: "Mieliśmy mocną hipotezę, że Jankilewicz i Smołokowski w latach 80. byli przygotowani przez wojskowy wywiad ZSRR - GRU -  jako agentura na kierunku berlińskim. Kiedy upadł komunizm, zostali włączeni w struktury biznesowe". Szczerze wierzymy, że  Polska jest Państwem Prawa i wszelkie zarzuty muszą być oparte na  choćby elementarnych dowodach i w oparciu jedynie o przypuszczenia naruszać dobre imię któregokolwiek obywatela Polski.

Obydwaj jesteśmy polskimi obywatelami i nie mamy żadnego innego obywatelstwa. W takiej samej sytuacji są również nasze żony i  dzieci. Mamy prawo do równego traktowania nas wobec prawa jakie zapewnia nam Konstytucja Rzeczpospolitej Polskiej oraz elementarne zasady ludzkiej uczciwości. Dzisiaj zostaliśmy postawieni w  sytuacji, w której to my mamy udowodnić, że jesteśmy niewinni stawianych nam zarzutów będących dla nas niczym innym jak bezpodstawnymi pomówieniami.

Chcemy wierzyć, że dzisiaj media powtarzając informacje udzielane przez niektóre osoby odpowiedzialne za kierowanie polskimi służbami specjalnymi robią to w dobrej wierze. Trudno nam jednak zaakceptować fakt, że odbywa się to z naruszeniem naszych dóbr osobistych i bez zachowania elementarnych zasad obiektywizmu i  bezstronności.

"Gazeta Wyborcza" pisze, że "w MSWiA zachowały się dokumenty paszportowe tych panów z końca lat 80. Rekomendacje wydania wiz wielokrotnego przekraczania polskiej granicy dawały im polskie firmy handlujące bronią i urządzeniami precyzyjnymi: INEX-PHZ, INTER-INEX, LEMAN-TEX, LABIMEX". Nigdy nie potrzebowaliśmy żadnych polskich wiz gdyż od początku naszego pobytu w Polsce posiadaliśmy karty stałego pobytu uprawniające nas do wielokrotnego przekraczania granicy. Nigdy więc nie potrzebowaliśmy rekomendacji. Nigdy też nie mieliśmy żadnej informacji, jakoby któraś z ww. firm zajmowała się handlem bronią. Nasze relacje z  tymi firmami ograniczały się do wynajmowania od nich powierzchni handlowej lub sprzedaży im sprzętu RTV. Takie informacje można było jednoznacznie wyjaśnić, a "sensacje" z tym związane zdementować przed podaniem ich do publicznej wiadomości. Szkoda, że w tym kolejnym już przypadku tego nie zrobiono.

Nigdy żadne polskie służby specjalne nie próbowały bezpośrednio z  nami wyjaśnić absurdalnych hipotez jakie dzisiaj są prezentowane w  mediach. Nigdy nie byliśmy przesłuchiwani przez służby specjalne na okoliczność jakichkolwiek wątpliwości co do naszej działalności. Nigdy też osoby stawiające nam dzisiaj tak poważne zarzuty nawet nie próbowały uzyskać od nas jakichkolwiek informacji mogących służyć weryfikacji budowanych hipotez. Dzisiaj po tylu latach prowadzenia działań operacyjnych w sprawie firmy J&S, w sytuacji, w której stawiane hipotezy nigdy nie znalazły żadnych podstaw w jakichkolwiek dowodach, nieodpowiedzialne i  zniesławiające jest publikowanie informacji na tych hipotezach opartych. W czasie jedynej rozmowy jaką Wiaczesław Smołokowski odbył z oficerem służb specjalnych, w grudniu 2000 roku, usłyszał zapewnienie, że polskie służby specjalne nie zarzucają firmie J&S ani też jej akcjonariuszom żadnych nieprawidłowości. Oficer reprezentujący UOP powiedział: "Według nas jesteście czyści". Był to jedyny nasz kontakt, tj. akcjonariuszy J&S z przedstawicielami jakichkolwiek służb specjalnych.

Media piszą o nas powołując się na anonimowych oficerów UOP, że  "zmieniali paszporty, karty pobytu, adresy". Jaka jest prawda? W  ciągu ostatnich 18 lat Wiaczesław Smołokowski zmieniał adres zamieszkania raptem pięć razy, Grzegorz Jankilewicz zaledwie trzy razy. Dla Wiaczesława Smołokowskiego jest to siódmy egzemplarz polskiego paszportu, podobnie też dla Grzegorza Jankilewicza. Żadnych innych paszportów nie mamy. Kolejne egzemplarze polskich paszportów wymienialiśmy dlatego, że ze względu na dużą intensywność podróży kończyły nam się wolne strony w paszporcie na  pieczątki i wizy. Trudno uznać to za "gubienie ogona". Nigdy w  życiu nie zmienialiśmy nazwisk a od momentu uzyskania obywatelstwa polskiego nigdy nie mieliśmy paszportów innych poza polskimi. Wcześniej dysponowaliśmy paszportami ZSRR, których się zrzekliśmy. Tak więc wszystkie nasze "liczne paszporty" były uzyskiwane pod  naszymi nazwiskami w Warszawie. Z takich samych przyczyn, braku wolnego miejsca na nowe stemple przekraczania granicy, wymienialiśmy przed uzyskaniem obywatelstwa nasze poprzednie paszporty.

Budowane przez Zbigniewa Siemiątkowskiego wrażenia rzekomego zagrożenia dotyczącego bezpieczeństwa energetycznego Państwa ze  strony J&S nie ma żadnego potwierdzenia w faktach. Wieloletnia współpraca J&S z Rafinerią Gdańsk nigdy nie była zachwiana przez jakiekolwiek problemy z dostawami ropy, co najlepiej dowodzi, że  J&S jest wiarygodnym i bezpiecznym dostawcą. Wystarczy sprawdzić fakty.

Szkoda, że przez 10 lat zajmowania się naszą sprawą nigdy nie  doszło do weryfikacji informacji podawanych dzisiaj w mediach jako "mocne hipotezy". Dla polskich służb specjalnych powinien być to wystarczający okres czasu, aby przeprowadzić elementarną weryfikację swych hipotez i kierowanych pod naszym adresem pomówień.

Mamy nadzieję, że prace sejmowej Komisji Śledczej wyjaśnią raz na  zawsze wszelkie wątpliwości. Raz jeszcze deklarujemy naszą wolę wyjaśnienia wszelkich wątpliwości i stawienia się przed Komisję Śledczą".

em, pap