Tradycja

Dodano:   /  Zmieniono: 
Kodeks karny z roku 1932 nawet w PRL budził respekt i szacunek. A na obecnym kodeksie można jeździć jak na łysej kobyle
Miałem nadzieję pójść na konferencję zorganizowaną przez Trybunał Konstytucyjny i Okręgową Radę Adwokacką w Warszawie o tradycji i współczesności tworzenia prawa w Polsce. Nie poszedłem, bo musiałem pisać felieton, a do wieczora czekała jeszcze masa spotkań i różnych obowiązków. Dwa dni wcześniej zbuntowałem się trochę i zamiast pisać inny felieton, obejrzałem w telewizji "Mateusza Bigdę". Porozmawiajmy więc dzisiaj o tradycji i współczesności.

Notabene felieton dla młodych prawników, którego (jeszcze) nie napisałem, miał być o naszym wchodzeniu do Europy. Współczesność to pieniądze, biurokracja, dyrektywy i tysiąc Bóg wie jakich formalno-urzędniczych spraw. Na tym tle jakże pięknie i dostojnie wygląda nasza tradycja bycia w Europie: od św. Wojciecha i zjazdu gnieźnieńskiego do Jana Pawła II - pełne dziesięć wieków. Na kultowym filmie "Miś" starszawy, zabiedzony wozak, ubrudzony węglem i błockiem, które rozchlapał upadły, słomiany, komunistyczny niby-niedźwiedź, pięknie i wzruszająco mówi o Tradycji. Jeden z jego kolegów po fachu dał takie imię swojej córeczce. Ciekawe, gdzie ona teraz jest i co robi? Pędzeni współczesnością coraz bardziej oddalamy się od tradycji. A musimy przecież przetrwać nie tylko najbliższy wiek, ale całe następne tysiąclecie. Wygląda na to, że łatwiej nam nawiązywać do złych wzorów z przeszłości niż do dobrych. A ilustracją niech będzie Bigda i przedwojenne prawo.
Zekranizowany przez Wajdę utwór Juliusza Kadena-Bandrowskiego, legionisty i adiutanta Piłsudskiego, był oczywistą próbą uzasadnienia zamachu majowego jako historycznej konieczności. Dzieło jest więc stronnicze, a mimo to mamy wrażenie, jakby wszystko odbywało się dzisiaj. Polityczna historia Polski powtarza się jako farsa. Są chytrzy, wykształceni i zawzięci przywódcy chłopscy, endecy, arystokraci, socjaliści, księża, legioniści, a nawet Żydzi. Niby są, a tak jakby ich nie było. Wszyscy jesteśmy jacyś pomniejszeni po paru dziesięcioleciach w PRL. Czy Andrzej Lepper i Władysław Serafin to następcy Witosa i Rataja? Kto jest dzisiejszym Mateuszem Bigdą? Czy jest to już bohater zbiorowy?
Zostawmy jednak tradycyjne polskie piekło polityczne i przejdźmy do tworzenia prawa. Przedwojenna Komisja Kodyfikacyjna RP była niedoścignionym wzorem najlepszego prawotwórstwa. Słynny kodeks zobowiązań, obowiązujący do dzisiaj kodeks handlowy czy wreszcie inne dzieła klasy europejskiej - kodeks karny i prawo o wykroczeniach - trudno jest dzisiaj zastąpić ustawami zbliżonej jakości. Nawet ustawa zasadnicza - wymęczona trochę na siłę konstytucja z 1997 r. - nie umywa się do swych słynnych poprzedniczek z dwudziestolecia międzywojennego. Zastanawiam się, dlaczego nie jesteśmy w stanie odrodzić wspaniałej, polskiej tradycji legislacyjnej. Mówiono o tym zapewne na konferencji, którą, niestety, straciłem, pisząc dzisiejszy felieton. Kodeks karny z 1932 r., którego głównym twórcą był prof. Juliusz Makarewicz, miał europejską sławę i był tak dobry, że nawet w czasach PRL budził respekt i szacunek. A na kodeksie karnym z 1997 r. można jeździć jak na łysej kobyle. Ostatnio czyni to w prasie codziennej wybitny prawnik ("Życie" z 27-28 listopada), wybitny karnista ("Życie" z 1 grudnia), a mój kolega z Uniwersytetu Warszawskiego - doktor praw Janusz Kochanowski: "Jaki jest nowy kodeks karny? Zły. Jak zły? Bardzo zły. To potrójna katastrofa: intelektualna, legislacyjna i polityczna".
Przeciwko kodeksowi Makarewicza nikt poważny nie śmiałby rozpocząć prasowej krucjaty. To jakaś całkiem nowa, świecka tradycja. Bądźmy jednak wyrozumiali: zbliża się koniec wieku wraz z przełomem tysiącleci i każdemu może odbić szajba. Nawet najbardziej wybitnemu. Biedna Tradycja. Dziewczynka z zapałkami. .
Więcej możesz przeczytać w 50/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.