Konie trojanskie

Dodano:   /  Zmieniono: 
Jak sie zostawalo agentem sluzb specjalnych PRL
Rzecznik interesu publicznego skierował do sądu już 26 wniosków o zbadanie zgodności z prawdą oświadczeń lustracyjnych. Dotyczyły one dziewięciu posłów, dwóch senatorów, wicepremiera i zarazem szefa MSWiA, dwóch pod- sekretarzy stanu, dziewięciu adwokatów, dwóch sędziów i jednego prokuratora. Spraw sądowych byłoby więcej, ale braki w archiwach służb specjalnych PRL nie zawsze pozwalają na sformułowanie odpowiednio udokumentowanych wniosków. Biuro rzecznika interesu publicznego dokumentuje obecnie ok. 50 wniosków. Połowa z nich dotyczy polityków.
W kwietniu 1997 r. Sejm przyjął ustawę "o ujawnieniu pracy lub służby w organach bezpieczeństwa państwa lub współpracy z nimi w latach 1944-1990 osób pełniących funkcje publiczne", w skrócie nazywaną ustawą lustracyjną. W czerwcu 1998 r. ustawę znowelizowano, m.in. z powodu kłopotów ze skompletowaniem składu Sądu Lustracyjnego. W ustawie współpracę z organami bezpieczeństwa PRL zdefiniowano jako "świadomą i tajną współpracę z ogniwami operacyjnymi lub śledczymi organów bezpieczeństwa państwa w charakterze tajnego informatora lub pomocnika przy operacyjnym zdobywaniu informacji". Za dowód współpracy uznano akt nominacji, umowę o pracę lub inny wiarygodny dokument. Może to być także dokument stwierdzający pobieranie emerytury lub renty z tytułu takiego zatrudnienia.
Ustawa lustracyjna nałożyła na osoby ubiegające się o ważne funkcje publiczne - m.in. prezydenta, posłów i senatorów, premiera, ministrów i wiceministrów, sędziów, prokuratorów, adwokatów itp. - obowiązek składania oświadczeń lustracyjnych. Muszą być one złożone w chwili wyrażenia zgody na kandydowanie lub objęcie stanowiska. W oświadczeniu trzeba napisać, czy było się tajnym i świadomym współpracownikiem, czy też nie. Prawdziwość składanych zeznań bada rzecznik interesu publicznego i kierowane przez niego biuro. Jeśli rzecznik uzna, że oświadczenie jest niezgodne z prawdą, kieruje sprawę do Sądu Lustracyjnego.
Znaczną część dokumentów, na podstawie których rzecznik interesu publicznego kieruje wnioski do sądu, stanowią zobowiązania do współpracy. Zwerbowanym tajnym współpracownikom (TW) służby specjalne PRL podsuwały do podpisania zobowiązanie o zachowaniu w tajemnicy faktu rozmów z oficerem SB lub Wojskowej Służby Wewnętrznej. Pismo było przeważnie napisane na maszynie. Zwerbowany pisał natomiast własnoręcznie zobowiązanie do współpracy: "Ja... (imię i nazwisko) zgadzam się dobrowolnie..." lub "...proszę o umożliwienie mi współpracy z organami... (nazwa)". Dokument o zachowaniu tajemnicy współpracy zawierał dodatkowo przepisy grożące karą w wypadku jej ujawnienia. Nowy nabytek specsłużb przybierał pseudonim, który wpisywano do zobowiązania o współpracy. Od tego momentu wszystkie doniesienia agenturalne podpisywał tylko pseudonimem. Na spotkaniu werbunkowym omawiano miejsca i terminy tzw. spotkań zasadniczych, rezerwowych, system łączności. TW dostawał także pierwsze, przeważnie proste zadanie do wykonania. Później oficer operacyjny rejestrował TW na karcie ewidencyjnej ("E-6"). Od tego momentu dokument ten zyskiwał klauzulę "tajne specjalnego znaczenia". W rubryce "jednostka" wpisywano nazwę organu pozyskującego TW, w rubryce "charakter" - rodzaj tajnego współpracownika (informator, agent, właściciel lokalu kontaktowego). Opisywano także rodzaj materiału werbunkowego (rubryka "materiał") - na zasadach dobrowolności lub pod wpływem materiałów obciążających, czyli szantażu. Osoby, które podpisały deklarację o współpracy pod przymusem, pod groźbą utraty zdrowia bądź życia, w swych oświadczeniach lustracyjnych musiały się jednak przyznać do współpracy. Sąd Lustracyjny (w pierwszej instancji) uznał, że nie zrobił tego senator Marian Jurczyk, prezydent Szczecina.


Oświadczenia lustracyjne

Złożyły je 22 643 osoby pełniące funkcje publiczne: 8337 sędziów, 5966 prokuratorów, 6880 adwokatów oraz 1460 osób pełniących funkcje posłów, senatorów, szefów mediów publicznych, urzędników kancelarii premiera i prezydenta. Do współpracy ze służbami specjalnymi PRL przyznało się 308 osób. W "Monitorze Polskim" opublikowano jednak tylko 138 oświadczeń (pozostali nie podlegali lustracji lub błędnie zinterpretowali ustawę).


Karta "E-6" istniała w dwóch egzemplarzach. Jeden przekazywano do Kartoteki Sieci Ministerstwa Spraw Wewnętrznych w Warszawie, drugi pozostawał w jej odpowiedniku na szczeblu wojewódzkim (w zależności od miejsca werbunku). Po zatwierdzeniu karty przez centralę oficer otrzymywał dwie teczki TW: roboczą i personalną. W personalnej gromadzono informacje o TW, raport z werbunku, a później wszystkie pokwitowania TW (lub adnotacje oficera prowadzącego) dotyczące wynagrodzeń dla niego. Trafiały tam też raporty na temat przebiegu współpracy, charakterystyka TW, raporty ze spotkań kontrolnych, które z TW co jakiś czas odbywał przełożony oficera operacyjnego. Teczka personalna znajdowała się w sejfie dowódcy jednostki, teczka robocza - w kasie oficera operacyjnego. Właśnie w niej umieszczał on meldunki TW. Każde doniesienie agenturalne numerowano i opatrywano datą przyjęcia. Pod treścią umieszczany był tzw. rozdzielnik. Zgodnie z rozdzielnikiem informacje lub ich część trafiały do zainteresowanych. Samo przesyłanie odbywało się tzw. pocztą specjalną, czyli za pośrednictwem kurierów. Taki sposób wykorzystywania informacji od TW dawał pełną kontrolę obiegu korespondencji. Na doniesieniu TW zapisywano wszelkie sposoby wykorzystania jego informacji - jeżeli była to tzw. sprawa operacyjna, wpisywano jej kryptonim i numer.
Tajny współpracownik SB lub wojskowych służb specjalnych był za donoszenie wynagradzany z funduszu operacyjnego, zwanego funduszem "O". TW kwitował pobranie pieniędzy, używając pseudonimu. Pokwitowania były przechowywane w jego teczce osobowej. Za pieniądze z tego funduszu kupowano też czasem prezenty dla TW. Składał on swoje donosy i brał za to pieniądze na spotkaniach z oficerem operacyjnym. Często TW i jego prowadzącym interesowały się też inne służby, które sporządzały potem raporty lub notatki. Kontrolowani byli również oficerowie prowadzący, nie wiedząc o tym. Rejestrowanie i prowadzenie fikcyjnych agentów byłoby możliwe, gdyby w takiej mistyfikacji uczestniczyli oficerowie znajdujący się co najmniej na trzech szczeblach struktury SB i brały w niej udział przynajmniej dwie służby specjalne. SB i WSW musiałyby też zakładać swój bliski koniec. Prawdopodobieństwo prowadzenia fikcyjnego agenta jest zatem wyjątkowo małe.
Wyniki współpracy z TW były co pewien czas oceniane. Oficerowie specsłużb PRL swoich najlepszych agentów nazywali "końmi".
Badając prawdziwość złożonych oświadczeń lustracyjnych, rzecznik ma pełny dostęp do dokumentacji, ewidencji i innych informacji zgromadzonych do 10 maja 1990 r. przez Ministerstwo Obrony Narodowej, Ministerstwo Spraw Wewnętrznych, Ministerstwo Sprawiedliwości, Ministerstwo Spraw Zagranicznych i Urząd Ochrony Państwa. Dostęp do tych dokumentów ma również Sąd Lustracyjny, rozpatrujący wnioski rzecznika. W razie potrzeby sąd ma też prawo wstępu do pomieszczeń, w których przechowywane są archiwa niezbędne do przeprowadzenia procesu lustracyjnego. Dotychczas Sąd Lustracyjny orzekł, że dwóch parlamentarzystów złożyło fałszywe oświadczenia lustracyjne: Jerzy Mokrzycki, senator SLD, były wojewoda koszaliński, oraz senator Marian Jurczyk. Procesy lustracyjne przegrało trzech adwokatów. Z zarzutów współpracy z organami bezpieczeństwa PRL zostali oczyszczeni: poseł Jerzy Osiatyński z Unii Wolności oraz senator Wiesław Chrzanowski z ZChN, były marszałek Sejmu - w obu wypadkach procesy lustracyjne przeprowadzono na prośbę polityków. W sprawie posła Aleksandra Bentkowskiego z PSL, byłego ministra sprawiedliwości, sąd wydał orzeczenie o umorzeniu postępowania, nie znalazł bowiem dowodów ani jego winy, ani niewinności. Budząca spore emocje sprawa byłego wicepremiera Janusza Tomaszewskiego będzie rozpatrywana przez Sąd Lustracyjny 18, 19 i 20 stycznia 2000 r.
Więcej możesz przeczytać w 50/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.