Podobnie potoczyły się wypadki podczas "rewolucji róż" zimą tego roku w Gruzji, kiedy to Szewardnadze nie chciał się pogodzić ze zwycięstwem lidera opozycji, Saakaszwilego. Tysiące jego sympatyków demonstrowały na ulicach, czyniąc z protestów wielką fiestę i rozdawały róże zdezorientowanym policjantom. I tym razem Szewardnadze uległ presji i oddał władzę.
Jak do tej pory Ukraina wydaje się realizować ten sam scenariusz. Niektórzy analitycy wręcz mówią o tym, że do Kijowa przybyli eksopozycjoniści serbscy, którzy instruują zwolenników Wiktora Juszczenki. Czy wobec tego powyborcza awantura na Ukrainie ma szanse skończyć się równie pomyślnie? Problem w tym, że Ukraina w przeciwieństwie do Serbii i Gruzji odgrywa kluczową rolę w marzeniach Putina o przywróceniu rosyjskiego imperium.
Dominika Ćosić