Gdyby nie miliony ludzi, które przez ostatnie tygodnie protestowały na placach Kijowa, Lwowa, Tarnopola, Iwano-Frankowska, Użhorodu, Żytomierza a nawet projanukowyczowskich Charkowa czy Doniecka, to wyborczymi fałszerstwami zainteresowałby się na świecie najwyżej pies z kulawą nogą. Tak jak stało się po sfałszowaniu referendum na Białorusi.
To dzięki nieustępliwości narodu ukraińskiego rokowania podjęli Lech Wałęsa, Aleksander Kwaśniewski, Javier Solana, Valdas Adamkus i dziesiątki innych zagranicznych negocjatorów. Dzięki milionom zwykłych Ukraińców doszło do rozmów przy okrągłym stole. Dzięki nim o wyborczych fałszerstwach mówi cały świat.
To nie zasługa Leonida Kuczmy, że nie użył wojska do rozpędzenia tłumów demonstrujących w największych miastach, co podszeptywali mu wojskowi doradcy. Nie mógł tego zrobić, bo wbrew oczekiwaniom wielu, oszukany naród nie przypuścił szturmu na rządowe budynki, tylko demonstrował pokojowo. Przeciwko wysłanym milicjantom i specnazowi nie użył pięści, tylko pomarańczowych róż. Dzięki dyscyplinie i spokojowi demonstrujących plac Niepodległości nie zamienił się w plac Tiananmen.
Ukraińcy zmieniają nie tylko swój kraj. Tysiące Polaków przypinając sobie w geście solidarności pomarańczowe wstążki, uczestnicząc w dziesiątkach demonstracji pokazało, że nie interesuje ich tylko czubek własnego nosa. Pomarańczowa rewolucja jak nigdy dotąd zjednoczyła polskich polityków. Uchwałę w sprawie wyborów na Ukrainie oraz apel do tamtejszego parlamentu Sejm przyjął bez głosowania, przez aklamację. Podczas warszawskiej demonstracji poparcia dla ukraińskiej opozycji stali na tej samej trybunie i przemawiali tym samym głosem zwalczający się nawzajem liderzy lewicy i prawicy.
Ukraińcy nie mogą się jeszcze cieszyć ze zwycięstwa. Mają jednak coś czego im już nikt nie odbierze. Silne, zjednoczone społeczeństwo, którego może pozazdrościć niejeden kraj zachodniej Europy.
Wielki szacunek.
Sergiusz Sachno