Niezabitowska: nie współpracowałam z SB

Niezabitowska: nie współpracowałam z SB

Dodano:   /  Zmieniono: 
Nigdy nie byłam współpracownikiem SB, ani żadnej innej agentury PRL - a dokumenty, które miałyby świadczyć o tym zostały spreparowane - oświadczyła Małgorzata Niezabitowska, była rzecznik prasowa w rządzie Tadeusza Mazowieckiego.
Zapowiedziała, że użyje wszelkich środków prawnych, aby dowieść swojej niewinności. "W całym życiu kierowałam się uczciwością. Postępowałam zgodnie z zasadami honoru, starałam się czynić jak najlepiej dla mojego kraju. Najcenniejszym co posiadam, jest moje dobre imię. Nie pozwolę go zniszczyć" - oświadczyła.

Dodała, że nagłaśniając sprawę w mediach "dokonała moralnej autolustracji" i że rozpocznie starania o przeprowadzenie prawnej autolustracji.

W opublikowanym w sobotniej "Rzeczpospolitej" tekście "Moja teczka - Prawdy jak chleba" Małgorzata Niezabitowska napisała, że  w poniedziałek dowiedziała się, że w Instytucie Pamięci Narodowej odnalazła się jej teczka. Dowiedziała się również, że "wedle zawartych tam dokumentów", była informatorem Służby Bezpieczeństwa.

Według jej słów, teczkę w lipcu 1990 roku zabrał z MSW gen. Czesław Kiszczak, o czym powiadomił ją wtedy "w przerwie posiedzenia Rady Ministrów" następca Kiszczaka w resorcie, Krzysztof Kozłowski.

Jak napisała Niezabitowska, na jej pytanie czy nie można tej teczki odzyskać, Kozłowski miał odpowiedzieć: "Przecież nie  zrobimy generałowi rewizji". "A na moją propozycję, że sama porozmawiam z Kiszczakiem, zapytam go wprost, oświadczył, że  generał jest zawodowcem, który nie po to coś wyniósł, aby się przyznawać. Rozmowa zakończyła się tym, że właściwie nie możemy nic zrobić, ale dobrze, że wiemy" - czytamy w tekście.

Na konferencji prasowej Niezabitowska opowiedziała też dziennikarzom, w jaki sposób dowiedziała się o odnalezionej teczce. Powiedziała, że pod jej dom przyszła nieznana jej kobieta, która nie wchodząc do środka poinformowała ją, że od osoby trzeciej, która pragnie zachować anonimowość dowiedziała się, że w  IPN odnalazła się teczka Niezabitowskiej, która zawiera "materiały obciążające ją", m.in. takie, że miała się spotykać w 1982 roku z  funkcjonariuszem SB.

"Domyślam się, że ta osoba wierzy w moją niewinność i dlatego postanowiła mi przekazać tę wiadomość" - powiedziała Niezabitowska. Zaznaczyła, że w jej ocenie "przekaz był wiarygodny". Przypuszcza także, że osoba, która wysłała tę kobietę do niej do domu, "musiała widzieć jej +teczkę+".

Wcześniej Niezabitowska mówiła, że ma znajomych w IPN, ale  "nie mogła ich narażać, prosić, żeby sprawdzili jej teczkę". "Poza tym nie chciałam tego robić, działać niejawnie" - dodała.

Pytana przez dziennikarzy, dlaczego, gdy zaczął działać IPN nie  zwróciła się do Instytutu o wgląd do swojej "teczki" powiedziała, że uważała przecież, że jej tam nie ma. Przyznała też, że nawet się z tego cieszyła, gdyż niektórzy, którzy oglądali swoje "teczki" znajdowali w nich "nieprawdziwe, obrzydliwe rzeczy, bo  ktoś na nich donosił".

Mówiła też, że wcześniej także nie próbowała dojść, gdzie i co znajduje się w teczce, bo Kozłowski ją przekonał, że nie można nic zrobić, ale że ważne jest, że mają wiedzę o zniknięciu +teczki+ i  że "w razie czego będą reagować". "A ponieważ nic się nie  wydarzyło, potem była praca w rządzie, potem zaczął działać IPN..., aż do poniedziałku" - mówiła Niezabitowska.

O Kozłowskim mówiła jako o człowieku niezwykle poważnym, podkreślała zaufanie jakim go darzyła, a także to, iż był przejęty zniknięciem jej "teczki".

Tymczasem b. minister SW w rządzie Tadeusza Mazowieckiego nie  przypomina sobie, żeby wiedział o istnieniu teczki Małgorzaty Niezabitowskiej w archiwach SB oraz że informował ją o tym.

I Niezabitowska i jej mąż Tomasz Toamszewski, który też uczestniczył w konferencji, nie kryli zdumienia. Powiedzieli PAP, że artykuł nie ukazałby się bez wiedzy Kozłowskiego, a Tomaszewski był u niego w czwartek i ten nie zaprzeczył wersji Niezabitowskiej.

Niezabitowska mówiła również, że nie ma pojęcia, kto jej zdaniem mógłby skorzystać na wyciągnięciu jej "teczki".

Dziennikarze zwracali uwagę, że wokół IPN trwa dyskusja, a  Niezabitowska zareagowała - jak wynika z jej relacji - na bardzo niekonkretne informacje. Pytali, czy - jej zdaniem - nie jest to  jakaś gra wokół samego IPN-u, mająca na celu skompromitować instytucję, a ją przy okazji; pytali też, co myśli o lustracji.

"Rola Instytutu w ściganiu zbrodni komunistycznych jest nie do  przecenienia" - podkreśliła Niezabitowska. Powiedziała, że jeśli chodzi o samą lustrację ma "mieszane uczucie", zaś swoją sprawą nie chciałaby zaszkodzić IPN. "Będę walczyć o swoje dobre imię, o  prawdę, ale niewykluczone, że będę też walczyć o innych ludzi" -  dodała.

Powiedziała ponadto, że nie wiedziała, iż dziennikarze mogą występować do IPN o wgląd do materiałów będących w posiadaniu Instytutu, dlatego nie zaproponowała tego "Rzeczpospolitej". Zadeklarowała, że nie ma nic przeciwko temu, by dziennikarze poprosili IPN o udostępnienie im "teczki" Niezabitowskiej.

ss, pap