Honor Iczkerii

Dodano:   /  Zmieniono: 
Po bestialskim zamordowaniu przez porywaczy trzech Brytyjczyków i Nowozelandczyka Czeczenia ma szczególnie złą prasę. Odcięte głowy porwanych dwa miesiące temu pracowników firmy zakładającej telefonię komórkową porzucono na rzadko uczęszczanej szosie.
Po bestialskim zamordowaniu przez porywaczy trzech Brytyjczyków i Nowozelandczyka Czeczenia ma szczególnie złą prasę. Odcięte głowy porwanych dwa miesiące temu pracowników firmy zakładającej telefonię komórkową porzucono na rzadko uczęszczanej szosie. Uprowadzeni musieli zginąć - podobno dlatego, że w ciągu dwóch miesięcy niewoli za dużo dowiedzieli się o stosunkach panujących w czeczeńskich grupach przestępczych, ich tajemnicach i wzajemnych animozjach. Mówi się również, że negocjacje z terrorystami okazały się zbyt trudne dla nie zidentyfikowanego pośrednika. Przez rok niezwykłą rolę w uwalnianiu zagranicznych jeńców odgrywał polski dyplomata Zenon Kuchciak, którego prasa ochrzciła "Jamesem Bondem Kaukazu". W listopadzie Kuchciak powrócił na stałe do Polski.
Jesienią zaniepokojenie w świecie i przygnębienie wśród mieszkańców kaukaskiej republiki wywołało zamordowanie Szadida Bargiszewa, szefa czeczeńskiego Urzędu ds. Walki z Porwaniami. Samochód Bargiszewa wyleciał w powietrze - wybuch spowodowała zdalnie sterowana bomba. Prezydent Asłan Maschadow ostrzegał terrorystów, że będą ścigani przez aparat państwowy, ale śmierć najbardziej znanego antyterrorysty zdaje się wskazywać, że władze w Groznym nie potrafią się przeciwstawić fali bandytyzmu. Rząd nie zamierza się jednak poddawać. Maschadow zapowiedział, że nie przerwie akcji poszukiwania i uwalniania porwanych, wśród których ciągle jest wielu obcokrajowców. Od zakończenia wojny z Rosjanami udało się uwolnić zaledwie połowę z ok. 180 obcokrajowców uprowadzonych w Czeczenii. Stawką w tej grze jest dobre imię kraju - porywacze wymuszający olbrzymie okupy kompromitują Czeczenów i udaremniają wysiłki Groznego, starającego się o uznanie Republiki Iczkerii przez wspólnotę międzynarodową. Szef państwa ponownie zażądał od czeczeńskiej opozycji, by zlikwidowała swe formacje zbrojne i bazy wojskowe, grożąc tym razem surowymi sankcjami.
Podczas rozmowy z wysłannikiem "Wprost" prezydent Maschadow mówił, że jego rodacy zawsze byli niechętni skrajnym rozwiązaniom. Ich naturze obcy jest terror wymierzony w niewinnych ludzi. Inaczej traktowane są różne formy walki z okupantem, opór przeciwko zaborcom. W czasie toczącej się od grudnia 1994 r. do lata 1996 r. wojny z rosyjskimi wojskami interwencyjnymi walczący o niezależność Czeczeni zyskali sympatię świata. Fala bandytyzmu, a zwłaszcza zbrodnie dokonywane na obcokrajowcach niosących pomoc, przyczyniają się jednak do tworzenia coraz bardziej negatywnego obrazu wojowniczych górali kaukaskich. Czeczeni mówią dziś z gorzką ironią, że porwania są ich trzecim narodowym przemysłem - po wydobyciu i przetwórstwie gazu oraz przemycie i nielegalnym handlu narkotykami.


Fala bandytyzmu, a zwłaszcza zbrodnie dokonywane na obcokrajowcach, odwracają sympatię świata od Czeczenii

Władze w Groznym postawiły wszystko na jedną kartę. Dobrze wyposażone i mające szerokie pełnomocnictwa grupy antyterrorystyczne wciąż prowadzą akcje przeciwko porywaczom. Niedawno z rąk kidnaperów udało się odbić Walentyna Własowa, uprowadzonego 1 maja osobistego przedstawiciela prezydenta Jelcyna w Czeczenii. Podobno pomogła interwencja rosyjskiego magnata finansowego Borysa Bierezowskiego. Zanim Własow odzyskał wolność, doszło do kuriozalnego nieporozumienia. Poszukujące go służby specjalne przypadkowo uwolniły innego Rosjanina - handlarza Olega Jemieliancewa.
W kaukaskiej republice ważne jest, kto trzyma rękę na kurkach z gazem i naftą. Zbulwersowany gen. Lebiedź, który przed dwoma laty doprowadził do zakończenia wojny rosyjsko-czeczeńskiej, pytał retorycznie: "Na papierze produkcja ropy wynosi 2 mln t. Wiadomo jednak, że wypompowano 12 mln t. Co zatem stało się z tymi 10 mln t?". Dopóki rosyjskie siły zbrojne okupowały Czeczenię, dopóty nikt nie miał wątpliwości, kto może "zagospodarowywać" pozostałe 10 mln t. Dziś w kraju, w którym nie ma już Rosjan i gdzie ropy powinno być teoretycznie pod dostatkiem, trudno kupić benzynę. Stacje paliwowe nie istnieją. Ich funkcje przejęli drobni sprzedawcy usadowieni na poboczach szos i jezdni. Oferują etylinę w słoikach, m.in. po ogórkach.
Wieczorami w walczącym o biologiczne przetrwanie Groznym, na ocalałych po bombardowaniach osiedlach, na klatkach schodowych i w mieszkaniach odbywa się istna orgia narkotykowa. Uzbrojona młodzież często nie panuje nad emocjami, co nierzadko kończy się rozlewem krwi.
Przestępczość w Czeczenii ma różne oblicza. Agencja Czeczenpress doniosła, że w pierwszym półroczu służby graniczne ujęły 17 cudzoziemców. Według miejscowej nomenklatury, obcokrajowcem jest nie tylko Polak czy Szwajcar. Jest nim również Rosjanin lub Ingusz z sąsiedniej republiki, będącej - podobnie jak Czeczenia - jednym z 89 podmiotów Federacji Rosyjskiej. Wszystkim aresztowanym zarzucono nielegalne przekroczenie granicy i szmugiel. Legitymując się fikcyjnymi dokumentami, przewozili węgiel, mazut, betonowe podkłady do układania pasów startowych i artykuły konsumpcyjne. Jeden z przemytników, czeczeński urzędnik, chciał wywieźć poza granice Czeczenii 200 tys. USD, które były przeznaczone na zakup wojskowych mundurów.
Ubóstwu pogłębionemu przez rosyjski najazd towarzyszy sprzyjające przestępczości bezrobocie. Nic dziwnego, że trudno wykorzenić przynoszący olbrzymie zyski kidnaping (dotychczas porywacze wymusili okupy o wartości 20 mln USD). - Mamy ok. 50-60 tys. miejsc pracy na milion mieszkańców - mówi Hoż-Ahmed Jarichanow, doradca Maschadowa. Nieliczni szczęśliwcy dostali pracę w przemyśle wydobywczym i przetwórstwie surowców oraz przy produkcji cementu. Trochę Czeczenów pracuje również w branży spożywczej. Na etykietkach większości produktów żywnościowych widnieje jednak informacja, że artykuły pochodzą z "zagranicy", czyli Inguszetii, Osetii, Dagestanu, Rosji.
Wskutek działań wojennych sklepy dawno przestały istnieć. Niemal wszystkie towary sprzedawane są na bazarach i w przydrożnych jatkach. Fatalny jest stan sanitarny kraju. Czeczeni twierdzą, że na wszelki wypadek jedzenie należy popijać alkoholem. Wódka pochodzi albo z lokalnych nielegalnych rozlewni, albo z Osetii, uchodzącej za główny ośrodek bimbrownictwa w Federacji Rosyjskiej. Wszystko to dzieje się w kraju, w którym formalnie obowiązuje zakazujące picia alkoholu prawo koraniczne. Nic dziwnego, że głowę podnosi islamska opozycja wahabicka, wspierana przez Arabię Saudyjską. Kilka miesięcy temu w Gudermesie (drugim pod względem wielkości mieście Czeczenii) oddziały rządowe stoczyły krwawą walkę z fundamentalistami. - Religijny ekstremizm szerzy się tam, gdzie nikła jest nadzieja na poprawę bytu - ocenia Dmitrij Gorodecki, filozof i ekonomista z Moskwy.


Więcej możesz przeczytać w 51/1998 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.