Widacki: to zemsta komisji (aktl.)

Widacki: to zemsta komisji (aktl.)

Dodano:   /  Zmieniono: 
Orlenowska komisja zarzuca pełnomocnikowi Kulczyka Janowi Widackiemu, że pomagał rejestrować fundację "Bezpieczna Służba", mimo że była powiązana z przestępcami. - To zemsta za to, że ośmieszyłem komisję - mówi adwokat.
Nie mam żadnych informacji o okolicznościach zatrzymania Andrzeja Modrzejewskiego, nie znam się na  bezpieczeństwie energetycznym kraju, nic mi nie wiadomo o  kontraktach paliwowych zawieranych przez PKN Orlen, ani o nadzorze państwa nad sektorem paliwowym - oświadczył przed komisją Jan Widacki.

Zastrzegł, że znane mu informacje, jakie mogłyby ewentualnie interesować komisję śledczą ds. PKN Orlen, uzyskał od swego mocodawcy - Jana Kulczyka. Dodał jednak, że są one już komisji znane, bo Kulczyk już sam je przedstawił w czasie swojego przesłuchania. "A nawet gdyby były to inne informacje, to nie mógłbym ich podać, bo wiąże mnie tajemnica adwokacka" - dodał.

Świadek podał, że był wiceministrem spraw wewnętrznych od  sierpnia 1990 do lutego 1992 r. i odszedł stamtąd sam, gdy miał zostać ambasadorem RP na Litwie.

Posłowie przez ponad 4 godziny pytali Widackiego, pełnomocnika Jana Kulczyka, głównie o fundację "Bezpieczna Służba", powołaną, kiedy świadek był wiceministrem spraw wewnętrznych. We władzach fundacji zasiadła m.in. żona i siostra Jeremiasza Barańskiego, ps. "Baranina". Ministerstwo pomagało w pisaniu jej statutu.

Widacki powiedział, że gdyby fundacja prowadziła działalność przestępczą, a ze strony służb, które mu podlegały nie byłoby reakcji, to byłoby poważne uchybienie. "Na etapie rejestrowania mój udział był legalny i dopuszczalny" - dodał. Zaznaczył też, że  to sąd, a nie minister zarejestrował fundację.

Niektórzy członkowie komisji, m.in. Zbigniew Wassermann (PiS) i Antoni Macierewicz (RKN) zarzucali Widackiemu, że pomagał w utworzeniu fundacji związanej z przestępcami i że nie sprawdził, jakie są jej prawdziwe cele.

Jak zeznał mec. Widacki, pod koniec 1990 r. przyszedł do niego m.in. człowiek o nazwisku Herszman, który proponował mu założenie fundacji. "Było z nim kilka osób, m.in. jedna, której oryginalne nazwisko zapamiętałem - Żagiel". Dodał, że Andrzeja Kuny, nie zna wcale. Podkreślił jednak, że we władzach fundacji nie było Jeremiasza Barańskiego, który zresztą nie był wtedy znany organom ścigania -  wbrew temu co twierdził Zbigniew Wassermann (PiS), wnioskodawca wezwania Widackiego. "Cel fundacji był szlachetny - pomoc rodzinom policjantom poległym w służbie" - mówił świadek. Zaznaczył, że  fundacja jest organizacją pozarządową i nawet sąd nie znalazłby przeciwwskazań przed zarejestrowaniem fundacji, we władzach której byliby np. przestępcy. "Nikt mnie nie ostrzegał przed znajomością z Herszmanem, mimo że był służbom znany" - dodał Widacki, który podejrzewał, że Herszman ma jakieś związki z wojskowymi służbami specjalnymi.

Według niego, na przełomie 1990 i 1991 roku, kiedy fundacja była zakładana (została zarejestrowana przez sąd w czerwcu 1991 r.), Barański nie był karany, przynajmniej w Polsce.

Nie zgodził się z tym Antoni Macierewicz (RKN). Jego zdaniem, Widacki jako wiceminister odpowiedzialny m.in. za policję, powinien wiedzieć, że "Baranina" był karany, tym bardziej, że za czasów jego urzędowania w maju 1991 roku Interpol przesłał list, w którym była m.in. mowa o tym, że prokurator generalny już w 1986 roku prosił o ekstradycję Barańskiego z Austrii.

Widacki bronił się, mówiąc, że przed przesłuchaniem rozmawiał z  ówczesnymi komendantami policji, którzy także na przełomie lat 1990 i 1991 nie słyszeli o Barańskim. Jak powiedział, chodzi o  Bogusława Strzeleckiego i Romana Hulę. Poza tym - jak twierdzi - nie znał listu Interpolu, ponieważ takie listy nie trafiały do wiceministra. "Uprzejmie przypominam, że nazwisko Barański nie przewinęło się przy tworzeniu fundacji: ani nie był on wśród fundatorów, ani nie był członkiem władz" - podkreślił Widacki.

Zbigniew Wassermann (PiS) odczytał fragmenty zeznań osób, które zakładały fundację lub były z nią związane, złożone w śledztwie w  2003 r. Wynika z nich, że fundacja była zakładana nie po to, by  pomoc rodzinom policjantów poległych w służbie, jak mówił oficjalny cel jej działania, lecz dla realizacji prywatnych interesów finansowych jej założycieli - wśród nich "Baraniny".

Widacki przypominał, że gdy był wiceministrem spraw wewnętrznych na początku lat 90., nie znał tych ukrytych celów, a jego rola ograniczyła się jedynie do polecenia, by jeden z urzędników pomógł napisać fundacji statut, do czego zobowiązywało go wtedy obowiązujące prawo. Powiedział też, że nie zna Aleksandra Żagla, który razem ze Zdzisławem Herszmanem przyszedł do niego w sprawie fundacji "Bezpieczna Służba". Na to Macierewicz przytoczył inne pismo Interpolu: "Żagiel w 1973 i 1974 skazany za naruszenie prawa dotyczącego narkotyków, ponadto skazywany za fałszerstwo, paserstwo i naruszenie przepisów dotyczących przestępstw fiskalnych".

"Być może te pisma do pana nie trafiały, ale pan nadzorował policję i zgłaszali się do pana ludzie albo rodzinnie związani z  międzynarodowymi przestępcami albo wręcz przestępcy, a pan o tym nie wie i załatwia im statut fundacji. To było legalizowanie w  oczach podwładnych środowiska przestępczego" - ocenił poseł.

Zdaniem Widackiego, nie było potrzeby operacyjnego sprawdzania założycieli "Bezpiecznej Służby". Była to odpowiedź na pytanie Konstantego Miodowicza (PO) (w pierwszej połowie lat 90. szefa kontrwywiadu UOP), który dociekał, jak to się stało, że resort spraw wewnętrznych, nie sprawdził założycieli fundacji, która miała pomagać rodzinom funkcjonariuszy poległych na służbie.

Przed przesłuchaniem pełnomocnik Jana Widackiego nie chciał dopuścić do przesłuchania jego klienta, składając wniosek o odstąpienie od tego zamiaru. Argumentował, że nie ma on żadnych informacji interesujących komisję. "Ewentualne informacje pośrednie Widacki mógł uzyskać w czasie udzielania pomocy prawnej Janowi Kulczykowi, którego jest pełnomocnikiem. W tym zakresie jednak obowiązuje go  tajemnica adwokacka, z której może zwolnić tylko sąd".

Dodał, że przesłuchanie dotyczące działalności fundacji nie  pozostaje w żadnym logicznym związku z przedmiotem działania komisji. Zaznaczył również, że publiczne wypowiedzi zdają się wskazywać, iż faktycznym celem przesłuchania Widackiego jest pozbawienie go statusu pełnomocnika Kulczyka. Gdyby tak było istotnie, takie działanie byłoby bezprawne - powiedział.

Eksperci komisji uznali jednak, że Widacki musi zeznawać. Jak uzasadniali, każdy świadek, który zostanie przed nią wezwany, musi się przed nią stawić i złożyć zeznania. Ustalili również, że  Widacki, mimo przesłuchania, wciąż może reprezentować Kulczyka.

Zdaniem prof. Widackiego przesłuchanie to zemsta za to, że wcześniej - jako pełnomocnik Jana Kulczyka - ośmieszył komisję.

"W jakim zakresie ma to związek z PKN Orlen? Była to zemsta na  mnie, za to, że - zmuszając komisję do działania w granicach prawa - ośmieszyłem ją. (Komisja początkowo wykluczyła Widackiego z  przesłuchania Jana Kulczyka, a gdy mecenas wykazał, że jest to  bezprawne - posłowie anulowali swą decyzję). Jest to  widowisko w sumie żałosne, przypomina trochę sąd kapturowy. Gdyby zachowana była procedura, zadawane pytania, na które świadek może odpowiadać, sytuacja wyglądałaby inaczej. Tu są wygłaszane tyrady przez posłów. Ich jest jedenastu, świadek jest jeden" - mówił mecenas.

Widacki uważa, że wniosek do prokuratury, dotyczący rejestracji fundacji "Bezpieczna Służba", jest bezzasadny. "Uważam, że kilkanaście lat temu ani nie przekroczyłem uprawnień, ani nie nie dopełniłem obowiązków. Jeśli komisja uważa inaczej, ma  takie prawo, niech występuje, ja nie mam sobie nic do wyrzucenia" -  powiedział. Dodał, że w jego ocenie sprawa już się przedawniła.

Na jednym z przyszłych posiedzeń ma też stanąć wniosek zapowiedziany przez wiceszefa komisji Romana Giertycha (LPR). Chce on, by eksperci komisji sporządzili projekt zawiadomienia prokuratury "o podejrzeniu popełnienia przestępstwa niedopełnienia obowiązków lub przekroczenia uprawnień w związku z rejestracją fundacji +Bezpieczna Służba+". Giertych nie ujawnił, kogo miałoby dotyczyć to zawiadomienie, które dotyczy 1990 r., czyli okresu przed 15 laty, a więc sprawy, której karalność jest już od 5 lat przedawniona.

ss, em, pap