"Szybka ścieżka" dla osób z "listy Wildsteina" (aktl.)

"Szybka ścieżka" dla osób z "listy Wildsteina" (aktl.)

Dodano:   /  Zmieniono: 
IPN miałby 14 dni na poinformowanie osoby, która odnalazła swe imię i nazwisko na "liście Wildsteina", czy to do niej odnoszą się zapisy z listy, czy też jest to tylko przypadkowa zbieżność danych.
Taki zapis znalazł się w projekcie tzw. małej nowelizacji ustawy o IPN.

We wtorek sejmowa Komisja Sprawiedliwości i Praw Człowieka przyjęła projekt nowelizacji ustawy.

Drugie czytanie projektu odbędzie się na rozpoczynającym się w  środę posiedzeniu Sejmu. Sejm chce szybko uchwalić nowelizację - o  co prosi też sam IPN - by umożliwić wyjaśnianie, czy dana osoba z  umieszczonej w internecie "listy Wildsteina" istotnie figuruje w  katalogu inwentarzowym IPN, który obejmuje dane funkcjonariuszy i  tajnych współpracowników służb specjalnych PRL oraz osób wytypowanych do współpracy (na liście są osoby mogące być dziś pokrzywdzonymi w myśl ustawy o IPN).

Wiele osób, które znalazło swoje dane na "liście Wildsteina", nie  jest pewnych, czy to o nie chodzi, czy też to tylko przypadkowa zbieżność danych. Dlatego składają oni wnioski o dostęp do akt IPN w jedynym dziś dostępnym trybie ustawowym, czyli tzw. zapytania o  status pokrzywdzonego. Rozpatrzenie w IPN tych wniosków, których wpłynęło już 13 tys., może trwać miesiącami. Dlatego PO przygotowała projekt uchwały Sejmu zobowiązującej IPN do wydawania w ciągu 7 dni zaświadczeń, czy dana osoba istotnie jest na liście katalogowej IPN. Prezes IPN Leon Kieres uznał jednak, że lepsza niż uchwała Sejmu byłaby nowelizacja ustawy.

Wniosła ją grupa posłów, głównie PO i PiS, proponując, by IPN wydawał zaświadczenia w 14 dni. Na wniosek danej osoby treść zaświadczenia publikowano by w biuletynie informacji publicznej IPN. Zaświadczenie nie przesądzałoby, czy dana osoba ma prawo do  statusu pokrzywdzonego. Chcąc się o tym przekonać, musiałaby złożyć do IPN oddzielny wniosek z pytaniem, czy przysługuje jej status pokrzywdzonego (i związany z tym dostęp do własnej teczki -  do czego prawa nie ma agent służb specjalnych PRL).

Kieres ma nadzieję, że 14 dni wystarczy na odpowiedź IPN dla  danej osoby. "Będziemy oceniali wniosek, kierując się wyłącznie listą katalogową IPN, a nie żadną inną listą" - oświadczył Kieres po posiedzeniu komisji. Dodał, że 80 proc. z 13 tys. osób, które wystąpiły do IPN, chce wiedzieć, czy ma prawo do statusu pokrzywdzonego. Według niego, liczba składanych wniosków zmniejsza się już.

Podczas obrad posłowie m.in. proponowali, by zapisać w projekcie wprost, że chodzi o osoby z "listy Wildsteina". "Nie będziemy wpisywać pana Wildsteina do ustawy" - ucięła szefowa komisji Katarzyna Piekarska (SLD). Nikt nie oponował.

Posłowie pytali też Kieresa, czy osoba, której nie ma na liście katalogowej, może znajdować się na innej liście IPN. "Mamy tylko jeden spis, w którym wspólnie mieszczą się takie kategorie, jak oficer, tajny współpracownik i kandydat na tajnego współpracownika" - odparł Kieres.

Andrzej Malanowski z biura rzecznika praw obywatelskich poinformował, że kilka osób, które znalazły się na "liście Wildsteina", w listach do RPO zapowiedziało, że będzie chciało pozwać IPN i zażądać od niego odszkodowania. "Jak będzie, zobaczymy" - odparł na to Kieres.

9 marca kolegium Instytutu być może przyjmie projekt tzw. dużej nowelizacji ustawy o IPN, która przewiduje m.in. łatwiejszy, szybszy i bardziej powszechny dostęp do akt służb specjalnych PRL.

Ostatnio Kieres przeprosił w Sejmie wszystkich, którzy poczuli się dotknięci tym, że znaleźli się na "liście Wildsteina". Według sondażu CBOS, 47 proc. Polaków uważa, że dobrze się stało, że  "lista Wildsteina" została upubliczniona. Przeciwnego zdania jest 34 proc.

Warszawska prokuratura wszczęła w piątek śledztwo w sprawie "listy Wildsteina". Ma ono ustalić, kto w IPN skopiował listę katalogową i udostępnił ją Bronisławowi Wildsteinowi oraz kto w  Instytucie odpowiada za brak zabezpieczenia jej przed takim skopiowaniem. Za oba czyny grozi do trzech lat więzienia.

ks, ss, pap