Polska nędza sportowa

Polska nędza sportowa

Dodano:   /  Zmieniono: 
Adamowi Małyszowi należy się pomnik za życia za to, co zrobił dla polskiego sportu. Tymczasem żaden z działaczy nie potrafił jego megasukcesów przekuć na sprawny mechanizm funkcjonowania polskiego narciarstwa. To żałosne.
Nie ma wątpliwości, że taki Małysz to samograj - złota kura pozwalająca Polskiemu Związkowi Narciarskiemu zarabiać krocie, promująca tę dziedzinę sportu i sprawiająca, że każdy dzieciak chce być "Małyszem" i garnie się do nart.

Dlaczego PZN nie potrafi z tego zrobić właściwego użytku? Dlaczego nie umie właściwie zorganizować współpracy z menedżerem, a każde zawody o Puchar Świata w Zakopanem kończą się skandalem organizatorskim. I cały czas nie widać zawodników, którzy zastąpią naszego Małysza. Jego potencjalny sukcesor, Mateusz Rutkowski (mistrz świata juniorów z ubiegłego roku) zamiast wygrywać zawody, przepija swój sukces w zakopiańskich barach. To pytania, na które powinni odpowiedzieć sobie związkowi działacze, jeśli marzą im się kolejne sukcesy Małysza lub jego następców.

Żenujące jest także i to, że nasz flagowy zawodnik zabiera głos w sporze między związkiem i menedżerem, a nawet posuwa się do szantażu, byle tylko sprawa rozstrzygnęła się po jego myśli. Trudno go za to wybielać, ale jeszcze bardziej kompromitujące jest to, że do takich sporów w ogóle dochodzi.

Najgorsze w tym wszystkim jest to, że sytuacja w PZN nie jest wyjątkiem, lecz prawidłowością; podobne afery wybuchają właściwie wszędzie, a PZN to i tak jeden z najlepiej zorganizowanych związków sportowych w naszym kraju. Dlatego trzeba sobie jasno powiedzieć, że bez szybkiej "sportowej rewolucji", Otylia Jędrzejczak może okazać się ostatnim sportowcem klasy światowej, który wychował się nad Wisłą. Tę smutną prognozę w dużym stopniu uprawdopodabniają występy naszych sportowców na olimpiadzie w Atenach.

Agaton Koziński