Przedsionek Europy

Dodano:   /  Zmieniono: 
Gospodarka Albanii funkcjonuje głównie dzięki transferom od emigrantów i szarej strefie
W czasie konfliktu kosowskiego świat z podziwem patrzył na ubogich Albańczyków przyjmujących w swoich domach rodaków z ogarniętej wojną prowincji. Często były to heroiczne decyzje: rząd albański obiecywał gospodarzom 100 USD zapomogi na uchodźcę miesięcznie, a poprzestawał na 4-5 USD. Niektórzy spodziewali się wręcz, że zapomogi będą dla nich źródłem dochodu. Mimo że tak się nie stało, w istocie niewiele stracili. Kosowianie, porzucając swe domy, zabierali pieniądze, które potem wydawali w Albanii. Pojawienie się dużych sum na ubogim albańskim rynku spowodowało gwałtowny wzrost cen. To, czego nie dał rząd, zrekompensowali Kosowianie. Obawiano się także ogromnego obciążenia budżetu wskutek kryzysu kosowskiego, ale te koszty całkowicie pokryły międzynarodowe instytucje finansowe.
Konflikt w Kosowie miał dla Albańczyków również wymiar moralny. Solidarność z Kosowianami pozwoliła im otrząsnąć się z szoku wywołanego wiosną 1997 r. kryzysem piramid i rozkładem struktur państwowych. Dziś już nikt nie mówi o pieniądzach, które stracił (w wyniku krachu 85 proc. Albańczyków utraciło dorobek - zwykle skromny - całego życia), a 2,5 mld USD "wyciekło" z kraju, prawdopodobnie zasilając konta włoskiej mafii.
Na ulicach Tirany pełno jest ludzi wyglądających na zadowolonych z siebie, młodych kobiet ubranych nie gorzej niż w Warszawie. Stoliki w wielu stołecznych kawiarniach od rana do wieczora okupują stali bywalcy. Przybysz zadaje sobie pytanie: kto tu pracuje? Sami Albańczycy twierdzą, że gospodarka praktycznie nie funkcjonuje. Jedynie rolnictwo opierające się na prywatnej własności ziemi jakoś działa, choć na straganach w Tiranie oferowane są raczej zagraniczne niż rodzime produkty - poziom przetwórstwa jest bowiem bardzo niski. Albania po upadku komunizmu zaczęła mieć problemy z produkcją. Najpierw zniszczono i rozgrabiono zakłady przemysłowe jako "relikty dyktatury". Do dziś straszy wybitymi oknami i pustymi halami kombinat hutniczy w Elbasan; zbudowano go w latach 60., opierając się na chińskiej technologii. Zniszczono kilometry szklarni, w których uprawiano pomidory i paprykę. Kiedy w połowie lat 90. pojawiły się symptomy przełamywania marazmu, nastąpił krach piramid finansowych i ludzie odwrócili się od państwa .
Prezydent Rexhep Meidani przyznaje, że "ogromny deficyt handlowy jest najpoważniejszym problemem". Uspokaja jednak natychmiast, że "jest on równoważony przez transfery walutowe od Albańczyków pracujących za granicą". Szacuje się, że mieszkańcy tego kraju otrzymują rocznie miliard dolarów w formie zagranicznych przekazów - tyle, ile wynosi budżet państwa. Wielu ludziom pozwala to nie tylko nie pracować, ale nawet całkiem dostatnio żyć. Emerytowany lekarz weterynarii, który formalnie otrzymuje emeryturę w wysokości 30 USD, nad morzem buduje dom wartości kilkudziesięciu tysięcy dolarów - jego dwoje dzieci mieszka w USA. Na każdym kroku widać dwutorowość gospodarki. Oficjalny nurt opiera się na budżecie od lat rygorystycznie kontrolowanym przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Dzięki temu prawie nie ma inflacji, ale jednocześnie pracownicy budżetówki zarabiają grosze, a sfera nauki i kultury znalazła się na granicy finansowego niebytu. Międzynarodowe instytucje finansowe są gotowe udzielić Albanii wsparcia w wysokości 15 proc. PKB, który wynosi 3 mld USD. Do tej pory są to jednak raczej obietnice, a nie rzeczywista pomoc. Fundusze będą udostępnione, gdy zostaną spełnione pewne warunki - chodzi głównie o przeprowadzenie reform systemowych. Te zaś na razie ograniczają się do prywatyzacji małych i drobnych przedsiębiorstw. Realizowanie innych jest trudne, głównie z powodu słabości systemu prawnego. W społeczeństwie nie brakuje ducha przedsiębiorczości. Większość firm to drobne, rodzinne inicjatywy. Miasta roją się od małych zakładów, sklepików, straganów, przepełnionych towarami pochodzącymi z przemytu: papierosami, sprzętem gospodarstwa domowego, meblami i elektroniką. Setki niewielkich lokali gastronomicznych i dziesiątki luksusowych restauracji przyciągają gości. W centrum Tirany pod okiem uzbrojonych policjantów pilnujących banków i instytucji rządowych tłumy cinkciarzy oferują wymianę walut po kursie korzystniejszym niż w hotelu czy kantorze. Co chwilę zatrzymują się przy nich samochody, a siedzący w nich ubrani na czarno młodzi mężczyźni wymieniają pliki zagranicznych banknotów. "Ruchomy kantor" nie oszukuje: byłby to ostatni dzień jego pracy.
Chłopcy w samochodach to często "żołnierze" organizacji przemytniczych lub struktur mafijnych. Prezydent Meidani uważa jednak, że "jest to niewłaściwe określenie". "Kiedy mówimy o mafii, mamy na myśli powiązania przestępców ze światem polityki i na skalę międzynarodową, a tego w Albanii jeszcze nie ma" - stwierdza. Fatos Nano, obecnie najbardziej wpływowy polityk albański, przewodniczący Partii Socjalistycznej, podkreśla jednak konieczność "wzmocnienia wysiłków rządu w walce z korupcją, zorganizowaną przestępczością i mafią". Coraz częściej słychać o rosnącej aktywności albańskich przestępców za granicą, głównie we Włoszech. Charakteryzuje ich bezwzględność i brutalne metody działania. Sokol Gjoka, dyrektor Departamentu Prasy i Informacji albańskiego MSZ, uspokaja, że przestępcze struktury zorganizowane przenoszą się do Kosowa, gdyż krajowe organy ścigania pracują coraz skuteczniej.
W rzeczywistości bardziej widać efektywność działań rekinów szarej strefy z dużymi pieniędzmi. W Tiranie jak grzybów po deszczu przybywa nowoczesnych budowli. Nikt się na razie nie pyta inwestorów, skąd wzięli pieniądze. Zresztą w Albanii nie można dziś legalnie uzyskać kredytu bankowego, gdyż instytucje finansowe praktycznie nie funkcjonują. W latach 1995-1996 uczestnicy tzw. piramid pod fałszywymi pretekstami występowali o wysokie kredyty bankowe, a uzyskane pieniądze natychmiast inwestowali w piramidy. Kiedy te ostatnie padły, albańskie banki również znalazły się na krawędzi bankructwa. Dziś zajmują się wyłącznie obsługą walutowych transferów od Albańczyków pracujących za granicą i nie kwapią się z oferowaniem innych usług. Dlatego obecny rząd wiele mówi o prywatyzacji banków za pomocą rodzimego kapitału. Czy jest on jednak wystarczająco silny? Pojawiła się pierwsza jaskółka: pewien bankier turecki oraz Międzynarodowa Korporacja Finansowa (IFC) kupują The Albanian Commercial Bank. Gdy ten ostatni zacznie udzielać kredytów dla małych i średnich przedsiębiorstw, może się stać ośrodkiem integrującym legalną gospodarkę - nie ma wątpliwości ekspert Banku Światowego.
Stoicki spokój Albańczyków, a nawet często demonstrowane zadowolenie z życia kontrastuje z fatalnym stanem środowiska naturalnego i dekapitalizacją majątku narodowego. Obok luksusowych, nowych gmachów widać walące się rudery bez okien, sterty śmieci. W kraju mającym najlepszy na świecie naturalny asfalt nie ma kilometra dobrej drogi. Przekleństwem inwestorów i przedsiębiorców jest nieregularne zaopatrzenie w prąd i wodę. Klasa polityczna wydaje się żyć własnym życiem, oskarżając się wzajemnie o korupcję lub zapędy autokratyczne. Sali Berisha, pierwszy wybrany demokratycznie prezydent Albanii, doprowadził do osadzenia w więzieniu pod zarzutem korupcji i nadużycia władzy ostatniego I sekretarza Albańskiej Partii Pracy, Fatosa Nano, ten zaś po wygranych wyborach chciał zamknąć w więzieniu Berishę. Albańska elita polityczna do dziś podziwia umiejętności dyplomatyczne ministra Bronisława Geremka, któremu jako przewodniczącemu OBWE udało się przekonać Nano, że miejscem przywódcy opozycji nie jest więzienie, a Berishę, że zamiast na ulicy o swe racje powinien walczyć w parlamencie. Ale nie jest to koniec rozgrywek na szczytach władzy. 25 października nieoczekiwanie zdymisjonowano premiera Pandelego Majko, który wracał z jednodniowej wizyty w Bułgarii. Przyczyną takiej decyzji nie był jednak kryzys rządowy czy parlamentarny, a jedynie wewnętrzne rozgrywki w rządzącej Partii Socjalistycznej. Społeczeństwo nie przejawia większego zainteresowania zmianami. Zwłaszcza młodzi Albańczycy mają poczucie braku perspektyw we własnym kraju, a pogłębia je stanowisko Zachodu, sprzeczne z oficjalną polityką udzielania pomocy Tiranie. Rząd Kanady uruchomił program umożliwiający 30 tys. albańskich rodzin rocznie osiedlenie się za oceanem. Jeden z członków rodziny musi mieć wyższe wykształcenie; należy również zdeponować w banku kanadyjskim 15 tys. USD na zablokowanym rachunku. W ten sposób można wypompować z walczącej o przetrwanie gospodarki - i to legalnie - pół miliarda dolarów rocznie. Może właśnie dlatego Fatos Nano podkreśla, że "trzeba przeprowadzić takie reformy, by młodzi ludzie nie wyjeżdżali stąd z powodu braku demokracji, stabilizacji i perspektyw".

Więcej możesz przeczytać w 47/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.