Tak naprawdę komunistycznym Chinom w najmniejszym stopniu zależy na ofiarach przeszłości. Zwłaszcza, że obecna władza, także ma zakrwawione ręce. O co więc chodzi? O pieniądze i wpływy. O zablokowanie Japonii drogi do fotela w Radzie Bezpieczeństwa ONZ. O pokazanie, kto w Azji nadaje ton i jak bardzo przeszłość Japonii przeszkadza w tym, by to ona pełniła tę rolę. I wreszcie o osłabienie roli Stanów Zjednoczonych, których Japonia jest przecież sojusznikiem.
O tym, że cała sprawa jest tylko balonem politycznym świadczy chociażby to, że między krajami panują bardzo dobre relacje gospodarcze. Japonia i Chiny są swoimi największymi partnerami handlowymi. Miejmy nadzieję, że kiedyś Junichiro Koizumi spotka się z Hu Jiantao i na wzór Willego Brandta i Francoisa Mitteranda dokonają historycznego pojednania. I choć nadzieja, to matka głupców, nie przeszkadza to jej - jak mawiał Lec - być kochanką odważnych.
Grzegorz Sadowski