Polska i Czechy od początku stanowczo się sprzeciwiały się takiej polityce, wychodząc z założenia, że to właśnie opozycja jest jedyną szansą na to, że reżim Castro kiedyś upadnie. To te kraje stały za większością słów krytyki wobec poczynań Fidela. Zresztą kubański przywódca nigdy nie pozostawał dłużny Europie i nie szczędził jej "pochlebstw", z których najdelikatniejsze to "nawiedzeńcy".
Jednak to właśnie unijna polityka w końcu okazała się skuteczniejsza. To hiszpański minister spraw zagranicznych odbył tygodniową podróż po wyspie, a na początku marca w podróż do Europy wybrał się jego odpowiednik z Kuby - spotykając się z europejską śmietanką: hiszpańskim królem i premierem, belgijskim szefem rządu i szefem Parlamentu Europejskiego. Przy okazji wygłosił pełne pasji przemówienie o sytuacji w bazie w Guantanamo, co obrońców praw człowieka doprowadziło niemal do ekstazy.
Euurodeputowani Sonik i Protasiewicz nie poznają kraju "poety". Być może poznają za to kiedyś kubańskich dysydentów, gdy ci - na zrobionej z desek i opon tratwie - wyemigrują już z wyspy, co byłoby zresztą na rękę europejskiej polityce. Dwaj polscy eurodeputowani mają jednak jeszcze szansę na poprawę. Mogą się zapisać do Koła Przyjaźni Europejsko-Kubańskiej działającej przy PE. Kilka "dobrych" referatów i bilet może być w kieszeni.
Grzegorz Sadowski