Janik i Sobotka boją się swoich zeznań

Janik i Sobotka boją się swoich zeznań

Dodano:   /  Zmieniono: 
Były minister spraw wewnętrznych Krzysztof Janik oraz jego były zastępca Zbigniew Sobotka zeznawali w kieleckim Sądzie Rejonowym w procesie byłego komendanta głównego policji Antoniego Kowalczyka.
Obaj politycy nie kryli obaw w związku ze swoimi zeznaniami.

Prokuratura Okręgowa w Rzeszowie zarzuciła Kowalczykowi, że jako komendant główny policji nie poinformował prokuratury o  popełnieniu przestępstwa ściganego z urzędu, czyli o wycieku tajnych informacji o planowanej akcji policji w Starachowicach. Drugi z zarzutów dotyczy wielokrotnego składania fałszywych zeznań i zatajania prawdy w Prokuraturze Okręgowej w Kielcach podczas śledztwa w sprawie "przecieku starachowickiego". Kowalczyk nie  przyznaje się do stawianych zarzutów.

"O ile rozumiem postępowanie w sprawie +przecieku+, to tej dzisiejszej rozprawy nie rozumiem. Lękam się zeznawać, bo jeśli coś mi się przypomni za dwa tygodnie i będę miał proces o fałszywe zeznania, to strach" - powiedział dziennikarzom po wyjściu z sali rozpraw Janik. Natomiast Sobotka, skazany nieprawomocnie w sprawie "przecieku", powiedział, że zeznawanie w tym procesie utrudnia mu obronę, bo nie ma jeszcze pisemnego uzasadnienia wyroku w jego sprawie. Nie skorzystał jednak z prawa do uchylenia się od  odpowiedzi.

Zeznania obu świadków dotyczyły głównie dwóch kwestii: dostępu cywilnego kierownictwa resortu do informacji o działaniach operacyjnych policji oraz sprawy poinformowania prokuratury o  przecieku. Z ich zeznań wynika, że gdy Janik został ministrem SWiA w październiku 2001 roku ustalili, iż cywilne kierownictwo resortu nie może ingerować, ani nawet interesować się pracą operacyjną policji. Według Janika Sobotka stosował się do tych ustaleń. Ministra i jego zastępcę interesowały tylko - jak mówili - efekty pracy policji.

Byli szefowie resortu SWiA podkreślali, że dzięki ich staraniom w  2002 r. zmieniły się procedury dotyczące m.in. zgody na założenie podsłuchu. Jak zeznał Sobotka wcześniej decyzje podejmował minister i takich spraw było około 4 tys. rocznie. W nowym stanie prawnym przekazano to do decyzji sądu. "W ten sposób odcięto ministerstwo od wiedzy operacyjnej policji" - zeznał Sobotka.

Po raz kolejny były wiceszef MSWiA oświadczył, że w sprawie starachowickiej nie miał żadnych informacji. "Nigdy przy mnie nie  padła nazwa +Starachowice+ w kontekście operacji specjalnej" -  powiedział. Dodał, że miał tylko "epizodyczną" wiedzę o akcji. Na  przełomie lutego i marca 2003 r. rozmawiał z Kowalczykiem, który chwalił szefa CBŚ w Kielcach. Miał wtedy powiedzieć Sobotce, że  naczelnik CBŚ w krótkim czasie zrealizował dwie duże sprawy i  pracuje nad trzecią podobną, w której "być może wystąpią policjanci".

Z wypowiedzi obu polityków na temat poinformowania prokuratury o  przecieku wynika, że ich zdaniem ani policja, ani jej szef nie  popełnili błędu. "W moim przekonaniu dołożono należytej staranności, by jak najszybciej przekazać materiały prokuraturze" -  powiedział Janik. "Informacja dotarła do prokuratury w samym dniu przecieku, w związku z czym nie ma tu najmniejszego uchybienia" -  powiedział dziennikarzom Sobotka.

Świadkowie zeznali, że o "przecieku" dowiedzieli się od  Kowalczyka 27 marca 2003 roku, czyli dzień po akcji w  Starachowicach. 2 kwietnia otrzymali od Kowalczyka notatkę na  temat "przecieku" z załącznikiem, który zawierał fragment stenogramu z podsłuchu, w którym padło nazwisko Sobotki. Polecili generałowi przekazanie niezwłocznie całości materiałów prokuraturze w Kielcach oraz wszczęcie wewnętrznego postępowania wyjaśniającego w policji.

Prokuratura otrzymała materiały 15 kwietnia. Janik zeznał, że  Kowalczyk wyjaśnił mu, iż trwało to tyle czasu, bo policyjnym technikom 10 dni zajęło spisywanie z taśm treści podsłuchanych rozmów. Sobotka zeznał, że Kowalczyk powiedział mu, iż prokuratura jest poinformowana od początku zaistnienia "przecieku" i wspólnie z CBŚ podjęła decyzję o kontynuowaniu akcji w Starachowicach, mimo wycieku informacji o policyjnych planach.

W rozmowie z dziennikarzami Sobotka mówił, że uważa stawiany Kowalczykowi zarzut niedopełnienia obowiązku za śmieszny. "Śmiem twierdzić, że pan generał Kowalczyk nie ma z tą sprawą nic wspólnego. A ja to wiem najlepiej" - podkreślił.

Na wtorkowej rozprawie zeznawał też oficer CBŚ z Warszawy. Przesłuchanie było niejawne. Następna rozprawa 7 czerwca, zeznawać mają były zastępca komendanta głównego policji, twórca CBŚ gen. Adam Rapacki oraz ówczesny dyrektor CBŚ Kazimierz Szwajcowski.

"Afera starachowicka" dotyczy przecieku tajnych informacji o  akcji CBŚ 26 marca 2003 roku w Starachowicach, skierowanej przeciw tamtejszym przestępcom. W sprawie "przecieku starachowickiego" Sąd Okręgowy w Kielcach w styczniu 2005 r. skazał posła Sobotkę (zawiesił członkostwo w klubie SLD) na 3,5 roku więzienia, posła Henryka Długosza (dawniej SLD, obecnie niezrzeszony) na 2 lata, a  posła Andrzeja Jagiełłę (dawniej SLD, obecnie Koło Polskie Stronnictwo Gospodarcze) na 1,5 roku.

ss, pap