Teraz Raimi może sobie pozwolić na wszystko. I od razu powrócił do ulubionej stylistyki, horroru - tym razem z mentorskiej pozycji producenta. Jednak "Boogeyman" nosi ślady ręki mistrza. Podobnie jak w "Martwym złu" fabuła jest banalna i sztampowa (tam opuszczona leśniczówka w lesie, tu nawiedzony dom na uboczu), ale sposób, w jaki w tych filmach straszy się ludzi, robi wrażenie. Każdy kadr dopracowany do perfekcji, efekt grozy niezwykle skutecznie osiągnięty za pomocą najprostszych środków. W filmie nie ma nic nowego, każdy trick jest doskonale z innych horrorów, a mimo to "Boogeyman" to film bez dłużyzn, ciągle utrzymujący w napięciu. A czego więcej oczekiwać od horrorów?
Agaton Koziński
"Boogeyman", reż. Stephen T. Kay, Niemcy/Nowa Zelandia/USA, 2005