Lustrowany: Maciej Giertych (aktl.)

Lustrowany: Maciej Giertych (aktl.)

Dodano:   /  Zmieniono: 
Sąd Lustracyjny odroczył rozprawę lustracyjną kandydata na prezydenta RP Macieja Giertycha, by móc powołać świadków. Giertych zaprzecza współpracy ze służbami PRL.
Sąd Lustracyjny badający oświadczenie lustracyjne kandydata LPR na prezydenta Macieja Giertycha ma  wątpliwości - które być może rozwieją dwaj oficerowie SB wezwani na 28 lipca. Także IPN, który wcześniej przyznał mu status pokrzywdzonego, teraz zapowiada ponowne zbadanie tej decyzji -  odnalazł bowiem nieznane wcześniej akta SB o Giertychu.

W rozpoczętym w piątek procesie w trybie "prezydenckim" 69-Maciej Giertych oświadczył, że nie współpracował z tajnymi służbami PRL. Twierdzi, że odmówił SB pośrednictwa w kontaktach z przebywającym na emigracji swym ojcem Jędrzejem, znanym działaczem narodowym. "Nie obawiam się ani niczyich zeznań, ani samego wyroku" -  powiedział.

Zarazem ujawnił, że SB zaproponowała mu w 1977 r., by na  podstawie materiałów od SB jego ojciec napisał o "stalinowskim zbrodniarzu sądowym" Stefanie Michniku (przyrodnim bracie Adama), mieszkającym w Szwecji i publikującym w paryskiej "Kulturze" pod nazwiskiem Szwedowicz. "Odparłem, że ojciec tak uzyskanych informacji nie opublikuje" - oświadczył Giertych, który miał wtedy jechać do mieszkającego w Londynie ojca. Odmówił też przewiezienia ojcu materiałów od SB. Potem przytoczył esbekowi słowa ojca: "Niech to sami opublikują; wtedy ja to skomentuję".

Giertych zeznał także, że mówił oficerowi również: "Jak chcecie, to mu sami dostarczcie do skrzynki pocztowej". Wtedy sąd ujawnił, że z nadesłanych przez IPN akt SB wynika, że poleciła ona potem swym agentom w Londynie, by dyskretnie wrzucili materiały do tej skrzynki "w sposób uzgodniony z J.G.".

Sąd spytał lustrowanego, czy sposób tej przesyłki uzgadniano z nim lub z ojcem. "Tak oceniła SB, ale nie ja" - padła odpowiedź.

Giertych przyznał, że w 1978 r. jego ojciec ostatecznie napisał w  swym emigracyjnym piśmie "Opoka" artykuł o Stefanie Michniku, opierając się na notatce z wydawanego we Francji pisma "Narodowiec", która to notatka - jak przyznał - "mogła być robotą służb specjalnych". "Ojciec mógł się oprzeć na tej notatce" -  oświadczył Giertych.

Pytany przez sąd, czy nie uważał, że SB w ten sposób wykorzystuje jego i ojca do siania fermentu wobec opozycji, Giertych przyznał, że "było to oczywiste", gdyż moment, w którym SB zdecydowała się ujawnić sprawę morderstw sądowych Stefana Michnika, miał związek z  walką SB z KOR. Zaznaczył, że ojciec "już znacznie wcześniej" krytykował środowiska tworzące KOR, paryską "Kulturę" i Radio Wolna Europa, bo "był przeciw lewicy".

Giertych zapewniał, że jego rozmowy z SB z 1977 r. (według niego -  dwie, według akt SB - trzy) dotyczyły tylko Stefana Michnika, a  wynikały z jego wyjazdu za granicę. Sąd zwrócił uwagę, iż z akt wynika, że były też inne tematy rozmów. Sam Giertych ujawnił zresztą w obszernych wyjaśnieniach, że negocjował z SB sprawę ewentualnego spotkania SB z ojcem gdzieś poza PRL, sprawę wydania książek ojca w PRL ("ale bez skreśleń") oraz sprawę ewentualnego powrotu ojca do kraju. Lustrowany nie pamiętał, czy o tej ostatniej sprawie rozmawiał z SB przed czy po lipcu 1986 r. -  kiedy wszedł do Rady Konsultacyjnej przy przewodniczącym Rady Państwa PRL. Z akt SB wynika, że ta rozmowa odbyła się w marcu 1977 r. "Nie mogę tego wykluczyć" - dodał Giertych.

Zastępca Rzecznika Interesu Publicznego Jerzy Rodzik wniósł o  przesłuchanie Janusza Mazurka - esbeka, który w 1977 r. rozmawiał z Giertychem i jego przełożonego Sławomira Lipowskiego. Obrońca Giertycha nie był przeciwny temu wnioskowi. Sąd go zaś uwzględnił i wystąpił do ABW o zwolnienie świadków z tajemnicy. Ponadto sąd wystąpił do IPN z pytaniem, czy zachowały się w nim akta SB o  kryptonimie "Truteń", które mają związek z Jędrzejem i Maciejem Giertychami.

Giertych narzekał, że IPN nadesłał do sądu więcej akt na jego temat niż mu sam udostępnił po nadaniu mu statusu pokrzywdzonego (status ten oznacza, że było się w PRL osobą inwigilowaną, a nie był agentem - PAP).

Prezes IPN Leon Kieres powiedział PAP, że akta "Truteń" wysłano już do sądu. Dodał, że dopiero niedawno odnaleziono je w archiwach IPN i nie były one znane w chwili, gdy IPN przyznawał Giertychowi status pokrzywdzonego. "Akta te zostaną zanalizowane przez naszych archiwistów i stosowne decyzje zostaną niebawem podjęte. Nie znam zawartości tych akt i nie mogę przesądzać o decyzji archiwistów" -  oświadczył Kieres. Dodał, że był już przypadek odebrania statusu pokrzywdzonego (nie ujawnił komu). Podkreślił, że wyrok sądu nie  będzie miał wpływu na decyzję IPN co do Macieja Giertycha, bo to odrębne postępowania.

Na początku roku Giertych rozdał mediom otrzymane z IPN materiały, jakie SB zbierała na niego od 1962 r., gdy wrócił z  emigracji w Anglii. Wynika z nich, że Giertych chętnie relacjonował SB poglądy ojca; twierdził, że przyszłością Polski jest sojusz z Rosją; miał wyrażać się też ze zrozumieniem o  interwencji Rosji w Czechosłowacji w 1968 r.

Postępowanie lustracyjne kończy się albo uznaniem prawdziwości oświadczenia danej osoby, albo uznaniem jej za "kłamcę lustracyjnego" - wtedy będzie ona skreślona z listy kandydatów. Jeżeli kandydat sam przyzna się do związków z tajnymi służbami PRL, jego oświadczenie jest publikowane w "Monitorze Polskim" i w  obwieszczeniu wyborczym. Ustawa lustracyjna nie zamyka takiej osobie dostępu do urzędu prezydenta.

em, pap

Czytaj też: Kryptonim "Truteń"