Monika Suchocka ukończyła Akademię Ekonomiczną w Poznaniu. W marcu obroniła pracę magisterską, a w kwietniu wyjechała na 4-miesięczny staż w jednej z brytyjskich firm w londyńskiej dzielnicy West Kensington. Mieszkała w Archway.
Po raz ostatni dała o sobie znać 7 lipca rano. Około godz. 8.40 zadzwoniła do pracy, informując, że się spóźni - zamknięte były już stacje metra (po wcześniejszych eksplozjach bomb w metrze), więc wsiadła do autobusu. Było to na krótko przed wybuchem kolejnej bomby, tym razem w autobusie na Tavistock Square, w którym zginęło 13 osób. Poszukiwania Moniki trwały ponad tydzień. W całym Londynie jej koleżanki rozlepiły plakaty ze zdjęciem zaginionej dziewczyny.
Brytyjska policja przydzieliła przebywającej w Polsce rodzinie Suchockich specjalnego oficera łącznikowego, który był z nimi w stałym kontakcie. Rodzina przekazała londyńskiej policji wyniki badań Moniki i próbki DNA potrzebne do identyfikacji. Tożsamość ofiary potwierdzono w sobotę.
Według polskiego konsula, rodzina Moniki Suchockiej ma przyjechać do Londynu.
Wśród zaginionych po zamachach w Londynie, zaliczanych do tzw. grupy wysokiego ryzyka (czyli osób, o których wiadomo, że były w miejscach eksplozji) są jeszcze dwie Polki - Karolina Glueck oraz Anna Brandt. Polski konsulat poszukuje jeszcze czterech Polaków, którzy od 7 lipca nie skontaktowali się z rodzinami. Są to Kamila Grabowska, Jolanta Jawornik, Robert Kamiński i Adam Kozakowski.
W sobotę wzrosła do 55 liczba ofiar śmiertelnych zamachów w Londynie. W nocy z piątku na sobotę w szpitalu zmarł 30-letni architekt Lee Harris. 7 lipca rano, w momencie eksplozji ładunków zdetonowanych przez zamachowców samobójców, Harris jechał pociągiem metra w pobliżu stacji King's Cross, razem ze swoją partnerką - 36-letnią Samanthą Badham, którą po zamachach uznano za zaginioną.
em, pap