Karolina Glueck pochodziła z Chorzowa. Do Londynu przyjechała trzy lata temu, do swej siostry bliźniaczki - Magdy, by nauczyć się języka angielskiego i dostać dobrą pracę. Pracowała w biurze w Goodenough College na Mecklemburgh Square w Londynie.
7 lipca rano około godz. 8.30 pożegnała się z narzeczonym wychodząc do pracy. Jeździła metrem ze stacji Finsbury Park. Około 8.50 w trzech pociągach metra i w autobusie miejskim zamachowcy-samobójcy zdetonowali ładunki wybuchowe. W zamach zginęło co najmniej 55 osób.
Przez tydzień w całym Londynie widać było plakaty ze zdjęciem Karoliny - blondynki, z krótko obciętymi włosami, rozlepione przez poszukujących jej przyjaciół i rodzinę. Policja przydzieliła rodzinie Karoliny specjalnego oficera łącznikowego.
Jedna z brytyjskich gazet zamieściła w ubiegłym tygodniu wypowiedź narzeczonego Karoliny, Richarda. Powiedział, że wieczorem w dniu zamachów, mieli wyjechać z Karoliną na romantyczny weekend do Paryża.
Karolina Glueck to druga polska ofiara zamachów w Londynie. W sobotę potwierdzono, że w eksplozji bomby w metrze na linii Piccadilly zginęła 23-letnia Monika Suchocka z Dąbrówki Malborskiej.
Wśród zaginionych po zamachach, o których wiadomo, że znajdowali się w miejscach eksplozji jest jeszcze 43-letnia Anna Brandt. Ponadto polski konsulat w Londynie poszukuje dwoje Polaków: Jolantę Jawornik i Roberta Kamińskiego, z którymi bliscy nie mają kontaktu.
Liczba śmiertelnych ofiar zamachów w Londynie wzrosła do 56 - poinformowała w poniedziałek policja. Poprzednio podawano liczbę 55 zabitych. Dane najnowszej ofiary nie są na razie znane. Poinformowano jedynie, że zidentyfikowano zwłoki kolejnej ofiary na miejscu jednej z czterech eksplozji. Nie chodzi więc o kogoś, kto został ranny i później zmarł w szpitalu.
em, pap