Tucznik na łopatkach

Tucznik na łopatkach

Dodano:   /  Zmieniono: 
Z 2694 przetwórni mięsa w RP tylko 23 spełniają unijne wymogi


Rosyjski kryzys spowodował spadek eksportu mięsa (głównie wieprzowego) na Wschód. Według danych Ministerstwa Gospodarki, w 1998 r. (w porównaniu z 1997 r.) najbardziej zmniejszył się eksport półtusz wieprzowych - z 39 tys. ton do 19 tys. ton. O 17 proc. mniej sprzedaliśmy też przetworów mięsnych (wędlin, wędzonek i konserw). Wiele firm z branży mięsnej znalazło się na skraju bankructwa. Wtedy też dopiero prezesi dużych zakładów mięsnych doszli do wniosku, że nie mogą liczyć na eksport swoich produktów tylko na rynek wschodni, gdyż jest on niestabilny i łatwo tam zarówno sporo zarobić, jak i dużo stracić.
Inna rzecz, że tylko 19 z 2796 rzeźni należy do klasy A, czyli spełnia wymogi stawiane przez Unię Europejską, a z 2694 przetwórni w tej klasie znajdują się 23. Z kolei z 79 chłodni do najwyższej klasy kwalifikuje się zaledwie sześć. Około 60 proc. rzeźni należy do klasy B2, co oznacza, że niesłychanie trudno będzie im się dostosować do standardów UE. Tylko kilkanaście procent należy do klasy B, czyli ma szanse na dorównanie zakładom unijnym. Aby przetrwały, trzeba zainwestować w nie kilkaset milionów dolarów. Szacuje się, że dostosowanie naszego sektora mięsnego do wymagań Brukseli będzie kosztowało 600-800 mln USD. Połowę pieniędzy uzyskamy z funduszu SAPARD, czyli przedakcesyjnego unijnego programu dla polskiego rolnictwa. Pozostałe koszty restrukturyzacji muszą jednak ponieść rzeźnie i przetwórnie mięsa.
W pierwszym półroczu 1999 r. znaczna nadwyżka podaży wieprzowiny spowodowała konieczność podjęcia interwencyjnych zakupów. Skupiono 119,9 tys. ton wieprzowiny, głównie w klasach E, U i R (klasy mięsności mięsa wieprzowego według standardu EUROP; klasa E ma największą mięsność, a R - najmniejszą). W styczniu tego roku Agencja Rynku Rolnego rozpoczęła kolejny skup interwencyjny. Zaplanowała, że przyjmie 40 tys. ton wieprzowiny. Żywiec skupuje 200 ubojni. Tymczasem, o czym była już mowa, w Polsce tylko 19 rzeźni spełnia unijne wymogi. W 180 rzeźniach ubija się więc żywiec na zlecenie agencji, jednak to mięso nie będzie mogło być wyeksportowane na rynki UE, lecz trafi na Wschód bądź pozostanie w kraju. Jeśli założyć, że każda z tych rzeźni skupuje taką samą ilość żywca, oznaczałoby to, iż z 40 tys. ton mięsa wieprzowego na rynki unijne mogłoby trafić najwyżej 4 tys. ton. Co uczynić z pozostałymi 36 tys. ton?
Załamanie na Wschodzie nie wpłynęło na poczynania Agencji Rynku Rolnego, która - jak się wydaje - nie widzi potrzeby zabiegania o unijne rynki przez polskich producentów. - Wszystkie przedsiębiorstwa skupujące mięso w imieniu Agencji Rynku Rolnego mają uprawnienia eksportowe - mówi Jadwiga Seremak-Bulge, wiceprezes ARR. Agencja nie stawiała im warunku, że muszą posiadać atesty UE, gdyż większość mięsa zakupionego w ramach interwencji eksportowana była za Bug. Problemem jest to, że sytuacja zmieniła się diametralnie. O ile jeszcze do niedawna wiele średniej wielkości zakładów eksportowało na Wschód 70 proc.wszystkich swoich wyrobów, o tyle dzisiaj zaledwie 15 proc. W rezultacie drastycznie zmniejszyła się produkcja i mimo że podjęto desperackie próby sprzedaży mięsa w kraju (choć ciężko jest zna- leźć nabywcę na mocno otłuszczone produkty złej jakości), zanotowano ogromne straty finansowe. Problemu tego nie dostrzegły jednak ani ARR, ani Ministerstwo Rolnictwa. W pewnym sensie ich stanowisko jest zrozumiałe: małych i średnich przetwórców i producentów mięsa nie stać na kosztowne modernizacje zakładów, aby sprostać już w tej chwili wymogom stawianym przez UE. Równocześnie jednak zamykamy sobie możliwość szybszego wejścia na unijne rynki, niż przewiduje to nasze stanowisko negocjacyjne dotyczące rolnictwa (zakłada ono, że Polska będzie w pełni gotowa do członkostwa w UE z początkiem 2003 r., jednak dla sektora mięsnego i mleczarskiego ubiegamy się o kilkuletnie okresy przejściowe). Zaniepokojony takim stanem rzeczy jest Przemysław Chabowski, prezes Polskiego Związku Producentów, Eksporterów i Importerów Mięsa. - Nie wiem, na jakiej podstawie rząd podjął decyzję o ustanowieniu okresów przejściowych w przemyśle mięsnym. Coś takiego nie powinno nastąpić. Możemy być przygotowani do wymogów UE w tej dziedzinie, więc nie rozumiem, dlaczego prosimy o okresy przejściowe - twierdzi. - Z ponad 2700 zakładów zajmujących się ubojem trzody chlewnej 25 dysponuje mocami przerobowymi pozwalającymi na ubój aż 80 proc. trzody dostarczanej do polskich rzeźni. Te zakłady już spełniają lub w niedługim czasie będą spełniać stawiane przez unię wymagania.
Czy pozwoli to na zwiększenie eksportu polskiej wieprzowiny na unijne rynki? Jest to mało prawdopodobne, gdyż barierą nie do pokonania są wysokie dopłaty eksportowe stosowane przez państwa UE, na które Polski nie stać. Ponadto w wielu wypadkach nie jesteśmy w stanie konkurować jakością. Wysoką jakością swoich wyrobów mogą się pochwalić jedynie duże zakłady, prowadzące kontraktacje trzody chlewnej i monitorujące jej chów. Wiele małych i średnich firm jest uzależnionych od koniunktury na wieprzowinę, nie kontraktuje jej, lecz kupuje ją na bieżąco, w zależności od potrzeb. Tutaj wyłania się kolejny problem, czyli hodowcy. Przeciętny producent jest w stanie dostarczyć kilka lub najwyżej kilkanaście zwierząt. Taki dostawca czeka z reguły na wzrost ceny żywca, a w tym czasie tucznik obrasta w tłuszcz i potencjalny przetwórca przestaje być nim zainteresowany.
Do nowej, trudniejszej sytuacji zdołało się dostosować kilkunastu prywatnych producentów mięsa i jego przetworów. Od marca 1999 r. Zakłady Mięsne Farmutil, należące do senatora Henryka Stokłosy, posiadają certyfikat uprawniający do zaopatrywania w żywność wojsk Paktu Północnoatlantyckiego. - Na pewno nie będziemy chcieli sprzedawać żołnierzom NATO konserw z tuszonką. Oni potrzebują dobrego mięsa - powiedział Stokłosa w dniu, w którym otrzymał certyfikat. Nie jest on jedynym producentem mięsa, któremu nie tylko udało się przetrwać rosyjski kryzys, ale nawet ugruntować swoją pozycję na rynku. W 1998 r. Zakłady Mięsne Skiba w Chojnicach uzyskały pierwsze miejsce w przeprowadzanym corocznie przez tygodnik "Boss-Rolnictwo" rankingu zakładów mięsnych. Firmy były oceniane w dwunastu kategoriach. Brano pod uwagę m.in. przychody, zysk netto, wskaźnik rentowności netto, dynamikę przychodów, udział eksportu w sprzedaży i wartość eksportu w 1998 r. W kategoriach eksportowych najwięcej punktów zdobyły Zakłady Mięsne Mazury w Ełku, które w 1998 r. nie tylko zwiększyły udział eksportu w sprzedaży o ponad 7 proc., lecz zanotowały także wzrost eksportu w ujęciu wartościowym o 92 proc. Podobnej sztuki dokonały zakłady mięsne Rawa, Constar oraz Koło.
Mimo przykładów pozytywnych zmian, trudno zmienić opinię obserwatorów Unii Europejskiej o naszej branży mięsnej. Na początku lutego grupa ekspertów z Komisji Europejskiej kontrolowała przestrzeganie unijnych wymogów przez zakłady zajmujące się przerobem zwierząt łownych. Z czterech przypadkowo wybranych firm przynajmniej dwie - zdaniem kontrolerów - powinny utracić eksportowe certyfikaty. Aby uprzedzić decyzję Unii Europejskiej, Andrzej Komorowski, główny lekarz weterynarii, zaproponował kontrolerom, że wystąpi o skreślenie przetwórni w Dobrzycy koło Piły i zakładu w Gruszczynie koło Poznania z listy uprawnionych do sprzedaży swych wyrobów na rynki unijne. Główny inspektor sanitarny coraz częściej podejmuje decyzję o zamknięciu zakładów przetwórstwa mięsnego. W 1999 r. najwięcej firm zamknięto w województwie wielkopolskim, gdzie 74 przetwórnie i ubojnie nie spełniały polskich norm sanitarnych. W województwie mazowieckim zamknięto 33 zakłady.
W kwietniu do Polski przyjadą kolejni kontrolerzy Unii Europejskiej, by się przyjrzeć przetwórniom mięsa. Jakie będą ich wnioski? - Nie dziwi fakt, że unia nie chce naszego mięsa. Wciąż uznaje się Polskę za kraj, w którym nie zapanowano nad pomorem świń. To oczywisty wykręt, bowiem od dawna nie mieliśmy z tym problemem do czynienia - mówi prezes Chabowski. - Warto chyba wytrącić unijnym urzędnikom z ręki ten argument i wydać dekret, w którym polski rząd stwierdzi, że pomór świń został opanowany. Tym bardziej że brak takiego dokumentu sprawia, że nie mają do nas zaufania także amerykańscy importerzy mięsa. To skłania do szukania rynków zbytu dla naszej wieprzowiny tam, gdzie jej jakość nie jest najważniejsza, a liczy się cena i ilość.


Więcej możesz przeczytać w 9/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.