Cimoszewicz kontratakuje (aktl.)

Cimoszewicz kontratakuje (aktl.)

Dodano:   /  Zmieniono: 
Włodzimierz Cimoszewicz zaapelował do swoich kontrkandydatów w wyborach prezydenckich o publiczne określenie się, czy mieli coś wspólnego z rzekomą prowokacją wymierzoną w jego osobę.
Swój apel Cimoszewicz skierował przede wszystkich do dwóch kontrkandydatów: Donalda Tuska i Lecha Kaczyńskiego. Marszałek chciałby, aby Tusk powiedział, co wiadomo mu na temat działań w  tej sprawie swojego współpracownika, posła PO Konstantego Miodowicza, a Kaczyński - posła PiS Zbigniewa Wassermanna.

"Na pewno prezydent Kaczyński ani jego sztab w żadnych prowokacjach nie uczestniczył, realnych i nierealnych" -  oświadczył wiceszef sztabu PiS i Kaczyńskiego Michał Kamiński.

Zaznaczył, że w sprawie rewelacji Anny Jaruckiej Kaczyński od  początku "zachowuje daleko idącą ostrożność, nie przesądzając, gdzie w tej sprawie leży prawda". Kamiński pytany, czy podziela opinię, że to była prowokacja, odparł: "nie podzielam (...) Nie  mam wiedzy na ten temat".

"Panie Donaldzie Tusk, co pan wie na temat działalności swojego bliskiego współpracownika? Czy pan Miodowicz, doświadczony oficer służb specjalnych, był tak niekompetentny, że nabrał się na  ewidentne fałszerstwo, czy też wiedział, co robi?" - pytał Cimoszewicz podczas konferencji prasowej w Katowicach.

Marszałek przywołał sondaże opinii publicznej na dowód, że to  Tusk odniósł największą korzyść w wyniku - jak mówił - prowokacji związanej z oświadczeniem Jaruckiej. Cimoszewicz oczekuje od  lidera PO odpowiedzi, czy działania Miodowicza miały miejsce za  wiedzą i akceptacją Tuska.

Cimoszewicz podkreślił, że to Miodowicz doprowadził do komisji śledczej ds. PKN Orlen Annę Jarucką. Jarucka, jak podkreślił, złożyła fałszywe zeznania, oraz zapoznała media ze sfałszowanym dokumentem: rzekomym upoważnieniem Jaruckiej do zmiany oświadczenia majątkowego Cimoszewicza, wystawionym - według świadka - 20 kwietnia 2002 przez niego samego.

Podobny apel Cimoszewicz skierował do Lecha Kaczyńskiego odnośnie działań Wassermanna. Marszałek zastrzegł, że jego pytania nie są zarazem sugestią odpowiedzi, a jedynie pytaniami, które wymagają jasnej odpowiedzi zainteresowanych. Cimoszewicz zasugerował związek osób związanych ze służbami specjalnych z tą sprawą, zaznaczając, że nie ma na to dowodów.

"W ostatnich latach miały miejsce w Polsce dość niestety liczne przypadki bulwersującego zachowania ludzi związanych ze  służbami specjalnymi" - powiedział Cimoszewicz, wymieniając materiały sprzed 11 lat, mające skompromitować ówczesnego premiera Waldemara Pawlaka, a także późniejsze materiały wymierzone w  Józefa Oleksego oraz rzekome "teczki" Jerzego Buzka, Aleksandra Kwaśniewskiego i Lecha Wałęsy.

"Do dnia dzisiejszego - a to jest niezwykle wymowne - żaden ze  sprawców żadnego z tych działań nie został ukarany, pociągnięty do  odpowiedzialności karnej. Jestem wewnętrznie przekonany, że tym razem, w poczuciu bezkarności uderzono także we mnie" - powiedział marszałek.

"Nie mam na to bezpośrednich dowodów. Jestem głęboko przekonany, że mechanizm tej prowokacji przypomina do złudzenia wszystkie poprzednie przypadki działania przeciwko czołowym postaciom naszego państwa" - dodał. Zaznaczył, że w tej sprawie nie chodzi tylko o niego samego, ale o funkcjonowanie państwa i  praworządność.

Jarucka przekazała we wtorek komisji śledczej ds. PKN Orlen kserokopię upoważnienia do zmiany oświadczenia majątkowego Cimoszewicza, które on sam miał jej wystawić. Marszałek uznał dokument za ewidentnie sfałszowany, a swój rzekomy podpis za  faksymile podpisu, które bezprawnie trafiło do rąk Jaruckiej. Poinformował, że w środę do prokuratury trafiło doniesienie jego sztabu w sprawie składania fałszywych zeznań i fałszowania dokumentów.

"Chodzi o to, by w toku postępowania prokuratorskiego, ale  apeluję tu także o dociekliwość mediów (...), ustalić, czy pani Jarucka wyłącznie sama w tym uczestniczy, czy też działa z kimś w  porozumieniu" - wyjaśnił marszałek.

Do przedstawionych we wtorek na konferencji prasowej w  Warszawie wyjaśnień, jak mógł powstać sfabrykowany dokument, Cimoszewicz dodał w środę nowe szczegóły. Powiedział m.in., że 20 kwietnia 2002 roku, kiedy miało powstać upoważnienie, to była sobota - marszałek (wówczas minister spraw zagranicznych) był wtedy w swoim domu w Hajnówce, a jego sekretariat nie pracował. Ustalono to w środę na podstawie kalendarza zajęć Cimoszewicza w  tym okresie.

Pytany przez dziennikarzy Cimoszewicz powiedział, że nie zamierza poddać się badaniu swojej prawdomówności w tej sprawie na  wykrywaczu kłamstw.

ks, ss, pap