"Czas surferów" bronią swojskie klimaty. Niektóre dowcipy, osadzone w typowo polskiej scenerii, nawet bawią, częstotliwość, z jaką pada z ust głównych bohaterów wulgarny wyraz na "k" nie pozostawia wątpliwości, że jest to film polski. Jego akcja rozgrywa się między supermarketem, domkiem w lesie oraz willą gangstera Klamry i plenery są pokazane bardzo wiarygodnie. Nie ma wprawdzie wątpliwości, że taki film byłby dla zagranicznego widza całkowicie nieczytelny, wszystkie dowcipy, które będą śmieszyć Polaka (choć z drugiej strony, ile można się śmiać z gagów o paleniu marihuany), są całkowicie niezrozumiałe dla osoby mieszkającej poza granicami naszego kraju. Nie zmienia to jednak faktu, że ukazanie lokalnych stereotypów jest najsilniejszą stroną filmu.
Dzieło Gąsiorowskiego wchodzi na ekrany dokładnie tego samego dnia, kiedy w życiu wchodzi ustawa o kinematografii. Ta nowa regulacja prawna, która zmusza do finansowania polskich filmów przez kina i telewizje, wzbudziła wiele kontrowersji, padały oskarżenia, że reżyserzy będą teraz mogli kręcić nie zwracając uwagi na jakość produkcji, bowiem będą mieli pieniądze zagwarantowane przez ustawę. Jeśli nasze krajowe kino po ustawie będzie wyglądało tak jak "Czas surferów", to zarzuty, że polscy reżyserzy są obibokami żyjącymi na cudzy koszt będą jak najbardziej na miejscu.
Agaton Koziński