Mówił dziad do obrazu

Mówił dziad do obrazu

Dodano:   /  Zmieniono: 
W odróżnieniu od moich kolegów po klawiaturze nie cieszyłem się z wyboru Bronisława Wildsteina na prezesa TVP. Powiem więcej: pomyślałem sobie, że to koniec Bronka jako publicysty. Na szczęście nasz wielki kolega wyszedł z opresji obronną ręką, bo udawał pierwszą naiwną i w porę został zwolniony.
Bronek poleciał i tzw. „niezależni publicyści” leją krokodyle łzy nad decyzją premiera. A przecież nie od dziś wiadomo, że gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą. Nie po to Jarosław Kaczyński namaścił Bronka na prezesa telewizji publicznej, żeby ten udawał pierwszą naiwną. Bronek miał wykonać zadanie: dać głos politykom, ustalić właściwe parytety, powstrzymać dziennikarzy od zadawania kłopotliwych pytań i – w konsekwencji – przyczynić się do poprawy notowań koalicji rządzącej. A że zamiast wziąć się do roboty, opowiadał bajki o wolnych mediach i – co gorsza – próbował je wcielać w życie, więc został odwołany. Scenariusz stary jak dzieje realpolitik. Można mieć pewność, że w analogicznej sytuacji tak samo jak Kaczyński zachowałby się przywódca każdego rządu na świecie. Oczywiście, gdyby miał równie silny wpływ na radę nadzorczą telewizji.

Na łamach „Dziennika” Michał Karnowski pisze o premierze: „Myślałem, że facet, który widzi obrzydliwość upartyjnionych przez postkomunistów mediów i ma odwagę od lat o tym mówić, będzie choć trochę inny od poprzednich premierów”. A ja myślałem, że już nikt nie ma złudzeń co do horyzontów ludzi sprawujących władzę. Właśnie: horyzontów, a nie dobrej czy złej woli. Sęk w tym, że dzisiejsi politycy nie są w stanie kierować się ideałem wolności mediów, bo w ogóle nie rejestrują tego poziomu. Jeśli mówią o obrzydliwym upartyjnieniu telewizji, chodzi im o to, że rządzą nią przeciwnicy polityczni, a nie oni sami. Ktoś, kto zajmuje się grą polityczną, zawsze będzie potrzebował mediów i innych instytucji kultury do zabezpieczenia partyjnych czy koalicyjnych interesów. Cel tej gry, rzecz jasna, nie musi być zły. Może nim być np. zapewnienie państwu mocnej pozycji w Europie, oczyszczenie go z postkomunizmu czy realne ograniczenie przestępczości. Nie zmienia to faktu, że dla polityków media były, są i będą potencjalnym narzędziem, a nie wartością samą w sobie.

Można naturalnie próbować tłumaczyć premierowi, że w dłuższej perspektywie taka strategia się nie opłaci i że lepiej byłoby pozwolić mediom tworzyć wiarygodny obraz kultury, żeby doraźna polityka znajdowała zakorzenienie w czymś głębszym niż wodzowska wizja. Zdroworozsądkowe w gruncie rzeczy pomysły PiS mogłyby znaleźć potężnego sojusznika w postaci zrekonstruowanego przez media systemu wartości: tradycja, religia, wspólnota, rodzina, wolny rynek, itd. Szanse braci Kaczyńskich na kolejne wyborcze sukcesy z pewnością rosłyby wraz z utrwalaniem się tego porządku rzeczy w świadomości Polaków. I nawet po przegranych wyborach – co wbrew pozorom kiedyś nastąpi – bracia nie staliby na spalonej ziemi.

Nadzieje, że taka argumentacja może trafić do premiera, są jednak płonne. Mówił dziad do obrazu, aż obraz nie wytrzymał i krzyknął: „Spieprzaj dziadu!”. Żeby formacja intelektualna stała się naprawdę kulturotwórcza, trzeba uszanować jej wolność i nie oczekiwać, że będzie złożona z salonowych piesków. Trzeba pogodzić się z tym, że sprzymierzeńcy w kwestiach aksjologicznych będą formułować niezależne sądy w sprawach doraźnej polityki i bez taryfy ulgowej potraktują każde nadużycie władzy. Należy też przyjąć do wiadomości, że w ukazywanym przez nich obrazie świata polityka będzie tylko ubogą krewną cywilizacji i kultury, a jeśli ta inwestycja przyniesie wymierne korzyści wyborcze, to dopiero po kilku lub kilkunastu latach Czy bracia Kaczyńscy są w stanie zgodzić się na takie warunki?

Przypuszczam, że wątpię. Oni wierzą, że aby zostać mężem stanu, wystarczy mieć osobistą wizję i uprawiać realpolitik, a media są dobre tylko wtedy, kiedy służą tym nadrzędnym wartościom. W odróżnieniu od Michała Karnowskiego nie czyniłbym jednak z tego zarzutu, bo tak myślą wszyscy politycy. I lepiej, że rządzą nami antykomuniści niż sojusz postkomunistyczno-antylustracyjny, który specjalizuje się w praniu mózgów. Niewątpliwie akurat w tej sprawie coś w Polsce drgnęło i może nasze dzieci nie będą już się zastanawiać, czy Wojciech Jaruzelski był bohaterem czy zdrajcą.

Pomysł odfałszowania polskiej historii przez rozliczenie z komunizmem jest przez braci Kaczyńskich realizowany, bo zawsze był obecny w ich wizji. „Wolność mediów” czy inne „przywrócenie polskiej kulturze właściwych hierarchii” to już postulaty mniej poważne, bo wizja nigdy ich nie zakładała. Trudno doszukiwać się tu złej woli naszych wodzów; to raczej skutek ich ograniczonych zainteresowań. Gdyby Lech był dziennikarzem, a Jarosław polonistą, ich wizja z pewnością byłaby bogatsza niż dziś. Osobiście nie dziwię się prawnikom, że nie mają pojęcia o kulturze. Niech dalej robią swoje, odcinając peerelowską pępowinę, ścigając bandytów i nie dając sobie w kaszę dmuchać Rosjanom czy Niemcom. Przecież nie muszą od razu pretendować do literackiej Nagrody Nobla, jak kiedyś – z powodzeniem zresztą – czynił to Winston Churchill.

Michał Karnowski jest trochę młodszy ode mnie i może dlatego do wczoraj konfrontował politykę z ideałami. Mnie od czasów legendarnego AWS już nic nie zdziwi. Podejrzewam, że gdyby jutro bracia Kaczyńscy poparli np. paradę równości, wzruszyłbym ramionami. Dlatego – w odróżnieniu od moich kolegów po klawiaturze – nie cieszyłem się z wyboru Bronisława Wildsteina na prezesa TVP. Powiem więcej: pomyślałem sobie, że to koniec Bronka jako publicysty. Na szczęście nasz wielki kolega wyszedł z opresji obronną ręką, bo udawał pierwszą naiwną i w porę został zwolniony. Oby ta krótka historia romansu człowieka kultury z polityką była przestrogą dla innych. Dopóki o obsadzie stanowisk w TVP decydują przedstawiciele partii, nie wchodźmy w ten interes. Zostańmy w niezależnych mediach, którymi rządzi głównie logika rynku. Zresztą popatrzmy na Bronka. Tak się odgrażał, że zreformuje telewizję, a wrócił z tego Woronicza bez sukcesu i kompletnie wycieńczony. To już lepiej prowadzić redakcyjnego bloga. Stres niewielki, niezależność gwarantowana, a i wierszówka wpadnie.

Ostatnie wpisy

  • Pożegnanie4 maj 2010Przez ponad trzy lata było mi dane komentować dla Państwa wydarzenia kulturalne, zjawiska cywilizacyjne, czasami również bieżące fakty polityczne.
  • Polska, czyli znak sprzeciwu19 kwi 2010Kondukt żałobny dotarł na Wawel. Prezydent spoczął w symbolicznym sercu Polski. Ekipy telewizyjne zwinęły sprzęt, ludzie rozeszli się do domów. Politycy PO, którzy dotąd zajmowali się głównie szydzeniem z Lecha Kaczyńskiego, przyjęli kondolencje...
  • Niech Ci bije dzwon Zygmunta14 kwi 2010Nie zasłużył. Nie pasuje. Nie nadaje się. Nie ma miejsca. Przepraszamy, zajęte. Zatrzaśnięte na siedem spustów wielkiej polskiej historii, która – ma się rozumieć – skończyła się dawno temu. I już nie wróci.
  • Idzie wojna!13 kwi 2010Czy smoleńska tragedia może przynieść jakieś pozytywne owoce? Jeśli panem historii jest przypadek, będzie to bardzo trudne. Jeśli jednak rządzi nią Bóg, możemy z nadzieją patrzeć w przyszłość.
  • Wielkość Lecha Kaczyńskiego12 kwi 2010Prezydent może być niski, ale nie powinien być mały – powiedział niedawno polityk, którego nazwiska nie ma sensu teraz przywoływać. Bóg najwyraźniej miał inne zdanie na temat polskiego przywódcy.