Kibicowanie reprezentacji to tylko namiastka prawdziwej pasji.
Niemcy zrobili reklamę telewizyjną, w której Polak kradnie samochód („Widzew Żydzi!”). Polacy odpowiedzieli fotomontażem przedstawiającym Leo Beenhakkera trzymającego odcięte głowy Loewa i Ballacka („Jebać ŁKS!”). Fani obu zespołów spędzili ostatni tydzień na wzajemnym obrzucaniu się błotem („Cała Łódź – Jude! Jude! Jude!”). Biada Niemcowi, który powie, że Polacy mieli prawo się wkurzyć. Biada Polakowi twierdzącemu, że rozumie Niemców.
Panuje opinia, że kibicowanie reprezentacji jest czymś lepszym, niż kibicowanie drużynie ligowej. Na mecze Widzewa czy ŁKS-u chodzą kibole, natomiast ludzie cywilizowani dopingują „naszych” w pubie. Przyszywani kibice, którzy uaktywniają się wyłącznie w okresie wielkich imprez piłkarskich, współtworzą podobno wyjątkową atmosferę futbolowego święta. To oczywiście bzdura. Nawaleni ignoranci, wymachujący flagą narodową wyjętą ze zgrzewki piwa, nie różnią się niczym od tych kiboli ligowych, dla których mecz jest pretekstem do ustawek. Przedstawiciele klasy średniej, którzy nie mają pojęcia o piłce nożnej, pracują w pocie czoła przez dwa lata, by podczas mundialu czy finałów Euro odreagować z kumplami w pubie. Podczas transmisji mają jedno marzenie: żeby rywal został upokorzony. A najśmieszniejsze, że wciąż podkreślają swoją wyższość nad ligowymi kibolami.
Po meczu z Niemcami wspaniałym fanom reprezentacji została tylko jałowa nienawiść. Bo szkopy znów zwyciężyły, i to głównie dzięki volksdeutschom: Podolskiemu i Klose. Nic dziwnego, że serca prawdziwych Polaków opanował duch zemsty. W pubach zrobiło się gęsto od przekleństw, a były wiceminister edukacji Mirosław Orzechowski zaapelował nawet do prezydenta o „natychmiastowe wszczęcie procedur pozbawienia obywatelstwa polskiego tych osób, które występują w narodowych barwach obcych państw” („Żydzi! Żydzi! Cała Polska się was wstydzi!”).
Oczywiście, taki prymitywny sposób odczuwania nie jest obcy również bywalcom ligowych stadionów. Ale oni mają do dyspozycji coś jeszcze: mit klubowego honoru, uwieczniony choćby w haśle „Miłość. Wiara. Walka”. Większość ligowych kibiców marzy nie tylko o dowaleniu innym, ale przede wszystkim o tym, by ich drużyna gryzła trawę w imię klubowej tradycji. Dla prawdziwych fanów Widzewa czy ŁKS-u ich ukochane drużyny są czymś więcej, niż zbieraniną dorobkiewiczów pod wodzą zagranicznego trenera. Jedni wierzą w „widzewski charakter”, drudzy w mit „rycerzy wiosny”, i są to wartości pozytywne, które budują aksjologiczny wszechświat.
Reprezentacja nie ma takich kibiców, bo jest tworem zbyt doraźnym, żeby naprawdę się z nią utożsamić. O co grają Polacy i Brazylijczyk na Euro? O honor ojczyzny? Wolne żarty! Oni grają o pieniądze, transfery do bogatych klubów, kontrakty reklamowe. Dlatego ich „kibice” przyjmują najbardziej powierzchowne postawy i nie potrafią patrzeć na swoją drużynę w całej jej historii, z szacunkiem dla wielkich zwycięstw, dramatycznych remisów i pechowych porażek, budujących piłkarską mitologię. Dla nich liczy się natychmiastowy sukces, który pozwoli im zatriumfować mentalnie nad sąsiadami z Niemiec, Rosji czy Czech.
Podobno niemieccy kibice potrafią dopingować swoją reprezentację w bardziej cywilizowany sposób. Jeśli tak, to dlatego, że liczniej niż Polacy uczęszczają na ligowe stadiony. W rzeczywistości bowiem przywiązanie do ukochanego klubu jest ogniem, w którym wykuwają się futbolowe mity. Kibicowanie reprezentacji to tylko namiastka prawdziwej pasji.
Dziewczyny! Nie dajcie sobie wmówić, że wasi mężowie, narzeczeni, bracia czy ojcowie uczestniczą podczas Euro w czymś niezmiernie ważnym. Oni chcą odurzyć się piwem, powyzywać innych i poczuć się jak prawdziwi mężczyźni. Z wielkiej miłości można przymknąć oko na tę groteskę. Jednak od czasu do czasu warto przypomnieć facetom o ich domowych obowiązkach. Jeśli są tacy męscy, to niech wreszcie naprawią pralkę i upiorą sobie skarpetki przepocone od piłkarskich emocji.
Panuje opinia, że kibicowanie reprezentacji jest czymś lepszym, niż kibicowanie drużynie ligowej. Na mecze Widzewa czy ŁKS-u chodzą kibole, natomiast ludzie cywilizowani dopingują „naszych” w pubie. Przyszywani kibice, którzy uaktywniają się wyłącznie w okresie wielkich imprez piłkarskich, współtworzą podobno wyjątkową atmosferę futbolowego święta. To oczywiście bzdura. Nawaleni ignoranci, wymachujący flagą narodową wyjętą ze zgrzewki piwa, nie różnią się niczym od tych kiboli ligowych, dla których mecz jest pretekstem do ustawek. Przedstawiciele klasy średniej, którzy nie mają pojęcia o piłce nożnej, pracują w pocie czoła przez dwa lata, by podczas mundialu czy finałów Euro odreagować z kumplami w pubie. Podczas transmisji mają jedno marzenie: żeby rywal został upokorzony. A najśmieszniejsze, że wciąż podkreślają swoją wyższość nad ligowymi kibolami.
Po meczu z Niemcami wspaniałym fanom reprezentacji została tylko jałowa nienawiść. Bo szkopy znów zwyciężyły, i to głównie dzięki volksdeutschom: Podolskiemu i Klose. Nic dziwnego, że serca prawdziwych Polaków opanował duch zemsty. W pubach zrobiło się gęsto od przekleństw, a były wiceminister edukacji Mirosław Orzechowski zaapelował nawet do prezydenta o „natychmiastowe wszczęcie procedur pozbawienia obywatelstwa polskiego tych osób, które występują w narodowych barwach obcych państw” („Żydzi! Żydzi! Cała Polska się was wstydzi!”).
Oczywiście, taki prymitywny sposób odczuwania nie jest obcy również bywalcom ligowych stadionów. Ale oni mają do dyspozycji coś jeszcze: mit klubowego honoru, uwieczniony choćby w haśle „Miłość. Wiara. Walka”. Większość ligowych kibiców marzy nie tylko o dowaleniu innym, ale przede wszystkim o tym, by ich drużyna gryzła trawę w imię klubowej tradycji. Dla prawdziwych fanów Widzewa czy ŁKS-u ich ukochane drużyny są czymś więcej, niż zbieraniną dorobkiewiczów pod wodzą zagranicznego trenera. Jedni wierzą w „widzewski charakter”, drudzy w mit „rycerzy wiosny”, i są to wartości pozytywne, które budują aksjologiczny wszechświat.
Reprezentacja nie ma takich kibiców, bo jest tworem zbyt doraźnym, żeby naprawdę się z nią utożsamić. O co grają Polacy i Brazylijczyk na Euro? O honor ojczyzny? Wolne żarty! Oni grają o pieniądze, transfery do bogatych klubów, kontrakty reklamowe. Dlatego ich „kibice” przyjmują najbardziej powierzchowne postawy i nie potrafią patrzeć na swoją drużynę w całej jej historii, z szacunkiem dla wielkich zwycięstw, dramatycznych remisów i pechowych porażek, budujących piłkarską mitologię. Dla nich liczy się natychmiastowy sukces, który pozwoli im zatriumfować mentalnie nad sąsiadami z Niemiec, Rosji czy Czech.
Podobno niemieccy kibice potrafią dopingować swoją reprezentację w bardziej cywilizowany sposób. Jeśli tak, to dlatego, że liczniej niż Polacy uczęszczają na ligowe stadiony. W rzeczywistości bowiem przywiązanie do ukochanego klubu jest ogniem, w którym wykuwają się futbolowe mity. Kibicowanie reprezentacji to tylko namiastka prawdziwej pasji.
Dziewczyny! Nie dajcie sobie wmówić, że wasi mężowie, narzeczeni, bracia czy ojcowie uczestniczą podczas Euro w czymś niezmiernie ważnym. Oni chcą odurzyć się piwem, powyzywać innych i poczuć się jak prawdziwi mężczyźni. Z wielkiej miłości można przymknąć oko na tę groteskę. Jednak od czasu do czasu warto przypomnieć facetom o ich domowych obowiązkach. Jeśli są tacy męscy, to niech wreszcie naprawią pralkę i upiorą sobie skarpetki przepocone od piłkarskich emocji.