Upadek

Dodano:   /  Zmieniono: 
Obudziłem się rano zlany potem. Miałem straszny sen. Sen, w którym stałem się najbardziej rozpoznawalnym politykiem w Polsce. W jaki sposób? Czytajcie.
We śnie wszystko zaczęło się gdy wychodziłem z posiedzenia Komisji Zdrowia i kierowałem się w stronę sali obrad. Posłowie wiedzą, że aby dojść z pokoju 118 na salę, należy zejść po schodach. W jednej ręce niosłem teczkę, w drugiej ręce opasłe druki ustaw pakietu kolejkowego. I nagle, na samej górze schodów poślizgnąłem się, upadłem i stoczyłem się po schodach aż na sam dół. Bardzo się potłukłem, zwichnąłem nogę, obiłem bark, a gdy uderzyłem głową w posadzkę, to mnie lekko ogłuszyło i dostałem krwotoku z nosa. Wszyscy kamerzyści, fotoreporterzy i dziennikarze tłumnie zgromadzeni na antresoli rzucili się robić zdjęcia i nagrywać mój upadek. Jeden z kamerzystów ruszył ze statywem, brutalnie przerywając wywiad Ryszarda Kalisza, do tego stopnia nieudolnie, że zahaczył nogą o statyw konkurencji i upadając, uderzył Rysia i rozbił na nim kamerę. Inny fotoreporter darł się w niebogłosy: „k***, k***, mam pełną pamięć, k***!”. Osoby zwiedzające Sejm ryknęły śmiechem. Kilka z nich zaczęło się słaniać na nogach ze śmiechu. Zanim się ocknąłem, otaczał mnie już tłum fotoreporterów, którzy pstrykali taką ilość zdjęć, że oślepłem od fleszy. I tylko trzech funkcjonariuszy Straży Marszałkowskiej zachowało zimną krew. Zadziałali profesjonalnie. Najpierw odpędzili dziennikarzy i natychmiast podjęli akcję udzielenia mi pierwszej pomocy. To, że działali profesjonalnie, oceniłem dopiero po obejrzeniu materiału w mediach. Z bólu traciłem przytomność, ponieważ pomocy chciał mi także udzielić jeden z posłów PIS - u, który niczym Samarytanin, chciał mnie koniecznie postawić na nogi. Niestety ciągnął mnie za zwichniętą rękę z wybitym barkiem. Potem były nosze, sanitariusz, karetka, OIOM, i w końcu obserwacja w szpitalu.

W tym czasie z mównicy przemawiał Donald Tusk. Jako pierwsza, po trzech minutach od upadku, transmisję przerwała prywatna stacja telewizyjna. I przekazała newsa. Poseł, najprawdopodobniej pod wpływem alkoholu, poślizgnął się i upadł na schodach w Sejmie. Minutę później transmisje przemówienia premiera przerwały już wszystkie stacje, w tym państwowe. „Pijany poseł zwalił się ze schodów”. „Poseł przegrał z grawitacją”. „Poseł nie zachował trzeźwości podczas obrad komisji”. Dziennikarze rzucili się do przepytywania przewodniczącego Komisji i wiceministra obecnego na obradach tej komisji. Przewodniczący mówi: „ja nic nie wyczułem, siedział daleko ode mnie”. Wiceminister: „coś w tym musi być. Ostro nas zaatakował. Tylko nie wiem czy to były trafione argumenty. Często jest nadpobudliwy”. W końcu dziennikarze dorwali przewodniczącego partii. W głosie szefa było słychać zdumienie i niedowierzanie: „może poczekajmy na wyniki badań.” To stwierdzenie nie przebiło się nigdzie. Po kwadransie polowania na wywiady, tabun dziennikarzy ruszył na gabinet Marszałek Sejmu. Wtedy też Tusk ze swoim przemówieniem powrócił na antenę. Pytania do Pani Marszałek były proste. Czy posłowie są ubezpieczeni? Czy pijany poseł też dostanie odszkodowanie? Jakie? Kto za to płaci? Czy może za to stracić immunitet i kiedy to się stanie? Pani Marszałek w sumie nie odpowiedziała nic. Czujnie odesłała wszystkich do jednego z wicemarszałków a ten z kolei stanął w mojej obronie, co wywołało głęboką dezaprobatę dziennikarzy.

W tym czasie zbadano mnie już i zdiagnozowano. Pobrano krew. Na szczęście urazy nie były zbyt groźne. Zwichnięty bark został boleśnie nastawiony, otarcia opatrzone, krwawienie z nosa zatamowano już w karetce. Lekki obrzęk i siniak na policzku potraktowano lodem. Wstrząsu mózgu nie zdiagnozowano ale na wszelki wypadek pozostawiono mnie na obserwację na 24 godziny.

W czasie jak przenoszono mnie na salę, jeden z młodszych dziennikarzy krzyknął, że poseł przed wejściem na komisję kręcił się koło klubu Ruchu. I może wcale nie jest nawalony tylko naćpany. Wataha zwęszyła nowy trop i ruszyła w sejmowe korytarze. Od razu trafili na rzecznika Ruchu. Ten zaś, całkiem spokojnie wytłumaczył, że tutaj żadnymi używkami się nie dealuje. Dodał też, że on posła nie widział już dwa miesiące. Tu nie wytrzymał i lekko się uśmiechnął. To wystarczyło. Nacisk mediów był wyraźny. Co to było? Hera, koka, hasz, LSD a może gandzia? Przy tym naporze rzecznik nie wytrzymał i zrejterował do klubu.

Gdy Tusk kończył przemówienie, poszedł news, że poseł „fikołek” wymaga dłuższej hospitalizacji. Dziennikarze rozpierzchli się szukając przyjaciół posła. Pytania były standardowe. Co lubi pić? Ile pije? Z kim? Czy się upija? Czy są jakieś zdjęcia? Konsumpcję potwierdził tylko jeden poseł. Taki chudy, z Ruchu.”Wypiliśmy niedawno po kieliszku araratu. To był test na to, czy nadajemy się na ministra spraw wewnętrznych. Obaj nie chcemy”.

Późnym popołudniem jedna z koleżanek z klubu usiłowała wytłumaczyć dziennikarce, że była ze mną wczoraj na ważnej konferencji medycznej do godziny 23.00. A potem przygotowywałem poprawki do ustaw pakietu kolejkowego. Skończyło się tym, że dziennikarka wyłączyła mikrofon i skwitowała całość w stylu, że w takie głupoty nikt nie uwierzy.

Wieczorne programy informacyjne podzieliły czas serwisu mniej więcej tak: 5% Obama, 15% Ukraina, 30% Tusk i 50% upadły poseł. Przed szpitalem postawiono trzy wozy transmisyjne. Jeden z dziennikarzy usiłował wejść po drabinie na oddział. W końcu dyrekcja wezwała policję.

Następnego dnia wszystkie dzienniki drukowane zamieściły moje zdjęcie z krwawiącym nosem, jak leżę, jak spadam po schodach, jak wynoszą mnie na noszach. Internet huczał. Rzekomo podjęto próbę wykupienia nagrań z monitoringu Straży Marszałkowskiej. Posłanka PIS z Torunia, sąsiadka posła „fikołka” z Domu Poselskiego, miała podobno pół nocy się modlić o zdrowie i nawrócenie „sąsiada”. Memy poszły w ruch. Doklejano mi skórkę z banana, domalowywano mi opary alkoholowe nad głową i inne. Wczesnym popołudniem rozpoczęto podawać do publicznej informacji, że poseł pijak krezus ma markowa koszulę za 200 złotych i nosi podróbę markowej marynarki. Tu o komentarz został poproszony poseł Ruchu ze Stadionu Dziesięciolecia, jako ekspert w dziedzinie. Jednak największą uwagę przykuły okulary. Wypasiona oprawka za 300 i nietłukące się szkła za 200. Na coś takiego przecież nie stać normalnego człowieka.

O 14:30 dyrektor szpitala wystąpił na konferencji prasowej. Stwierdził, że nie wykryto obecności żadnych środków odurzających ani leków. Alkohol – 0,00 promila. Lekkie nadciśnienie, pozostałe parametry w normie. Poseł jest wyraźnie przemęczony. Natychmiast wstała dziennikarka i krzyczy: kto i ile zapłacił za sfałszowanie wyników? Zrobiła się wrzawa. Media prawicowe stwierdziły, że macki Tuska sięgają już nawet do szpitali, w których chroni się lewicowych pijaków a konto przyszłej koalicji. Media centralne skoncentrowały się na opisywaniu metod jak oszukać alkomat lub badanie krwi.

O 21:00 wypisano mnie ze szpitala. Ledwo wykuśtykałem na dziedziniec a osaczył mnie tłum dziennikarzy. Liczba wozów transmisyjnych wzrosła do siedmiu. I zaczął się cyrk. Ile piłem? Z kim? Jakie środki zażyłem? Kto mnie kryje? Zgodnie z prawdą odpowiadałem. Nie piłem. Nie ćpałem. Nikt mnie nie kryje. Na to stwierdzono, że muszę być jeszcze spity i bredzę.

Grilowano mnie jeszcze przez 10 dni, do następnego posiedzenia Sejmu. Że miałem schodzone zelówki. Dlaczego nie rozerwała mi się marynarka jak upadałem. Znaleziono nawet takiego, który publicznie twierdził, że chleję bez umiaru. Jednak wycofano się z tego, bo ktoś odkrył, że facet ma „żółte papiery”. Ktoś inny podał dyrektora szpitala do prokuratury za fałszowanie wyników badań. W sumie jedynym pozytywnym efektem mojego upadku był fakt, że jak byłem na rynku w Mikołowie to zaczepił mnie właściciel ogródka piwnego, który powiedział, że u niego mogę pić za darmo do końca życia.

Przed rozpoczęciem następnego posiedzenia spotkał się ze mną komendant Straży Marszałkowskiej i oddał mi motylka, który wypadł mi z klapy marynarki podczas upadku.

Obudziłem się zlany potem. Po Sejmie zacznę chodzić w trampkach.

Ostatnie wpisy

  • Telewizja kłamie8 mar 2016Pan Prezydent Miasta Chorzów mgr inż. Andrzej Kotala Rynek 1 41-500 Chorzów Szanowny Panie Prezydencie, Zwracam się do Pana z apelem o przywrócenie historycznego napisu, który widniał od marca 1981 do (najprawdopodobniej)...
  • Inicjatywa IQ20 Polska22 lut 2016Wprawdzie obiecałem inny temat, ale muszę się odnieść do tematów bieżących. Na początek kilka prostych zasad matematyki wyborczej: elektoraty się nie sumują! Jeżeli połączymy listę partii A z listą partii B to wynik wyborczy będzie słabszy niż...
  • Podatek od dużego handlu!8 lut 2016Są rzeczy które uwielbiam w życiu robić: pływać w ciepłym morzu, łowić duże ryby, obserwować dziką naturę i np. zjeść jakiś lokalny rarytas. Nie mówiąc o wypiciu dobrego trunku!
  • Kto dobije lewicę?29 sty 2016Nie ma znaczenia czy lewica ma reprezentację w parlamencie czy nie. I nie ma znaczenia czy na lewicy hegemonem będzie SLD czy jakaś inna formacja. Dopóki lewica będzie reprezentowana publicznie przez formacje takie jak: TR, UP, SLD, bądź chimerę...
  • Koniec lewicy!26 sty 2016Słowa te z pewnością nie będą na wyrost, ale w dniu 23.01.2016 zamknięto rozdział wielkiej polskiej polityki jakim był SLD. Właściwie koniec nastąpił tydzień wcześniej podczas wyborów bezpośrednich, gdzie do drugiej tury weszło dwóch kandydatów z...