Konieczny impuls

Konieczny impuls

Dodano:   /  Zmieniono: 
Przeciwnicy Andrzeja Dudy chcą widzieć w nim jedynie emanację Jarosława Kaczyńskiego, czyli wersję light polityki hard. Admiratorzy nowego prezydenta pragną dostrzec Mojżesza, który wyprowadza patriotów z platformerskiej niewoli. Jedni i drudzy są jednak jak generałowie, którzy przygotowują się na stoczoną już wojnę.
6 sierpnia „oni nie staną tam, gdzie stało ZOMO”, a „przemysł pogardy” nie będzie miał już dawnej niszczycielskiej mocy. Andrzej Duda nie wygrał przez przypadek. Nie wygrał dlatego, że Bronisław Komorowski miał słabą kampanię, a zastępy internetowych trolli zatruły umysły społeczeństwa, a ono ogłupiałe przestało doceniać dokonania odchodzącego prezydenta. Andrzej Duda wygrał, bo znaczna część Polaków jest zmęczona niemocą polskiej klasy politycznej. 6 sierpnia rozpoczyna się nowy rozdział polskiej polityki.

Na naszych oczach dokonuje się zmiana pokoleniowa. Najwyższy urząd w państwie przestaje pełnić osoba, która przed 1989 r. znajdowała się po jednej ze stron barykady. Gdy walił się w Polsce komunizm, Andrzej Duda nie miał nawet prawa kupić w sklepie alkoholu czy papierosów. Nie jest przedstawicielem pokolenia, dla którego Unia Europejska, czy szerzej Zachód, były marzeniem nie do osiągnięcia. Ludzie w jego wieku nie rozumieją, jak można było o Polsce mówić jako o „brzydkiej pannie”. Ci, którzy dojrzewali w wolnym kraju mają inne cele niż ci, którzy zrzucili obce jarzmo i cieszą się, że mogą oddychać pełną piersią.

Zmiana twarzy w polskiej polityce nie będzie więc polegać wyłącznie na tym, że teraz zamiast 60-latków, będziemy oglądać 40-latków. Andrzej Duda i ludzie, którzy wchodzą z nim do polityki nie tylko lepiej rozumieją świat ludzi wolnych, ale też stawiają sobie i swojemu krajowi inne wymagania. I to jest chyba najważniejsza zmiana, jaka powinna pojawić się wraz z nowym prezydentem.

Pokolenie 40-letnich polityków nie ma kompleksów wobec niemieckich, francuskich czy brytyjskich partnerów. Wiedzą, że Polacy mogą być potężnym narodem, który potrzebuje jedynie równych szans, by się rozwijać. Dbałości o interesy własnego kraju nie mierzą w liczbie przypiętych orderów, przyznanych honorowych doktoratów i stanowisk objętych w strukturach Unii Europejskiej. Ważniejsze jest dla nich śmiałe prezentowanie swoich dążeń. Rozumieją, że to właśnie jest droga do szacunku.

Nie chodzi tylko o to, że trudno sobie wyobrazić Andrzeja Dudę wchodzącego na krzesło speakera w japońskim parlamencie czy mówiącego do amerykańskiego prezydenta, że musi zostawić w domu żonę, gdy idzie na polowanie. Choć tego rodzaju wydarzenia kształtują obraz prezydentury, to jednak ważniejsza jest realna polityka. Trudno wyobrazić sobie nowego prezydenta przyglądającego się na przykład narastającemu sporowi rządu z górnikami. Podnoszony poziom emocji spowodował przecież, że rząd wycofał się z przedstawianych propozycji konserwując niewydolny sektor przemysłu. Nieumiejętność włączenia się Bronisława Komorowskiego w ten konflikt pokazała wartość tej prezydentury. Przyjęcie przez Annę Komorowską żon protestujących górników tak bardzo zalatywało prymitywną propagandą, że odniosło tylko efekt odwrotny. Zobaczyliśmy polityka, który zamiast działać zasłania się żoną.

Nowy prezydent swój sukces zawdzięcza świetnemu kontaktowi ze zwykłymi obywatelami. Objeżdżając Polskę zobaczył, jak bardzo chcą oni dostrzec w polityku człowieka wiarygodnego, ale i kulturalnego. Jeśli we wrześniu i październiku znów ruszy w Polskę, to oczywiście będzie to element kampanii wyborczej jego byłej formacji – Prawa i Sprawiedliwości. Jednak ci, którzy dziś tak mocno krytykują go za tę zapowiedź niech sobie przypomną, czy Aleksander Kwaśniewski i Bronisław Komorowski nie wspierali swoich partii-matek? Robili to przecież nie tylko w kampanii wyborczej, ale przez całe kadencje. Znacznie bardziej istotne jest, co jesienią Andrzej Duda będzie mówił obywatelom.

Wielu obserwatorów jego majowe zwycięstwo wiązało z budzącą się godnością Polaków. Teraz to pragnienie godności musi przełożyć się na realia. Jeśli w działaniach politycznych nowego prezydenta będzie to polegało jedynie na złożeniu projektów ustaw o podniesieniu kwoty wolnej, obniżeniu wieku emerytalnego czy zapomogi na dzieci, to będzie oznaczało, że na starcie Andrzej Duda poniesie klęskę. Mieszkańcom naszego kraju oczywiście należą się niższe podatki – bo państwo nie powinno mieć prawa zabierać ludziom ani grosza od dochodów zapewniających jedynie minimum egzystencji. Konieczne jest wspieranie polityki prorodzinnej, bo siła narodów jest liczona w ich potencjale demograficznym, a więc rozwojowym. Można się spierać o reformę emerytalną, ale godność, jakiej domagają się Polacy, polega przede wszystkim na poważnym traktowaniu dobra wspólnego jakim jest Rzeczpospolita.

Jeśli Andrzej Duda przynosi dziś nową jakość w polityce, to nie jest nią unikanie sporu, ale sposób jego prowadzenia. Swojej kadencji nie rozpoczyna od gorszących przepychanek z Bronisławem Komorowskim o samochód czy godne pomieszczenia w Belwederze czy Pałacu Prezydenckim. Od maja nie usłyszeliśmy z jego ust żadnej obelgi pod adresem politycznych adwersarzy. Nie celuje z banalnych bon mottach, w stylu „jaki prezydent, taki zamach” czy „ślepy snajper by nie trafił”. A przecież końcówka kadencji Bronisława Komorowskiego – podobnie zresztą jak całe jego rządy – obfituje w powody do kpin. Dziś wydaje się, że Andrzej Duda podnosi poziom polskiej polityki na wyższy poziom. Taki, w którym niewiele jest miejsca na walkę na inwektywy, a więcej na spór merytoryczny.

Pierwszym testem jego prezydentury będą wizyty zagraniczne. W Platformie Obywatelskiej już pojawiają się pomysły, by sprowokować nowego prezydenta do kolejnej wojny o samolot czy krzesła – jak było to w przypadku śp. Lecha Kaczyńskiego. Jeśli nowy prezydent będzie musiał zderzyć się z tego rodzaju prymitywnymi zagrywkami, to paradoksalnie może być to gwóźdź do trumny prowokujących. Obywatele mają już dość zgorszenia płynącego z góry. Rozumieją, że elementem polityki jest spór, ba jest on nawet jej niezbędnym paliwem, ale powinni go toczyć kulturalni ludzie na kulturalnych zasadach. Rozumiejący, że konfliktów wewnętrznych nie wolno przenosić na zewnątrz, bo poza granicami gramy w jednej drużynie.

Gdy polityka bazująca na podziale: europejczycy kontra barbarzyńcy przestaje nagle obowiązywać i zaczyna przenosić się na poziom ustaw i praw obywatelskich, staje się ona niebezpieczna dla tych, którzy przez ostatnie lata zajmowali się jedynie zaganianiem rywala do narożnika i odmawianiem mu prawa do istnienia. Gdy wypróbowane metody inżynierii społecznej przestały działać, okazało się, że zamiast programu jest pustka, której nie da się przykryć próbą wywołania światopoglądowej wojny o in vitro.

To co najsilniej powinno więc wybrzmieć w inauguracyjnej mowie nowego prezydenta to szacunek dla politycznych przeciwników i zdolność do samoograniczenia się wygranych. W ten sposób Andrzej Duda udowodni, że przestajemy żyć w postkomunistycznej małpiarni, a polityka nie oznacza taplanie się w rynsztoku.

Ostatnie wpisy

  • Miłosierdzie bez odpowiedzialności10 wrz 2015Wyobraźmy sobie na chwilę, że prezydent Bronisław Komorowski swoim referendum nie skompromitował idei jednomandatowych. I wyobraźmy sobie jeszcze, że ta ordynacja wyborcza zostaje w naszym kraju wprowadzona.
  • Wielkie czerwone dogorywanie22 lip 2015Zjednoczenie lewicy ma kilka zalet: pokaże, że socjaliści nawet zgromadzeni na jednej liście nie mają dziś Polakom nic do zaoferowania, nie mają żadnego poważnego zaplecza intelektualnego, a na dodatek nieuchronna jesienna klęską wymiecie ze sceny...