Ksiądz Krzysztof Charamsa spadł zwolennikom poprawności politycznej jak z nieba, bo akurat ideologiczne paliwo, jakim były fale przybyszów z Południa zalewających Europę, zaczęło przygasać.
Do tej pory poprawni politycznie (dalej: „poprawni”) eksponowali współczucie dla wszystkich przybyszów nie bacząc, że poza uchodzącymi przed wojną jest mnóstwo imigrantów ekonomicznych. Współczuciu towarzyszyły spazmatyczne okrzyki zachwytu na widok tłumów Niemców, witających w Monachium pierwszą falę imigrantów podarunkami, pączkami i balonikami.
Współczucie i zachwyty były przeplatane popluwaniem na wstrętnego ksenofoba Viktora Orbana, szczerzącego swe krwawe, madziarskie kły na muzułmańskie dzieci, oraz wyrażaniem obrzydzenia wobec polskich ksenofobów, wzbraniających się przed przyjmowaniem muzułmańskich imigrantów. A wiadomo, którą to partię i jej strasznego lidera popierają polscy ksenofobi.
Obiektem miłości poprawnych stał się też nieoczekiwanie papież Franciszek po tym, jak rzucił hasło: jedna parafia, jedna uchodźcza rodzina. Co prawda wkrótce okazało się, że papież jakoś jednak orientuje się w rzeczywistości, bo w udzielonym wywiadzie przyznał, że południowa fala niesie za sobą różne niebezpieczeństwa. No ale tych wypowiedzi poprawni już nie eksponowali.
Powielanie informacji wygodnych i skrzętne pomijanie niewygodnych miało wytworzyć sytuację, w której po jednej stronie barykady są światli, humanitarni, otwarci, mądrzy demokraci, a po drugiej ciemni, tępi, nietolerancyjni, głupi szowiniści. Oczywiście podatni na lep propagandy wiadomo której siły politycznej.
Zadziwia przy tym pewna niezdarność poprawnych. Zamiast egzaltowanych okrzyków czy zawiłych elaboratów o sytuacji na Bliskim Wschodzie, wystarczyło przypominać postać Malali Yousafzai, Pakistanki, laureatki Pokojowej Nagrody Nobla, w wieku 15 lat ciężko postrzelonej przez talibów tylko za to, że propagowała edukację dziewczynek. Historia Malali przemawia mocniej i tłumaczy więcej niż egzaltacje i elaboraty.
No ale teraz sprawa przybyszów zaczyna się kitwasić. A to szef niemieckiego MSW Thomas de Maiziere przyznał, że azylanci przestają być mili, że część z nich rozbija się po Niemczech taksówkami nie wiadomo skąd biorąc na to pieniądze oraz wdaje w bójki. A to władze Hamburga przyjęły ustawę umożliwiającą konfiskatę obiektów gospodarczych nawet wbrew woli ich właścicieli na rzecz imigrantów. A to znów na wiecu wygwizdano kanclerz Angelę Merkel, której notowania w rankingach popularności spadają. No, rozpacz. Jak tu szydzić z polskich i madziarskich ksenofobów, skoro w Niemczech rosną pokrewne nastroje?
Nagle jest! Jest nowy, poprawny temat! Ksiądz gej, i to nie byle jaki, bo drugi sekretarz Międzynarodowej Komisji Teologicznej, urzędnik Kongregacji Nauki Wiary, byłego Świętego Oficjum, Świętej Inkwizycji! Czyli mamy sprawę praw gejów, w dodatku w zaściankowym, homofobicznym Kościele. Mamy też sprawę celibatu, skoro ksiądz Charamsa wyznał swe uczucia do narzeczonego o przecudnym imieniu Eduardo. Czyli mamy duże, ładne pole bitwy między siłami postępu a masami wstecznictwa.
Temat księdza geja może być na tyle głośny, że jak ujawnił Tygodnik „Wprost”: „Ksiądz, który od jakiegoś czasu planował książkę o swoim życiu w zakłamaniu, rozesłał listy czy wywiady do możliwie dużej liczby tytułów, dostosowując ich treść do profilów gazet w nadziei na lepszą promocję”.
Może więc pojedzie się z tym tematem nawet do wyborów. A po wyborach rząd zapewne stworzy partia ksenofobów z jej groźnym, chytrym przywódcą. Rząd ten odziedziczy ogromny dług publiczny, zabagnioną sytuację w górnictwie, bulwersujący przetarg na śmigłowce dla armii, tandetne rządowe podręczniki, niewydolny wymiar sprawiedliwości, legalnych i nielegalnych imigrantów oraz parę setek podobnych przyjemności.
I znów będzie wiadomo, o czym pisać. O Polsce w ruinie.
Współczucie i zachwyty były przeplatane popluwaniem na wstrętnego ksenofoba Viktora Orbana, szczerzącego swe krwawe, madziarskie kły na muzułmańskie dzieci, oraz wyrażaniem obrzydzenia wobec polskich ksenofobów, wzbraniających się przed przyjmowaniem muzułmańskich imigrantów. A wiadomo, którą to partię i jej strasznego lidera popierają polscy ksenofobi.
Obiektem miłości poprawnych stał się też nieoczekiwanie papież Franciszek po tym, jak rzucił hasło: jedna parafia, jedna uchodźcza rodzina. Co prawda wkrótce okazało się, że papież jakoś jednak orientuje się w rzeczywistości, bo w udzielonym wywiadzie przyznał, że południowa fala niesie za sobą różne niebezpieczeństwa. No ale tych wypowiedzi poprawni już nie eksponowali.
Powielanie informacji wygodnych i skrzętne pomijanie niewygodnych miało wytworzyć sytuację, w której po jednej stronie barykady są światli, humanitarni, otwarci, mądrzy demokraci, a po drugiej ciemni, tępi, nietolerancyjni, głupi szowiniści. Oczywiście podatni na lep propagandy wiadomo której siły politycznej.
Zadziwia przy tym pewna niezdarność poprawnych. Zamiast egzaltowanych okrzyków czy zawiłych elaboratów o sytuacji na Bliskim Wschodzie, wystarczyło przypominać postać Malali Yousafzai, Pakistanki, laureatki Pokojowej Nagrody Nobla, w wieku 15 lat ciężko postrzelonej przez talibów tylko za to, że propagowała edukację dziewczynek. Historia Malali przemawia mocniej i tłumaczy więcej niż egzaltacje i elaboraty.
No ale teraz sprawa przybyszów zaczyna się kitwasić. A to szef niemieckiego MSW Thomas de Maiziere przyznał, że azylanci przestają być mili, że część z nich rozbija się po Niemczech taksówkami nie wiadomo skąd biorąc na to pieniądze oraz wdaje w bójki. A to władze Hamburga przyjęły ustawę umożliwiającą konfiskatę obiektów gospodarczych nawet wbrew woli ich właścicieli na rzecz imigrantów. A to znów na wiecu wygwizdano kanclerz Angelę Merkel, której notowania w rankingach popularności spadają. No, rozpacz. Jak tu szydzić z polskich i madziarskich ksenofobów, skoro w Niemczech rosną pokrewne nastroje?
Nagle jest! Jest nowy, poprawny temat! Ksiądz gej, i to nie byle jaki, bo drugi sekretarz Międzynarodowej Komisji Teologicznej, urzędnik Kongregacji Nauki Wiary, byłego Świętego Oficjum, Świętej Inkwizycji! Czyli mamy sprawę praw gejów, w dodatku w zaściankowym, homofobicznym Kościele. Mamy też sprawę celibatu, skoro ksiądz Charamsa wyznał swe uczucia do narzeczonego o przecudnym imieniu Eduardo. Czyli mamy duże, ładne pole bitwy między siłami postępu a masami wstecznictwa.
Temat księdza geja może być na tyle głośny, że jak ujawnił Tygodnik „Wprost”: „Ksiądz, który od jakiegoś czasu planował książkę o swoim życiu w zakłamaniu, rozesłał listy czy wywiady do możliwie dużej liczby tytułów, dostosowując ich treść do profilów gazet w nadziei na lepszą promocję”.
Może więc pojedzie się z tym tematem nawet do wyborów. A po wyborach rząd zapewne stworzy partia ksenofobów z jej groźnym, chytrym przywódcą. Rząd ten odziedziczy ogromny dług publiczny, zabagnioną sytuację w górnictwie, bulwersujący przetarg na śmigłowce dla armii, tandetne rządowe podręczniki, niewydolny wymiar sprawiedliwości, legalnych i nielegalnych imigrantów oraz parę setek podobnych przyjemności.
I znów będzie wiadomo, o czym pisać. O Polsce w ruinie.