Wybory tuż, tuż, wypada więc coś skrobnąć. Sążniste analizy zostawiam innym, od siebie dorzucę jedną radę – nie dawajcie sobą manipulować słowami i obrazami.
Na przykład premier Ewa Kopacz parę razy mówiła, że nie chce powrotu do średniowiecza, który miałby nastąpić po wygraniu wyborów przez PiS. Podprogowe skojarzenie jest proste. Średniowiecze to brud, smród, ciemnota, stosy i wyprawy krzyżowe. Niestety, żaden dziennikarz nie dopytał, co konkretnie miała na myśli premier. Czy może wiosnę średniowiecza, w której władca Franków Karol Młot pokonał w bitwie pod Poitiers arabską armię emira Kordoby, zapragącego podbić tereny dzisiejszej Francji? A może jesień średniowiecza, kiedy to ks. Paweł Włodkowic na soborze w Konstancji głosił prekursorskie tezy, że godność, równość oraz wolność przysługują każdemu człowiekowi, w tym również poganom? Nie wiemy czego konkretnie mamy się bać i pewnie już się nie dowiemy.
Dla równowagi kandydatka na premiera Beata Szydło co trzecie zdanie kończy stwierdzeniem, że w jakimś małym miasteczku rozmawiała z prostą nauczycielką czy matką z siedmiorgiem dzieci, które potwierdzały jej, że to co ona mówi, jest słuszne. Odruchowo nabieramy przekonania, że wiceprzewodnicząca PiS jest blisko zwykłych ludzi, słucha ich, rozmawia, pochyla się nad nimi z troską i zrozumieniem. Jest to bardziej subtelna metoda wpływania na podświadomość niż walenie argumentem średniowiecza. Coś jak tzw. lokowanie produktów w serialach telewizyjnych. Oglądamy film a potem podświadomie kupujemy płyn do naczyń, taki sam, którym zmywała naczynia ulubiona Ziuta z jakiegoś sitcomu.
Od dawna wiadomo też, że większość wyborców kupuje oczami, a nie słowami. Tak się składa, że wtorkowej debaty między liderami partii słuchałem w radiu. Żadne wypowiedzi mnie nie zaskakiwały, w tym Adriana Zandberga z partii Razem, którą uważam za lewacką. Po debacie czytam komentarze na forach i oczom nie wierzę – Zandberg objawieniem, zwycięzcą i nową gwiazdą! O co biega? – myślę. Dopiero po przejrzeniu nagrań z debaty stało się jasne, że przedstawiciel Razem jest wizualnie bardzo przekonujący.
No i nadal czytam te zachwyty płynące nawet ze strony ludzi kojarzonych z prawą stroną sceny politycznej, którzy jednak do tej pory tkwią nogami na gruncie realiów sprzed ćwierćwiecza – bo Zandberg pogrzebie postkomucha Leszka Millera. Bo lepszy jest lewak niż postkomuch. No i rozumiem też egzaltowane piski niektórych pań, że ten Zandberg to, ojej, taki przystojny.
„Tak, tak, przyjacielu. Poker to sztuka oszustwa. Ty oszukiwałeś, ja oszukiwałem, wygrał lepszy” – mówił w filmie „Wielki Szu” grany przez Jana Nowickiego mistrz szulerstwa. Oczywiście podprogowe przekazy nie są oszustwem, chociaż też opierają się na złudzeniach. Większość ludzi im ulegnie, chodzi tylko o to, aby przynajmniej znalazła się mniejszość, która w wyborach będzie używać – tu znów cytat z filmu – „mądrego i zimnego oka”.
A propos mniejszości i większości. Wczoraj był ważny dzień wyborów. Konkurs Chopinowski wygrał Chopinem Seong-Jin Cho. Pokonał m.in. Aimi Kobayashi, Yike Yang, Kate Liu, Eric Lu. Nie wygrał też Szymon Nehring (Polska). Obsada mocna, wedle ocen specjalistów. Ja nie oceniam, bo nie znam się na muzyce, ale warto odnotować to zdarzenie, które ma wymiar światowy, choć u nas nie zostało zauważone przez większość, zafascynowaną słuchaniem tembru głosu Zandberga.
Dla równowagi kandydatka na premiera Beata Szydło co trzecie zdanie kończy stwierdzeniem, że w jakimś małym miasteczku rozmawiała z prostą nauczycielką czy matką z siedmiorgiem dzieci, które potwierdzały jej, że to co ona mówi, jest słuszne. Odruchowo nabieramy przekonania, że wiceprzewodnicząca PiS jest blisko zwykłych ludzi, słucha ich, rozmawia, pochyla się nad nimi z troską i zrozumieniem. Jest to bardziej subtelna metoda wpływania na podświadomość niż walenie argumentem średniowiecza. Coś jak tzw. lokowanie produktów w serialach telewizyjnych. Oglądamy film a potem podświadomie kupujemy płyn do naczyń, taki sam, którym zmywała naczynia ulubiona Ziuta z jakiegoś sitcomu.
Od dawna wiadomo też, że większość wyborców kupuje oczami, a nie słowami. Tak się składa, że wtorkowej debaty między liderami partii słuchałem w radiu. Żadne wypowiedzi mnie nie zaskakiwały, w tym Adriana Zandberga z partii Razem, którą uważam za lewacką. Po debacie czytam komentarze na forach i oczom nie wierzę – Zandberg objawieniem, zwycięzcą i nową gwiazdą! O co biega? – myślę. Dopiero po przejrzeniu nagrań z debaty stało się jasne, że przedstawiciel Razem jest wizualnie bardzo przekonujący.
No i nadal czytam te zachwyty płynące nawet ze strony ludzi kojarzonych z prawą stroną sceny politycznej, którzy jednak do tej pory tkwią nogami na gruncie realiów sprzed ćwierćwiecza – bo Zandberg pogrzebie postkomucha Leszka Millera. Bo lepszy jest lewak niż postkomuch. No i rozumiem też egzaltowane piski niektórych pań, że ten Zandberg to, ojej, taki przystojny.
„Tak, tak, przyjacielu. Poker to sztuka oszustwa. Ty oszukiwałeś, ja oszukiwałem, wygrał lepszy” – mówił w filmie „Wielki Szu” grany przez Jana Nowickiego mistrz szulerstwa. Oczywiście podprogowe przekazy nie są oszustwem, chociaż też opierają się na złudzeniach. Większość ludzi im ulegnie, chodzi tylko o to, aby przynajmniej znalazła się mniejszość, która w wyborach będzie używać – tu znów cytat z filmu – „mądrego i zimnego oka”.
A propos mniejszości i większości. Wczoraj był ważny dzień wyborów. Konkurs Chopinowski wygrał Chopinem Seong-Jin Cho. Pokonał m.in. Aimi Kobayashi, Yike Yang, Kate Liu, Eric Lu. Nie wygrał też Szymon Nehring (Polska). Obsada mocna, wedle ocen specjalistów. Ja nie oceniam, bo nie znam się na muzyce, ale warto odnotować to zdarzenie, które ma wymiar światowy, choć u nas nie zostało zauważone przez większość, zafascynowaną słuchaniem tembru głosu Zandberga.