Kiszczak wraca na wokandę (aktl.)

Kiszczak wraca na wokandę (aktl.)

Dodano:   /  Zmieniono: 
Jak zdecydował Sąd Okręgowy w Warszawie do Prokuratury Okręgowej w Katowicach wraca sprawa byłego szefa MSW gen. Czesława Kiszczaka, oskarżonego o przyczynienie się do śmierci górników z kopalni "Wujek" w 1981 roku.
Prokuratura Okręgowa w Katowicach, złożyła już do sądu wyższej instancji zażalenie na tę decyzję, która zapadła w zeszłym tygodniu - powiedział PAP rzecznik prokuratury Tomasz Tadla.

Warszawski sąd uznał, że skoro czyn zarzucany generałowi może być traktowany jako zbrodnia komunistyczna, to w myśl ustawy o  Instytucie Pamięci Narodowej pion śledczy IPN powinien się zająć tą sprawą. W przeciwnym razie, prokuratura powinna umorzyć sprawę z uwagi na przedawnienie.

"Uważamy, że jest to decyzja błędna. Kiedy prokuratura prowadziła śledztwo w tej sprawie, nie było jeszcze IPN. Rozstrzygnięcie, czy  jest to zbrodnia komunistyczna czy nie, powinno zapaść przed sądem" - powiedział PAP prok. Tadla. Zwrócił uwagę, że podobnej decyzji jak warszawski sąd nie podjął Sąd Okręgowy w Katowicach, przed którym toczy się proces 17 b. milicjantów, oskarżonych o  strzelanie do górników z "Wujka". Tamta sytuacja jest analogiczna, a proces trwa - zaznaczył.

W lutym tego roku Sąd Apelacyjny w Warszawie uchylił wyrok SO z  marca 2004 r;, skazujący Kiszczaka na 2 lata więzienia w  zawieszeniu za przyczynienie się do śmierci 9 górników z kopalni "Wujek" 16 grudnia 1981 r. i zranienia dzień wcześniej górników z  kopalni "Manifest Lipcowy" i zwrócił tę sprawę Sądowi Okręgowemu w  Warszawie do ponownego rozpatrzenia. Już wtedy SA zwracał uwagę na  aspekt zbrodni komunistycznej w całej sprawie.

Według aktu oskarżenia, Kiszczak "sprowadził powszechne niebezpieczeństwo dla życia i zdrowia ludzi", wysyłając 13 grudnia 1981 r. tajny szyfrogram do jednostek milicji, mających m.in. pacyfikować zakłady strajkujące po wprowadzeniu tego dnia stanu wojennego przez władze PRL.

Zdaniem prokuratury i sądu I instancji, bez żadnej podstawy prawnej Kiszczak przekazywał w nim dowódcom poszczególnych oddziałów MO swoje uprawnienia do wydania rozkazu o użyciu broni. Kiszczak twierdzi, że jest niewinny i że zakazał użycia broni w  "Wujku". Z powodu złego stanu zdrowia Kiszczaka, jego sprawę wyłączono w 1993 r. z katowickiego procesu b. milicjantów oskarżonych w sprawie śmierci górników "Wujka".

Zdaniem Czesława Kłoska, górnika rannego podczas pacyfikacji kopalni "Manifest Lipcowy", decyzja warszawskiego sądu o odesłaniu sprawy Kiszczaka do śledztwa jest niezrozumiała. Kłosek obawia się przedłużenia procesu o kolejne lata i przedawnienia zarzutów wobec Kiszczaka.

"Przykro mi i smutno. Czyn jest czynem i sąd powinien go osądzić. Ustawa o IPN stanowi tylko, że dany czyn jest zbrodnią komunistyczną i przedawnia się później, to wszystko. Nie oznacza to, że trzeba sprawę trzeba zwracać do IPN-u, nie widzę ku temu żadnego powodu" - powiedział PAP Kłosek.

W czasie pacyfikacji "Manifestu Lipcowego" Kłosek został postrzelony - pocisk po rykoszecie przeszedł przez gardło i do dzisiaj tkwi w jego kręgosłupie. Teraz jest oskarżycielem posiłkowym w procesie w sprawie pacyfikacji śląskich kopalń, w  którym przed katowickim sądem odpowiada 17 byłych milicjantów.

Kłosek skończył studia prawnicze. To po jego doniesieniu IPN zajął się sprawą utrudniania pierwszego śledztwa w sprawie pacyfikacji śląskich kopalń, oskarżając o to później b. prokuratorów wojskowych z Gliwic.

Katowicki sąd okręgowy już po raz trzeci rozpatruje sprawę tragedii w kopalni "Wujek". Dwa pierwsze wyroki uchylał sąd apelacyjny. Obecny proces rozpoczął się rok temu. Jeżeli nie  pojawią się utrudnienia, wyrok powinien zapaść najpóźniej wiosną przyszłego roku.

W obecnym procesie na ławie oskarżonych zasiada 17 osób - b. wiceszef KW MO w Katowicach i 16 byłych członków plutonu specjalnego ZOMO, którzy, zdaniem prokuratury, strzelali do  górników.

Górnicy z "Wujka" zastrajkowali 13 grudnia 1981 r., domagając się m.in. uwolnienia szefa kopalnianej "Solidarności", zniesienia stanu wojennego i zwolnienia internowanych. 16 grudnia doszło do  starć górników z zomowcami. Padły strzały. Na miejscu zginęło sześciu górników, siódmy zmarł kilka godzin później, dwóch kolejnych - na początku stycznia 1982. Kilkudziesięciu innych górników zostało rannych. Dzień przed pacyfikacją "Wujka" oddano strzały do górników w kopalni "Manifest Lipcowy".

Kiedy w 2003 roku Sąd Apelacyjny w Katowicach uchylał drugi wyrok w procesie milicjantów z "Wujka", podzielił wówczas opinię prokuratury, która zarzuciła sądowi I instancji złą kwalifikację prawną czynów zarzucanych części oskarżonych i w rezultacie umorzenie wobec nich postępowania.

Sąd zgodził się z prokuraturą, że czyny te należy zakwalifikować jako zbrodnię komunistyczną, która nie jest przedawniona, a sąd I  instancji złamał ustawę o IPN, umarzając postępowanie wobec części oskarżonych byłych milicjantów, którzy użyli broni w czasie pacyfikacji śląskich kopalń. Sprawa trafiła do ponownego rozpoznania przed sądem, a nie do IPN.

ks, pap