Diabelska ropa

Dodano:   /  Zmieniono: 
"Darem od Boga" okrzyknął nowo odkryte złoża ropy naftowej młody król Maroka.
Dlaczego kraje naftowe potrafią wstrząsnąć gospodarkami innych, ale nie mogą naprawić własnych? 

Podobnie jak wielu poddanych, monarcha zdaje się wierzyć, że lepka brunatna maź stanie się wehikułem, który przeniesie jego kraj wprost z afrykańskiej nędzy do klubu bogatych i zadowolonych. Zwłaszcza że ceny "czarnego złota" znów biją rekordy na światowym rynku. Euforię Marokańczyków szybko musi jednak zastąpić rozsądek. Świat widział już kilka podobnych historii, które wcale nie zakończyły się happy endem. Wielu mieszkańców Nigerii czy Iraku przeklina dzień, w którym odkryto w tych krajach złoża ropy. W ich oczach "dar Boży" jest raczej prawdziwym przekleństwem - jak powiedział mi w Iraku tamtejszy inżynier naftowy - ściągającym na nich same plagi i nieszczęścia.

Płonąca zatoka
Jeśli ropa wprawia w ruch ten świat, to jego sercem jest obszar położony nad Zatoką Perską, gdzie są największe rozpoznane złoża ropy. Lecz niemal cały region, zamiast spokojnie odcinać kupony od obecnej naftowej hossy, nadal liże rany po wojnie z początku lat 90. Na kartach podręczników historii zilustrują ją płonące szyby naftowe w Kuwejcie, podpalone przez Irakijczyków. Dziesięć lat po agresji Iraku na Kuwejt w Bagdadzie wciąż rządzi ten sam wyklęty przez świat przywódca: Saddam Husajn. I znów wysuwa te same oskarżenia pod adresem Kuwejtu, które posłużyły mu jako pretekst do ataku - kradzież ropy na terenie przygranicznym. Czy nafta pozostanie fatum regionu?
Była największą nadzieją na szybki sukces krajów odzyskujących wolność po latach kolonizacji przez światowe mocarstwa. Szybko jednak przyszło rozczarowanie - obcą eksploatację zastąpiło jarzmo rodzimych reżimów. Zyski ze sprzedaży ropy przeznaczano nie na rozwój gospodarki i dobrobyt społeczeństw, lecz na realizację własnych ambicji mocarstwowych. Libia, rządzona przez ekscentrycznego pułkownika Muammara Kaddafiego, próbowała eksportować swą rewolucję do wielu krajów Afryki i Azji. Wspierała organizacje terrorystyczne. Podobnie postępował Iran. Sąsiedni Irak utopił dochody z ropy w wojnach z sąsiadami i całym światem. Dziś ma 130 mld USD długów.
Niemal we wszystkich krajach naftowych gwałtownie rozbudowywano siły zbrojne i aparat przemocy - miał on służyć obronie przed wrogami w kraju i za granicą, których często kreowano na własne życzenie. Sytuację komplikowała globalna rywalizacja Moskwy i Waszyngtonu. Tam, gdzie była ropa, budowały one koalicje sojuszników, by pilnować własnych interesów. Aby się przeciwstawić gospodarczemu i politycznemu dyktatowi mocarstw, grupa państw eksporterów ropy naftowej założyła w 1960 r. własną organizację: OPEC. Liczyły, że odtąd same będą stawiać warunki. Mechanizm miał być prosty: regulowanie wydobycia, a tym samym wpływanie na cenę i wielkość zysków ze sprzedaży. OPEC po raz pierwszy zatrząsł światem w roku 1973, doprowadzając poprzez windowanie cen (baryłka zdrożała pięciokrotnie) do wielkiego kryzysu naftowego i światowej recesji gospodarczej.

Pyrrusowe zwycięstwo
Później jednak sytuacja wróciła do równowagi (wskutek recesji spadł popyt na paliwa; droższa ropa to także droższe produkty importowane przez kraje naftowe, więc ich korzyści były dość iluzoryczne). Gospodarka światowa stała się mniej zależna od ropy z Bliskiego Wschodu. Państwa zachodnie zaczęły poszukiwać zarówno alternatywnych źródeł energii (stąd m.in. rozwój energetyki jądrowej), jak i nowych pokładów ropy poza tym obszarem. Zyskała na tym Norwegia, która dzięki eksploatacji złóż ropy odniosła niekwestionowany sukces.
Dlaczego udało się Norwegii, a nie Irakowi czy Libii? Petrodolary popłynęły do kraju już rozwiniętego, o utrwalo-nej demokracji, przejrzystej strukturze sprawowania władzy i zarządzania gospodarką. Tymczasem poza Europą rękę na naftowych kurkach szybko położyli agresywni watażkowie, którzy oparcie znajdowali jedynie w aparacie przemocy. W Algierii naftowe zyski od lat są topione w bratobójczej wojnie domowej o podłożu religijnym (100 tys. ofiar), a gospodarka, od której zagraniczni inwestorzy trzymają się z daleka, ledwie dyszy w kleszczach pseudopaństwowej własności, długów, korupcji i biurokracji. Podobnie jak w Libii, co trzeci dorosły pozostaje tam bez pracy. Położona na południe Nigeria nie stała się przykładem dla reszty czarnej Afryki. Zamiast wspólnie mnożyć petrodolary, muzułmanie i chrześcijanie wyrzynają się między sobą.
Trudno w to uwierzyć, ale Angola, jeden z najnędzniejszych krajów świata wydobywa dziennie więcej ropy niż Kuwejt. Dochodów z eksportu surowca (przynajmniej oficjalnie) na razie jednak wystarcza w dwunastomilionowym kraju jedynie na to, by spychać do buszu rebeliantów z UNITA (stać ich na prowadzenie kosztownej walki dzięki kontroli nad złożami diamentów). Wielkie bogactwa kraju są zaprzęg-nięte do jego rujnowania. Środków nie brak też na urządzanie wygodnego życia klasie rządzącej.

Jastrzębie i gołębie
W południowoamerykańskiej Wenezueli (największe złoża na półkuli zachodniej) prezydent Hugo Chavez opisuje dwa ostatnie dziesięciolecia w gospodarce jako coraz głębsze schodzenie łodzi podwodnej na dno. Dopiero teraz zaczyna się wynurzać. Czy jednak autorytarne metody sprawowania władzy, jakimi posługuje się Chavez, dobry kompan Fidela Castro i spadkobierca tradycji peronistowskich na kontynencie, będą służyć temu krajowi?
Jaka jest recepta dla krajów naftowych? Trudno wiązać zbyt wielkie nadzieje z postępowaniem OPEC, choć chwilowo to jej działania przykuwają najwięcej uwagi. OPEC nie jest jednolitym kartelem. Skupia bardzo różne kraje. Trudno mu prowadzić spójną politykę, zgodną z długofalowymi interesami wszystkich członków. Po jednej stronie barykady są "jastrzębie" domagające się windowania cen. W tej grupie są kraje wydobywające ropę wyższej jakości (Algieria, Libia), te o mniejszych rezerwach oraz państwa, którym stale brakuje gotówki, jak Iran i Nigeria (z coraz większą liczbą mieszkańców i ograniczonymi możliwościami zaspokojenia ich potrzeb dzięki dochodom pozanaftowym). "Gołębie" to potentaci: Arabia Saudyjska i Kuwejt. Mają ogromne złoża i niewielką liczbę mieszkańców (choć w 21-milionowej Arabii Saudyjskiej bezrobo-cie wśród mężczyzn wynosi 32 proc., a wśród kobiet - prawie 100 proc.). Są one bardziej skłonne ulegać naciskom Zachodu i zwiększać produkcję, obniżając przy tym ceny. Obawiają się, że dalsze podwyżki znów wymuszą rewolucję technologiczną i poszukiwanie ropy w innych rejonach, a więc zredukują wartość posiadanych przez nie zasobów. Indonezja chce ropę sprzedawać jak najdrożej innym, ale boi się, że wzrost cen na rynku wewnętrznym spotęguje napięcia w kraju, który już jest na krawędzi chaosu.
Na razie OPEC działa dość zgodnie - w warunkach ogólno-światowego wzrostu gospodarczego udało się wciągnąć do współpracy także kraje nie należące do organizacji, takie jak Meksyk, Rosja, Oman i Norwegia. Zwiększony popyt w połączeniu z ograniczonym wydobyciem wywindował cenę powyżej 35 USD za baryłkę, najwięcej od czasu inwazji na Kuwejt. Zwycięstwo może się jednak okazać pyrrusowe, gdyż inflacja wywołana na rynku światowym wróci do niego jak bumerang. Wzrost cen może osłabić ożywienie po recesji; popyt w Chinach i Indiach już został stłamszony.

Książęta pokornieją
W klimatyzowanych gabinetach zarządców naftowego bogactwa w Arabii Saudyjskiej czy Kuwejcie refleksje na ten temat z pewnością tłumią chwilowe zadowolenie z pęczniejących ponownie kont. Sytuacja się poprawia, ale nie na długo, o ile władze tego kraju zarzucą zamiar wprowadzenia reform gospodarczych. Bardzo konserwatywne państwo postanowiło między innymi otworzyć się na zagranicznych turystów: wszystko po to, by budżet zyskał inne niż ropa źródła dochodu. Wiele lat trwało, zanim kilkutysięczny legion książąt nabrał pokory i doszedł do przekonania, że ropa może być świetnym kołem zamachowym całej gospodarki i państwa, ale nie może go zastąpić i nie będzie lekarstwem na wszelkie bolączki. Teraz pozostaje jeszcze tę receptę wcielić w życie. Jeśli i inne kraje naftowe pójdą podobną drogą (wiele wskazuje na to, że tak zrobi Libia), to może ropa istotnie zacznie być "darem Boga".

Więcej możesz przeczytać w 40/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.