Nieeuropejsko

Dodano:   /  Zmieniono: 
Jedni mają Paula Coelho, inni Jana Twardowskiego i Williama Whartona.
Nie ja. Dla przenikliwej głębi słowa i kojącej cierpienia prozy pożeram gadające głowy prezydenta. Kto inny mógłby drwić z papieża i tłumaczyć to sztubackim dowcipem, a pijacki bełkot i kołysanie się nad grobami bohaterów narodowych dolegliwością nogi. Jakby nic się nie zmieniło w polskiej myśli politycznej od czasów, kiedy wmawiano nam wędliny w puste półki sklepów mięsnych. Dalej wodzeni jesteśmy po wirtualnej przestrzeni wartości moralnych, które Aleksander Kwaśniewski wyrzuca z siebie jak dobrze wyuczoną lekcję socjotechniki - godność i tolerancja. Co tam jeszcze chcą usłyszeć ludzie? Wpiszmy do programu kilka górnolotnych sloganów. Obiecajmy, że wszystko naprawimy - od szkoły po budżet - tylko bez konkretów i terminów ("Ściąga wyborcza").
Na rynku muzycznym zalewanym podróbkami znanych piosenkarzy przez polskich tandeciarzy przyjął się termin tzw. coverów - płyt, które tylko okładką przypominają oryginał. Kolorowe, obco brzmiące winiety mają odwrócić uwagę od nieudolnych imitacji na płycie ("Tapeta w natarciu"). Wcześniej czy później każdy wychwyci fałsz nagrany pod coverami, ale płyta została już kupiona i sterczy nam na półce, a na jej okładce a to ojciec narodu w najbliższym otoczeniu Jana Pawła II, a to Kwaśniewski jako mąż stanu na pamiątkowym zdjęciu przywódców Narodów Zjednoczonych, strateg za stołem szefów NATO czy troskliwy gospodarz otwierający zakłady mleczne. Wszystko skąpane w błyskotliwych figurach retorycznych gadających głów prezydenta. Upewniają nas, że pod coverem nie ma poważnych problemów alkoholowych i powiązań z ludźmi pokroju pana S. ("Aleksander Łaskawy"). Czasem ktoś tylko przerwie ten wirtualny seans. Przyjrzy się okładce i krzyknie na cały sklep: To tylko cover! I wtedy dopiero robi się nieprzyjemnie - niekulturalnie i bardzo "nieeuropejsko".
"Nieeuropejsko" - imponująca jest kariera tego argumentu. Po istnym festiwalu amerykańskości - konwencji pełnych balonów, ekranów wideo, popisów gwiazd i nie kończących się westchnień zupełnie jak w Ameryce - nagle lewica chce, żeby zrobiło się europejsko. Z amerykańskiej polityki proszę zostawić nam tylko cekiny i balony, a cała ta przejrzystość życia publicznego i wyciąganie bolesnych prawd niech zostanie za oceanem. W imię tej dziwnie pojętej europejskości telewizja ukrywa materiały filmowe mogące skompromitować prezydenta, a komitet wyborczy Kwaśniewskiego unika bezpośredniej konfrontacji z innymi kandydatami. Zamiast tego mamy serial surrealistycznych wideoklipów, w których politycy w towarzystwie żon, młodzieży i helikopterów rozpływają się w samouwielbieniu. Pewnie niezbyt europejsko i kulturalnie by się zrobiło, gdyby w miejsce ciepłych rodzinnych obrazków pojawiła się brutalna rozgrywka z publicznym wywlekaniem brudu i fałszu. Nadwątlona zostałaby nasza europejska wrażliwość - ta sama, która powoduje, że ze 100 najpopularniejszych dziś filmów w Europie 87 wyprodukowali Amerykanie. A gdzie unijna troska społeczna każąca stemplować jajka przed sprzedażą i tak regulować rynek, żeby średni wzrost gospodarczy Europy nie przekraczał 2,4 proc., podczas gdy w Ameryce wynosi on 4,2 proc. Żeby bezrobocie w Europie przekraczało 9 proc., a w USA spadało poniżej 4 proc. Gdzie ta europejska wrażliwość na sprawiedliwy podział dóbr, co powoduje, że z 50 największych firm na świecie tylko cztery to firmy europejskie, a 36 to przedsiębiorstwa amerykańskie ("Polska w NAFTA?").
Nie istnieje coś takiego jak rozdzielność życia publicznego od życia każdego z nas. Ta przedziwnie pojęta "kultura polityczna" to zwykłe kunktatorstwo i pierwszy krok do nietykalności przewodniej klasy wybranych polityków. Coś, co tak dobrze znamy, ale z zupełnie innej Europy.
Więcej możesz przeczytać w 40/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.