Druga liga

Dodano:   /  Zmieniono: 
Jesteśmy o krok za światową czołówką, ale okazuje się, że to krok najtrudniejszy.
Widzimy plecy rywali, ale w wielu konkurencjach dzieli nas od nich przepaść" - mówił niedawno Robert Korzeniowski. Polski sport olimpijski stoi w miejscu. Przez cztery lata biliśmy się o to, by organizatorzy nie wykreślali z programu igrzysk "naszych" konkurencji, liczyliśmy medale, jakie zdobędziemy w dżudo i zapasach - świat tymczasem uciekał. Strach pomyśleć, co się stanie, gdy Renata Mauer odstawi karabin, a Robert Korzeniowski wybierze wygodną posadę w Międzynarodowym Komitecie Olimpijskim.
Sukcesy odnosimy w dyscyplinach, które emocje budzą raz na cztery lata i mają większe znaczenie dla statystyków niż promocji Polski w świecie. Choćby Mauer trafiała w same dziesiątki, nie zniweluje porażki koszykarek. Nawet gdyby Agata Wróbel podniosła dwa razy cięższą sztangę, nasz kraj nie będzie postrzegany jako lider światowego sportu. Leszek Blanik, który zdobył dla naszego kraju pierwszy medal w gimnastyce sportowej od 48 lat, nie zrekompensuje nieobecności w Sydney skoczka wzwyż Artura Partyki, siatkarzy, piłkarzy i koszykarzy.
Świat żyje grami zespołowymi, lekkoatletyką, pływaniem i kolarstwem. My tymczasem zdobywamy medale w dyscyplinach, które za kilka lat - gdy telewizja jeszcze bardziej przyciśnie MKOl do muru - zostaną zepchnięte na margines. Na przygotowania naszej reprezentacji tylko w tym roku wydano 26 mln zł. Trenowaliśmy w drogiej Japonii, egzotycznej RPA, na Wyspach Kanaryjskich. Za zwycięstwo obiecano kadrowiczom wolne od podatku 90 tys. zł i samochód. Medaliści zdobyli olimpijskie renty, które przyznane zostaną im po zerwaniu z wyczynowym sportem i ukończeniu 35. roku życia. W trakcie przygotowań ponad 3 tys. zł pobierali z państwowej kasy dżudocy, zapaśnicy, bokserzy, kajakarze, pływacy i ciężarowcy. Nieco mniej kolarze, łucznicy, wioślarze, hokeiści grający na trawie i strzelcy. Czy efekty ich pracy są adekwatne do poniesionych kosztów? Nawet sportowi działacze twierdzą, że warunki stworzone naszym olimpijczykom powinny gwarantować więcej miejsc na podium.
Największą klęskę ponieśli zawodnicy reprezentujący sporty walki. Jak muchy padali dżudocy. Zapaśnicy, którzy cztery lata temu zdobyli pięć medali, dziś coraz częściej odpierać muszą zarzuty dotyczące związków ze strukturami mafijnymi. Bokserzy, zanim wyjdą na ring, kombinują, jak zrezygnować z amatorskiego boksu i przejść na zawodowstwo.
Niektórzy mają nadzieję, że za Korzeniowskim i Ireną Szewińską trafią do MKOl następni Polacy, że dzięki ich głosom Warszawa będzie mogła zorganizować igrzyska w 2012 r., a wówczas ambitnym gospodarzom pomogą nawet sędziowie i ściany.

Więcej możesz przeczytać w 41/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.