Oni już głosowali (aktl.)

Oni już głosowali (aktl.)

Dodano:   /  Zmieniono: 
Aleksander Kwaśniewski, kard. Józef Glemp, Jerzy Buzek, abp Stanisław Dziwisz, prof. Władysław Bartoszewski i Danuta Huebner już oddali swoje głosy w dzisiejszych wyborach prezydenckich.
Prezydent Aleksander Kwaśniewski, który wraz z małżonką głosował w niedzielę po południu w warszawskim Wilanowie podkreślił, że jego następca powinien pracować na rzecz dalszego umacniania polskiej pozycji w UE i NATO.

Nie odpowiedział na pytanie, kogo poprze w ewentualnej drugiej turze wyborów; jak powiedział, na to przyjdzie czas po ogłoszeniu wyników I tury głosowania.

Kwaśniewski chciałby, aby frekwencja w tych wyborach była dużo wyższa niż w wyborach parlamentarnych. "To by oznaczało, że Polacy nie tylko potrafią walczyć o demokrację, ale także z niej korzystać" - ocenił. Jego zdaniem, realnie frekwencja może osiągnąć 55 proc.

Odnosząc się do kampanii prezydenckiej, Kwaśniewski powiedział, że była ona "bardzo rozbuchana", a "nawet za droga".

Pytany, czy żałuje, że w tych wyborach Polacy nie mogą już na  niego głosować, podkreślił, że był współtwórcą polskiej konstytucji i dwie kadencje pięcioletnie przyjęto jako zasadę słuszną. "Dziesięć lat to jest tyle, ile człowiek może z siebie dać najlepszego wysiłku intelektualnego i energetycznego. I taka koncepcja sprawdza się najlepiej nie tylko w Polsce, ale także w  innych krajach" - powiedział.

"Kraje, gdzie jest wielu byłych prezydentów, to kraje naprawdę demokratyczne; kraje, gdzie jest ich niewielu, są na drodze demokracji, a kraje, gdzie w ogóle nie ma byłych prezydentów, są dyktaturami" - argumentował Kwaśniewski.

Pytany o ocenę stosunków polsko-rosyjskich w czasie jego prezydentury odparł, że "chciał, aby były one jak najbardziej korzystne dla obu stron".

"Chciałem, żebyśmy zrozumieli zarówno w Rosji, jak i w Polsce, że  żyjemy w nowych czasach, kiedy nie ma już ZSRR, kiedy Polska jest suwerenna i decyduje o swojej polityce" - powiedział. Jego zdaniem, w kontaktach dwustronnych "wiele już udało się zrobić, ale wiele spraw czeka jeszcze na decyzje".

Kwaśniewski wyraził też zadowolenie, że "niezależnie od różnych napięć politycznych współpraca handlowa przebiega dobrze". Jak podkreślił, chciałby, aby sprawy polsko-rosyjskie były ważne dla  nowego prezydenta.

Na pytanie o plany na przyszłość zaznaczył, odpowiedział, że nie są jeszcze skonkretyzowane. Dodał też, że w Pałacu Prezydenckim rozpoczęło się już pakowanie. "To po dziesięciu latach jest niemała operacja. Nie chodzi tylko o mnie, ale też o moich współpracowników, archiwa, uporządkowanie wielu spraw" -  wymieniał.

Prezydentem powinien zostać ten, kto kocha naród, zna Polskę, jest wrażliwy na ludzi i nie dąży do władzy po  to, żeby się dorobić - powiedział prymas Polski kard. Józef Glemp po oddaniu głosu w wyborach prezydenckich.

Prymas głosował w obwodowej komisji wyborczej nr 13 przy ul. Długiej w Warszawie.

Prymas przypomniał, że udział w wyborach jest nie tylko obowiązkiem obywatelskim, ale także nakazem sumienia i obowiązkiem wynikającym z postawy religijnej. Dodał, że jest jeszcze kryterium demokratyczne, które mówi, że wybieram, oddając część mojej władzy w społeczności na rzecz kogoś innego, żeby on w sposób właściwy i  bardziej zorganizowany dbał o całość społeczeństwa.

Zapytany, czy nie martwi go niska frekwencja w wyborach, prymas odpowiedział, że martwi go i to bardzo. Dodał, że "to nie jest dobrze, iż jest jeszcze niewiara w to, że można coś zrobić".

Na pytanie jaką przewiduje frekwencję w  wyborach prezydenckich i czy będzie ona większa niż w wyborach parlamentarnych, prymas oświadczył, że nie potrafi na nie odpowiedzieć. "Przewiduję, że powinna się ona utrzymać mniej więcej na tym samym poziomie, co wyborach parlamentarnych (40,57 proc.) - dodał.

Były premier Jerzy Buzek, który głosował w niedzielę rano w Gliwicach jest przekonany, że wybory prezydenckie to szansa na korzystną dla Polski zmianę. Buzek powiedział dziennikarzom po głosowaniu, że dzień wyborów jest dla niego świętem. Zachęcał Polaków do wzięcia w nich udziału.

"Bardzo wierzę w demokrację i wybory to dla mnie po prostu święto; traktuję to jako niezwykły dzień, w którym każdy może zadecydować, jak będą wyglądały nasze następne lata. Może się na  ten temat wypowiedzieć w sposób jasny i uczciwy, bo pamiętam czasy, gdy wybory były nieuczciwe. Dlatego ważne, że teraz one są właśnie takie - uczciwe, nawet gdy czasem gorzkie i pełne napięć" -  powiedział Buzek.

Były premier głosował krótko przed siódmą rano w szkole podstawowej na gliwickim osiedlu Kopernika. Był trzecim wyborcą w lokalu obwodowej komisji wyborczej. Jej przewodniczącej przyniósł bukiet czerwonych róż.

Pytany o swoje oczekiwania powyborcze Buzek powiedział, że po  każdych wyborach naturalne są zmiany, nie tylko personalne ale i  jakościowe. "Ale tym razem jestem przekonany o tym, że będzie to  zmiana korzystna, w dobrą stronę" - podkreślił.

Jego zdaniem, będzie druga tura wyborów, co - jak mówił -jest korzystne dla wyborców. "Niektórzy narzekają na kampanię wyborczą, ale warto pamiętać, że ona jest raz na kilka lat i warto, byśmy w  tym czasie jak najwięcej dowiedzieli się o kraju, o naszej przyszłości, niekiedy i przeszłości" - ocenił, podkreślając szanse na "dobre przeegzaminowanie" kandydatów przez wyborców.

Były premier uważa, że tegoroczny układ kampanii wyborczych, kiedy kampania prezydencka zbiegła się w czasie z procesem tworzenia rządu, jest niekorzystny i nienaturalny. Jego zdaniem, między wyborami parlamentarnymi i prezydenckimi powinien być co  najmniej półroczny odstęp.

"Nic dziwnego, że układanie rządu idzie tak trudno i z takimi oporami, bo przecież trwa normalna, naturalna walka wyborcza. Nie jest nadzwyczajnie agresywna i nie ma niepokojących nas elementów, ale jednak narzucona na tworzenie rządu powoduje, że jesteśmy sfrustrowani tym procesem. To nie jest winą ugrupowań, które tan rząd tworzą, tylko kalendarza wyborczego" - ocenił.

Buzek wyraził nadzieję, że uda się osiągnąć wysoką frekwencję; za satysfakcjonujący w wyborach prezydenckich uznał poziom 60-70 proc. "To minimum na wybory prezydenckie, a mam nadzieję, że  kiedyś dorównamy tym najlepszym krajom europejskim, gdzie głosuje 80 proc. obywateli" - powiedział.

Metropolita krakowski abp Stanisław Dziwisz po oddaniu głosu w wyborach prezydenckich powiedział dziennikarzom, że chciałby, aby już w niedzielę - w pierwszej turze - Polacy zdecydowali, kto będzie prezydentem.

"Ja bym sobie życzył, żebym nie musiał drugi raz przychodzić. Żeby się dzisiaj zadecydowało, żeby moi rodacy dzisiaj zadecydowali, kto będzie prezydentem" - powiedział abp Dziwisz.

Metropolita krakowski podkreślił, że wybory prezydenckie i  parlamentarne są równie ważne.

Zdaniem Dziwisza udział w głosowaniu to "przywilej i obowiązek", a Polacy nie mogą zrezygnować ze swoich obowiązków. "To obowiązek moralny każdego chrześcijanina i obywatela, ludzi Kościoła" -  podkreślił.

Pytany, co sądzi o wyraźnym opowiedzeniu się przez o. Rydzyka po  stronie jednego z kandydatów arcybiskup powiedział, że "nie słucha Radia Maryja, bo nie ma na to czasu".

Arcybiskup Dziwisz głosował w niedzielę w Krakowie, w obwodowej komisji nr 16, w szkole przy ul. św. Marka. W tej samej komisji na  liście wyborców przez cały pontyfikat Jana Pawła II zawsze figurowało nazwisko Karola Wojtyły, który mimo przebywania w  Watykanie był wciąż zameldowany w Pałacu Arcybiskupów Krakowskich przy ul. Franciszkańskiej.

Były minister spraw zagranicznych prof. Władysław Bartoszewski głosując w niedzielę rano w wyborach prezydenckich powiedział, że nie musiał wybierać między Polską solidarną a liberalną.

"Uważam obu kandydatów, bo tylko dwóch wchodzi tutaj w grę dla  takich określeń, za reprezentantów obozu solidarnościowego, walczącego o niepodległość i suwerenność państwa. Tych określeń, które są w gazetach nie podzielam, wobec tego nie mogę ich rozróżniać" - powiedział Bartoszewski.

Bartoszewski dodał, że głosował zgodnie z własnym sumieniem na  najlepszego - jego zdaniem - "w dzisiejszej sytuacji w Polsce kandydata".

Były szef MSZ przyznał, że martwi się o frekwencję. "Bardzo źle świadczyłoby o prestiżu naszego państwa, gdyby w Europie dostrzeżono, że zainteresowanie Polaków kto będzie symbolem ich w  świecie jest równe zainteresowaniu Murzynów" - dodał.

Najważniejsza jest przyszłość Polski i  budowanie jej dobrej, silnej pozycji w Europie - podkreśliła w  niedzielę, po głosowaniu na prezydenta, unijna komisarz ds. polityki regionalnej Danuta Huebner. Dodała, że "w niedzielnych wyborach najbardziej cieszyłaby ją wysoka frekwencja".

Huebner głosowała przed południem w polskim konsulacie w  Brukseli.

"Wierzę, że ktokolwiek wygra te wybory będzie tak samo się zachowywał. Każdemu chyba zależy na interesie Polski, a interesy naszego kraju będą pilnowane dobrze tylko w silnej Europie" -  podkreśliła.

Dodała, że przez ostatnich 15 lat, główny nurt polskiej polityki był zawsze świadomy, "że Polska w Unii to Polska silna".

"Cała Europa czeka na to, żeby Polska wkładała do konstrukcji europejskiej swoją bardzo ważną cegiełkę. Będzie to okres budowania pozycji Polski w Europie, oraz pilnowania interesów Europy w świecie - a to myślę, bez Polski po prostu się nie uda" -  powiedziała Huebner.

Wyraziła nadzieję, iż w niedzielnych wyborach frekwencja będzie duża. "Głosowałam w wrześniowych wyborach do parlamentu w  Waszyngtonie i nie stałam w kolejce, natomiast dzisiaj stałam, i  to w dość dużej. To jest chyba dobra wiadomość" - zauważyła pani komisarz.

Dodała, że duża frekwencja będzie "dobrze świadczyć o Polakach. Będzie oznaczać bowiem, "że chcą mieć wpływ na to co się dzieje".

ss, pap