Pigułka wieczności

Pigułka wieczności

Dodano:   /  Zmieniono: 
-Ale ci dobrze - mówię do znajomego informatyka - twój zawód potrzebny jest wszędzie, jesteście jak lekarze.
- To chwilowe - odpowiada informatyk. - Może za kilka lat komputery będą same się doskonaliły, a sensory zainstalowane w twoim sedesie postawią ci najlepszą diagnozę lekarską? Dziś wykonywany zawód jutro może nie istnieć. Ważne, by myśleć koncepcyjnie i dostosować się do ciągłych zmian. Wcale nie jest mi łatwo. Chwila, w której przestanę się uczyć, będzie końcem kariery.

On już funkcjonuje zgodnie z zasadami nowej ery. Nazywana jest różnie: trzecią falą, epoką informacji, postindustrializmem. Od czasu, gdy postęp technologii, Internet i CNN upowszechniły to, co działo się od lat w USA, na całym świecie, trwamy w okresie przejściowym między nową erą a odchodzącą epoką industrialną. Główną cechą fazy przejściowej jest jej tymczasowość. Tymczasowość nie tylko informatyki i ciekawostek technologicznych, ale każdej dziedziny życia: ekonomii, pracy, związków międzyludzkich, systemów wiary i wartości.
W USA stan przejściowy trwa mniej więcej od końca lat 50. Niemal co dzień padają kolejne wielkie obietnice, godzą się wrogowie, brukane są ideały. Amerykańska telewizja serwuje swoim widzom programy tymczasowości każdego dnia. Oto nowa i tańsza od wczoraj reklamowanej wersja magnetowidu, a tu Clinton podaje rękę Fidelowi Castro, nierozłączni kochankowie Bruce Willis i Demi Moore znowu są szczęśliwi z innymi partnerami, a O.J. Simpson zakłada w Internecie stronę, na której tłumaczy, jak nie zabił żony Nicole. Nie ma bohaterów ani autorytetów. Niedawno uważany za niegodnego prezydentury Bill Clinton dziś obwoływany jest geniuszem współczesnej polityki. Co będzie jutro - nie sposób przewidzieć, ale nie będzie to miało większego znaczenia, bo kolejnego dnia będzie coś innego.
Trendy i mody w mediach zmieniają się szybciej niż wyznania religijne Madonny. Na wiosnę wydawało się, że nie ma ważniejszych postaci w USA niż senator McCain i chłopiec imieniem Ellian. Zdjęcia małego Kubańczyka zabieranego przez agentów FBI jego amerykańskiemu stryjowi miały doprowadzić do upadku (którego to już?) administracji Clintona. Dziś Fidel mógłby Elliana adoptować i nie wzbudziłoby to większych emocji. Tak jak nie wzbudza ich senator McCain śpiewający hymny pochwalne na cześć George’a Busha, którego dopiero co z równą pasją krytykował. Nic nie jest trwałe. "Wyobrażenia stają się coraz bardziej tymczasowe, przelotne. Dzieła sztuki są do wyrzucenia po obejrzeniu, zdjęcia polaroidowe, fotokopie i jednorazowe grafiki pojawiają się i znikają. Wstrzykuje się do świadomości ludzkiej idee, przekonania i postawy, które natychmiast się kwestionuje i zwalcza, aż wreszcie rozmywają się w nicości. Do naszej świadomości dociera przelotna sława coraz to nowych znakomitości, przesuwających się przed naszymi oczami, by zaraz ustąpić miejsca następnym" - pisał już 20 lat temu o amerykańskim społeczeństwie Alvin Toffler, autor "Trzeciej fali". Mieszkańcy USA przyzwyczajani są do pojęcia tymczasowości od dawna, tak jak dziecko do jednorazowych pieluch. Rzeczywistość amerykańskiego dziecka niewiele różni się od tego, czego doświadcza dorosły. Tata kupuje kolejne wersje coraz tańszych laptopów, odtwarzaczy DVD i aparatów cyfrowych. Plastikowe butelki, smoczki i grzechotki syna też zużywają się błyskawicznie. Mamie wygodniej kupić nowe, niż domywać stare. Reklamy obiecują, że nowa wersja lalki Mulan jest o niebo lepsza od starej. Tamta wędruje do śmieci, a nowa starczy zaledwie na kilka dni, bo za chwilę będzie już coś ciekawszego: śmiejące się Elmo, fasolowe ludziki, niezliczone figurki pokemonów.
- Niki dostała lepszą pracę, pani Angela przeniosła się do Teksasu, Miss Ajong wróciła do rodzinnych Chin. Po pół roku dziecko ma już czwartą panią. Dwie dziewczynki, z którymi najbardziej lubiła się bawić, już nie chodzą do tego przedszkola, bo ich rodzice się przeprowadzili - mówi mama czteroletniej Tamary z Nowego Jorku. To uczy małego człowieka, że do niczego nie warto się przywiązywać. Nauki te ugruntuje system szkół średnich i uniwersytetów, gdzie nie ma stałych klas, tylko zaliczane przedmioty i punkty. Co rok ma się innych kolegów. Żadnych łez. Trening przelotności i tymczasowości robi swoje. Nauczeni tego od dzieciństwa Amerykanie w każdej chwili gotowi są do przeprowadzek, sprzedaży domów i zmiany pracy - jeśli tylko jest to ekonomicznie uzasadnione. Wysoko opłacani konsultanci i menedżerowie zmianę mają wpisaną w umowy. Greg Krowka jest informatykiem. Od pięciu lat pracuje jako konsultant dla Sun Microsystem. Oznacza to ciągłe siedzenie na walizkach. Greg chce mieć coś stałego i właśnie kupił dom w Chicago, do którego przylatuje na weekendy. Planuje, że sprzeda go za pięć, siedem lat, by kupić większy. Gdzie? Nie wie. Jego znajoma Elżbieta kupiła dom w New Jersey. Wzięli kredyt na 30 lat, ale i tak wiadomo, że nigdy go nie spłacą. - Na początku wydawało mi się, że to fantastyczne życie. Co tydzień nowi ludzie, nowe miejsca, eleganckie hotele - mówi Margaret Staron, konsultant w firmie Delaitte Consulting. - Żegnam się z ludźmi i każdemu mówię "have a nice life" (miłego życia), bo wiadomo, że nigdy ich już nie spotkam. Zaczynam tęsknić za czymś stałym, więc myślę, co tu zmienić - śmieje się Margaret. Przypuszczalnie zmieni styl życia i założy własną firmę. Będzie pracowała w domu, pozna podobnie pracujących sąsiadów, stworzą nowy rodzaj społeczności, w której większość pracuje w domach, bo komputeryzacja sprawiła, że biura stały się zbędne. Toffler nazwał takie społeczności elektronicznymi wioskami. Kiedy pisał swą książkę, w USA panował kryzys ekonomiczny, a pesymizm społeczeństwa był wyjątkowo głęboki.
Dziś amerykańska gospodarka kwitnie, przestępczość maleje, a optymizm społeczeństwa nigdy jeszcze nie był tak wielki. Na razie spełnia się optymistyczna wizja świata "Trzeciej fali". Może faktycznie z nieuniknioną zmianą nie należy walczyć? Tymczasowość niesie z sobą nowe stałe wartości. Konieczność nawiązywania nowych kontaktów uczy szacunku i ułatwia obcowanie z innymi; brak przywiązania do rzeczy to na dłuższą metę śmierć materializmu; brak poszanowania dla wielkich idei to również tolerancja. I myli się ten, kto przepowiada wszechwładzę mass mediów, czyli stojących za nimi wielkich korporacji. Kiedyś jedna prawda sprzedawana w ten sam ugrzeczniony sposób tworzyła społeczeństwo statystycznych Amerykanów, Niemców czy Polaków. Papka informacyjna - tygiel najróżniejszych mediów i form (od książek, przez tysiące tytułów prasowych, po programy radiowe i telewizyjne) tylko pozornie jest ogłupiająca. W rzeczywistości pozwala na większe zróżnicowanie społeczne, a samych odbiorców mobilizuje do wyławiania z natłoku sprzecznych informacji tych, które są dla nich ważne, i konstruowanie własnej, niepowtarzalnej osobowości. Prowadzi to do większej samodzielności w myśleniu, znacznie utrudniając politykom i mistrzom marketingu jakąkolwiek manipulację.


Więcej możesz przeczytać w 42/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.