Husajn się nie przyznaje (aktl.)

Husajn się nie przyznaje (aktl.)

Dodano:   /  Zmieniono: 
Były prezydent Iraku Saddam Husajn powiedział sądowi, że nie przyznaje się do winy w sprawie masakry szyitów z Dudżailu w latach 80., obejmującej zarzut morderstwa z premedytacją i stosowania tortur.
Husajn oświadczył, że jest nadal prezydentem Iraku i zakwestionował prawomocność trybunału, który w środę zaczął go  sądzić za zbrodnie przeciwko ludzkości. Po trzygodzinnej rozprawie proces odroczono do 28 listopada.

Saddam stanął w Bagdadzie przed Irackim Trybunałem Specjalnym, aby razem z siedmioma innymi osobami odpowiedzieć za śmierć przeszło 140 szyitów z Dudżailu, 60 km na północ od Bagdadu, straconych w latach 80. z zemsty za zamach na jego życie. Grozi mu kara śmierci.

Po pierwszym posiedzeniu, które trwało trzy godziny, sąd odroczył proces do 28 listopada. Sędzia prowadzący sprawę powiedział potem, że głównym powodem odroczenia jest to, iż wielu świadków bało się zeznawać i nie przyjechało na rozprawę. Inny sędzia trybunału podał, że stało się tak również dlatego, iż obrona poprosiła o  dodatkowy czas na zbadanie materiału dowodowego.

68-letni były prezydent, w ciemnym garniturze i rozpiętej koszuli bez krawata, nie chciał podać swego imienia i nazwiska i na samym wstępie wdał się w spór z przewodniczącym składu sędziowskiego, irackim Kurdem Rizgarem Mohammedem Aminem, kwestionując legalność trybunału, który powołano w 2003 roku, gdy Irak był pod okupacją amerykańską. W tym roku trybunał uzyskał jednak nowy mandat od  parlamentu irackiego, wyłonionego w styczniowych wyborach powszechnych.

Amin zapoznał oskarżonych z ich prawami, a potem odczytał zarzuty, jednakowe wobec wszystkich podsądnych, i powiedział, że  jeśli sąd uzna, iż są winni, grozi im kara śmierci.

Kilka międzynarodowych organizacji praw człowieka wezwało Irak do  zniesienia kary śmierci, a prezydent Iraku Dżalal Talabani powiedział kilka razy, że nie podpisze wyroku śmierci na Saddama, jeśli otrzyma on taką karę. Jednak podpis pod zgodą na egzekucję może złożyć jeden z jego dwóch zastępców.

Prokuratorzy będą starali się wykazać, że Saddam powodowany zemstą wydał rozkaz schwytania, poddania torturom i stracenia mężczyzn z miasteczka Dudżail, gdzie w lipcu 1982 roku grupa bojowców szyickiej partii Dawa, wtedy działającej w podziemiu, próbowała zabić dyktatora. Dziś Dawa wchodzi w skład koalicji rządzącej, a jej przywódca Ibrahim Dżafari jest premierem Iraku.

Wśród współoskarżonych w sprawie jest były wiceprezydent Iraku Taha Jasin Ramadan, były szef służb bezpieczeństwa Barzan Ibrahim at-Tikriti (przyrodni brat Saddama) i były szef saddamowskiego Sądu Rewolucyjnego Awad Hamid al-Bander.

Proces toczy się w ufortyfikowanej bagdadzkiej Zielonej Strefie w  marmurowym budynku, który był siedzibą kierownictwa partii Baas, politycznej podpory reżimu Saddama. W części przebudowanej na salę sądową przechowywano niegdyś prezenty, jakie otrzymywał dyktator.

Telewizja iracka pokazywała przebieg pierwszego dnia procesu, ale  z 20-30-minutowym opóźnieniem. Ze względów bezpieczeństwa oprócz Rizgara Mohammeda Amina kamery nie pokazywały pozostałych czterech sędziów.

Iracki Trybunał Specjalny przygotowuje akty oskarżenia przeciwko Saddamowi i jego najbliższym współpracownikom w kilkunastu innych sprawach, takich jak ludobójstwo na Kurdach i masakra szyitów w  1991 roku po stłumieniu ich powstania. Władze irackie wybrały na  początek mało znaną sprawę masakry w Dudżailu, bo osobista odpowiedzialność Saddama za śmierć tamtejszych ofiar jest podobno dobrze udokumentowana, a rzecz dotyczy szyitów, społeczności prześladowanej przez irackiego dyktatora, a obecnie sprawującej władzę.

Irakijczycy siedzieli w środę przed telewizorami i oglądali transmisję z procesu. Szyici cieszyli się, że sprawiedliwości stanie się zadość, ale część arabskich sunnitów potępiła proces jako krzywdzące upokorzenie ich dawnego przywódcy.

W Dudżailu 23-letni Akil al-Ubajdi, który w represjach po zamachu w 1982 roku stracił ojca i pięciu braci, powiedział: "Czekałem na  ten proces od pierwszego dnia po upadku reżimu Saddama. Proces nie  wskrzesi ofiar, ale przynajmniej pomoże ugasić nasz gniew".

"To historyczny dzień - powiedział 53-letni szyita Salman Zabun Szanan z bagdadzkiej dzielnicy Kazimija. - Proces Saddama jest nagrodą za nasze cierpienia w jego więzieniach i za to, co zrobili nam dyktatorzy i baasiści".

Szanan ma nadzieję, że Sadam zostanie skazany i "stracony, a  każdy, kto cierpiał, będzie mógł wziąć sobie kawałek jego ciała".

W kurdyjskim miasteczku Halabdża, gdzie w 1988 roku 5000 mieszkańców zginęło od bomb z gazem trującym, zrzuconych tam na  rozkaz współpracowników Saddama, wielu oglądających relację z  procesu mówiło podobnie, że chętnie obejrzy Saddama na szubienicy.

Tymczasem w rodzinnym mieście Saddama, Tikricie, 175 km na północ od Bagdadu, grupy młodych mężczyzn demonstrowały na ulicach, wołając "Niech żyje Saddam Husajn" i "Precz z okupacją i  marionetkowym rządem".

"Ten proces jest nieuczciwy - powiedział 18-letni student Daud Farham. - Przed sądem należy postawić tych, którzy rozbijają jedność Iraku i jego narodu".

ss, ks, pap