Głosy z zagranicy (aktl.)

Głosy z zagranicy (aktl.)

Dodano:   /  Zmieniono: 
Donald Tusk zdecydowanie wygrał w większości zagranicznych obwodów. Dał się jednak pokonać Lechowi Kaczyńskiemu w najlicznioejszym obwodzie w Chicago.
Lech Kaczyński zdecydowanie wygrał drugą turę wyborów prezydenckich w największym skupisku polonijnym w  USA, w Chicago. W chicagowskim okręgu konsularnym (oprócz Chicago obejmującym także Detroit i St. Louis), kandydat PiS zdobył 4.071 głosów, podczas gdy na Donalda Tuska głosowało 939 wyborców. Kandydat Platformy Obywatelskiej wygrał z kolei drugą turę wyborów prezydenckich w Waszyngtonie, zdobywając tam 233 głosy Polaków przebywających w stolicy USA oraz na Florydzie. Kandydat PiS Lech Kaczyński otrzymał tam 91 głosów.

Donald Tusk triumfował także w Pekinie, Szanghaju i Kantonie. Za  kandydatem PO na prezydenta RP w stolicy Chin opowiedziało się w  niedzielę 107 wyborców (17 - za Lechem Kaczyńskim), w Szanghaju -  67 (3 - za Kaczyńskim), zaś w Kantonie Tuska poparło 43 wyborców (2 - jego rywala).

Głosowali tam Polacy zatrudnieni w polskich placówkach dyplomatycznych i handlowych, a także na stałe mieszkający w Chinach oraz pracujący na terenie Chin w obcych firmach.

II tura należała też do Tuska w Bułgarii, Rosji i na Litwie, a także w Londynie, gdzie kandydat Platformy Obywatelskiej wygrał zdecydowanie. Według konsula Ireneusza Truszkowskiego, w Londynie na Tuska głosowało o 100 procent więcej wyborców niż na kandydata Prawa i Sprawiedliwości Lecha Kaczyńskiego. Zdecydowanym zwycięzcą drugiej tury został Tusk także w Hiszpanii. Kandydat Platformy Obywatelskiej wygrał we wszystkich hiszpańskich trzech okręgach wyborczych, wyprzedzając Lecha Kaczyńskiego różnicą ponad połowy głosów. okręgach wyborczych. Na Tuska głosowało łącznie 691 osób, natomiast L. Kaczyńskiego poparły 304 osoby.

We Włoszech bezpośrednio po mszy kanonizacyjnej w Watykanie duże grupy polskich duchownych i wiernych przyjechały wczesnym popołudniem do ambasady i konsulatu w Rzymie, by wziąć udział w wyborach prezydenckich. Na listy wyborcze we włoskiej stolicy zapisało się ponad 3 tys. osób, w tym około tysiąca pielgrzymów przybyłych na kanonizację arcybiskupa Józefa Bilczewskiego i księdza Zygmunta Gorazdowskiego.

Głos oddał m.in. metropolita krakowski arcybiskup Stanisław Dziwisz. Głosował też prymas Polski, kardynał Józef Glemp. Oświadczył on po oddaniu w niedzielę głosu w ambasadzie RP w Rzymie, że życzy nowemu prezydentowi, aby zjednoczył Polaków. "Chcielibyśmy, aby został wybrany prezydent, który będzie prowadził dalej kraj przyczyniając się do jego dalszego rozwoju, razem z Europą, razem ze światem, aby tworzyć klimat wartości, dzięki którym będziemy mogli normalnie się rozwijać" - powiedział.

Wyraził też nadzieję, że w drugiej turze wyborów prezydenckich udział weźmie więcej Polaków niż w poprzednich głosowaniach.

Dużą sensację wywołało w niedzielę w polskiej ambasadzie w Rzymie pojawienie się Piotra Adamczyka, odtwórcy roli Jana Pawła II w słynnym włoskim filmie "Karol - człowiek, który został papieżem". Aktor został natychmiast rozpoznany przez dziesiątki obecnych na  głosowaniu osób, w tym wielu pielgrzymów przybyłych do Wiecznego Miasta na niedzielną kanonizację arcybiskupa Józefa Bilczewskiego i księdza Zygmunta Gorazdowskiego.

W ogrodzie przed gmachem ambasady Polacy robili sobie zdjęcia z  Piotrem Adamczykiem, który cierpliwie do nich pozował.

W poniedziałek rozpoczynają się w Rzymie zdjęcia do drugiej części filmu w reżyserii Giacomo Battiato o latach pontyfikatu Jana Pawła II. Potrwają one dwa miesiące.

Nerwowa atmosfera panowała w lokalu wyborczym w  ambasadzie RP w Berlinie ze  względu na dużą liczbę osób, które nie dopełniły wymaganych formalności i nie zostały dopuszczone do głosowania w drugiej turze wyborów. Jak poinformował przewodniczący komisji wyborczej Tadeusz Śniadecki, do wczesnego popołudnia ponad 200 Polakom nie  wydano z tego powodu kart do głosowania. "Niektóre osoby zachowują się agresywnie, uważając, że zostało złamane ich prawo wyborcze" -  dodał Śniadecki.

Alojzy Haczyk, Polak mieszkający od 25 lat w Berlinie, podniesionym głosem krytykował polskie władze. Jego zdaniem, konsulaty powinny prowadzić ewidencję Polaków mieszkających za  granicą i informować ich o przepisach wyborczych.

"Dwa tygodnie temu głosowałem bez problemu w Polsce, a teraz w  Berlinie nie mogę. To skandal." - mówił. Twierdził, że gdy w 1990 roku wybierał prezydenta Lecha Wałęsę nie wymagano wcześniejszej rejestracji.

Inna mieszkanka Berlina powiedziała, że gdy dwa tygodnie temu głosowała w Poznaniu, nikt nie uprzedził jej o konieczności posiadania zaświadczenia. "Teraz ani ja, ani moja 18-letnia córka nie możemy spełnić swego obywatelskiego obowiązku" - mówiła podenerwowana zapowiadając, że zwróci się ze skargą do mediów.

Do godzin popołudniowych w Berlinie poszła do urn połowa z  ponad 2000 uprawnionych do głosowania osób.

Polacy mieszkający na stałe w Niemczech lub przebywający czasowo w tym kraju mogą głosować w pięciu lokalach wyborczych - w  Berlinie, Monachium, Kolonii, Hamburgu i Lipsku. W całych Niemczech na wybory prezydenckie zgłosiło się ponad 7  tys. osób, dwukrotnie więcej niż na wybory parlamentarne 25 września.

em, pap