Bubel obraził, ale nie zapłaci

Bubel obraził, ale nie zapłaci

Dodano:   /  Zmieniono: 
Stołeczny sąd uznał, że były kandydat na prezydenta Leszek Bubel jest winny przestępstwa lżenia Żydów, ale  by "nie robić z niego męczennika", odstąpił od wymierzenia kary, nakazując mu tylko zapłatę 2,5 tys. zł na rzecz PCK.
Powodem procesu był wydany w 2000 r. przez Bubla zbiór artykułów pt. "Polsko-żydowska wojna o krzyże", w którym znalazły się takie sformułowania, jak "obrzezano im mózgi", "podstępne jest żydowskie nasienie" i "pejsaty paplament".

Doniesienie złożył rzecznik praw obywatelskich prof. Andrzej Zoll. Prokuratura Rejonowa Warszawa-Praga Płn. skierowała akt oskarżenia do sądu w 2001 r., zarzucając Bublowi publiczne znieważenie grupy ludności z powodu jej przynależności narodowej, etnicznej, rasowej lub wyznaniowej - za co grozi do 3 lat więzienia.

Sąd Rejonowy dla Warszawy-Pragi uznał, że w publikacji przekroczono konstytucyjną wolność wypowiedzi. "Takie zwroty jak +obrzezano im mózgi+ oraz +podstępne jest żydowskie nasienie+ obiektywnie znieważają cały naród żydowski" - mówił w ustnym uzasadnieniu nieprawomocnego wyroku sędzia Radosław Myka. Zwrócił uwagę, iż sugestia, że brak inteligencji może być spowodowany zabiegiem rytualnym, stanowi obrazę judaizmu.

Sędzia dodał, że, choć nie było tego w akcie oskarżenia, to  Bubel faktycznie popełnił też przestępstwo nawoływania do waśni narodowościowych oraz obrazy polskiego parlamentu, który nazwał "pejsatym paplamentem". Sędzia podkreślił, że podobną postawę Bubel prezentował w swych spotach w kampanii prezydenckiej.

Według sędziego, z działalności przeciw Żydom, Bubel uczynił działalność gospodarczą (wydaje on liczne, dostępne w kioskach broszurki o takich tytułach, jak np. "Jak rozpoznać Żyda" i  "Prawda o żydowskich mordach rytualnych").

Sędzia podkreślił, że skazanie Bubla na pół roku więzienia w  zawieszeniu na 2 lata i 2 tys. zł grzywny, o co wnosiła prokuratura, spowodowałoby, że Bubel "w pewnym sensie stałby się męczennikiem tej sprawy", czego sąd chce uniknąć. Dlatego za  wystarczający sąd uznał tzw. środek karny - zapłatę na PCK.

Prokurator Zofia Molska, która nie była zadowolona z wyroku, zapowiedziała, że będzie sugerować swoim przełożonym apelację. "Takie zachowania trzeba tępić" - powiedziała dziennikarzom.

Bubla nie było na ogłoszeniu wyroku; już wcześniej zapowiedział, że nie będzie przychodził na proces. Przedtem 48-letni Bubel, który określa się sam jako "naczelny antysemita RP", podkreślał przed sądem, że inkryminowane zwroty były tylko cytatem, ale  oświadczył, że podpisuje się pod nimi, bo - jego zdaniem - nikogo nie obrażają. "Nie mam obsesji na tle nienawiści do Żydów; gdybym chciał ich znieważyć, użyłbym mocniejszych sformułowań" - dodawał.

W październikowych wyborach prezydenckich Bubel zajął 10 miejsce na 12 kandydatów, zdobywając 19 tys. głosów - 0,13 proc. Startował też on w wyborach prezydenckich w 1995 r.; zdobył 0,04 proc. głosów - najmniej spośród 13 ówczesnych kandydatów.

"Cieszę się, że sąd uznał fakty oczywiste, bo dotychczas sądy umarzały takie sprawy ze względu na +znikomą szkodliwość społeczną+" - powiedział prezes Stowarzyszenia "Midrasz" Konstanty Gebert. Dodał, że "troska sądu, by z Bubla nie czynić męczennika jest nieuzasadniona, bo takie rozumowanie można by  zastosować do każdego innego przestępcy". Zapowiedział, że  organizacje żydowskie w Polsce pozwą Bubla za jego antysemickie reklamówki wyborcze.

W 2003 r. Zoll wyrażał zaniepokojenie "zbyt częstymi" przypadkami umorzeń lub niepodejmowania przez prokuratury śledztw o  rozpowszechnianie informacji, książek i broszur o treści antysemickich. Powodem wystąpienia RPO była głośna sprawa odmowy ścigania rozpowszechniania antysemickich publikacji przez księgarnię znajdującą się w jednym z warszawskich kościołów.

Stołeczna prokuratura bada obecnie, czy wznawiać śledztwo w tej sprawie. Umorzono je w 2003 r. z powodu "braku ustawowych znamion czynu zabronionego". Śledzący sprawę "Tygodnik Powszechny" przypominał wtedy, że w sprawie księgarni podejmowano bezskuteczne interwencje u proboszcza, w stołecznej kurii oraz u prymasa kard. Józefa Glempa. Prymas odpowiedział wówczas: "Tym się zajmowała prokuratura, a ja nie chcę niczego narzucać w ograniczaniu słowa".

ks, pap