Pełzająca separacja

Pełzająca separacja

Dodano:   /  Zmieniono: 
Polska stała się krajem antyklerykalnych katolików

W Polsce dokonał się faktyczny rozdział Kościoła od państwa 

To na ich życzenie dokonuje się dzisiaj definitywny rozdział Kościoła od państwa, co w innych krajach europejskich zdarzyło się kilkadziesiąt lat temu, zaś niektóre, na przykład Francja, kultywują swą świeckość od czasów rewolucji francuskiej. - Mamy do czynienia z podskórnymi procesami kryptoreformacji. 54 proc. Polaków głosujących na prezydenta Kwaśniewskiego to dowód na to, że wielu osobom obca jest etyka wiary, że ich przekonania mają charakter powierzchowny i koniunkturalny - uważa prof. Jadwiga Staniszkis, politolog.

Zimna wojna
Po upadku PRL Kościół uznał, że musi "odzyskać to, co mu się słusznie należy", nie zawsze licząc się przy tym z opinią publiczną. "Kościół wszedł w nową epokę z poczuciem triumfu" - oceniał filozof Leszek Kołakowski. Co więcej, w nową epokę Kościół wszedł, spierając się z "własnym" państwem: to pod presją hierarchów wprowadzono przecież do szkół religię, mimo że rząd nie był z tego zadowolony i obawiał się problemów wynikających z przekroczenia zapisów konstytucji. Niektórzy hierarchowie zbagatelizowali głosy sprzeciwu. "Przeciw religii rozległy się jazgotliwe protesty maleńkich grupek spod znaku nieprzyjaciół Krzyża i Ewangelii. Są one echem odwiecznego głosu zbuntowanego przeciw Bogu szatana"- twierdził kilka lat temu abp Józef Michalik. Pod presją i w ostatniej chwili przyjęto też konkordat - rząd Hanny Suchockiej zrobił to już po ogłoszeniu wcześniejszych wyborów, kiedy miał tylko administrować państwem, nie podejmując decyzji wiążących ręce następcom. Widowiskową ingerencją Kościoła było też wprowadzenie do ustawy o radiofonii i telewizji zapisu o "przestrzeganiu wartości chrześcijańskich". Podczas wyborów parlamentarnych w 1993 r. niektórzy hierarchowie zareagowali "alergicznie" na rosnące poparcie dla ugrupowań lewicowych. Prowadzono wobec nich agresywną, dyskredytującą kampanię, zarzucając, że "nie odróżniają dobra od zła". Głośne stały się słowa księdza Henryka Jankowskiego, który postawił znak równości między lewicą a NSDAP. Wpływy lewicy miała zrównoważyć Wyborcza Akcja Katolicka, pobłogosławiona przez kardynała Józefa Glempa. Katolik nie chciał jednak głosować na katolika i ostatecznie WAK uzyskała zaledwie kilka procent głosów. "Polsko oparta na dziedzictwie swych świętych męczenników! Nie możesz być bierna!" - apelował jeden z hierarchów, protestując przeciw liberalizmowi i "pseudonowoczesnemu państwu", które "ruguje z instytucji życia narodu Boże znaki, osuwa to, co polskie, święte i nasze w półmrok nowych katakumb". Pomiędzy częścią hierarchów, którzy domagali się, by państwo było narzędziem Kościoła w misji zbawienia (inaczej bowiem stanie się "gruzowiskiem, na którym panuje książę ciemności"), a społeczeństwem uznającym te działania za totalitarne doszło więc do swoistej zimnej wojny. Jarosław Gowin, autor "Kościoła po komunizmie", twierdzi, że konflikt ten rozgrywał się na różnych płaszczyznach: począwszy od "ateizmu tramwajowego", czyli ideologicznej niechęci wobec Kościoła, poprzez "teorię bumerangu", która zakładała, że hierarchia przekracza granice wyznaczane przez demokrację, po "teorię oswajania", w myśl której jej rolą było "apelowanie do sumień z łagodnym uśmiechem" i zapomnienie o grzechu.

Zakaz politykowania
- Niechęć do Kościoła jako instytucji politycznej jest wyraźna od początku mijającej dekady. W komunizmie katolicyzm liczył się jako siła i realna przeciwwaga dla wiodącej i monolitycznej partii. Dziś Kościół jest tylko "jednym z wielu" uczestników gry politycznej i jedynie co dziesiąty Polak życzyłby sobie jego większej ingerencji w życie publiczne - mówi dr Andrzej Flis, współautor książki "The Future of Religion" ("Przyszłość religii").
Antyklerykalne postawy polskich katolików wynikają m.in. z tego, że jedynie 15 proc. z nich pogłębia swoją wiarę, reszta zaś przyjmuje ją na zasadzie świeckiego rytuału. Po niedzielnej mszy wracają do "normalnego życia", gdzie o wyborach politycznych i moralnych decydują inne czynniki niż wskazania proboszcza czy wikarego. Socjologowie zauważają, że stabilna, ale "letnia" religijność decyduje o tym, iż w Polsce właściwie nie ma miejsca na fundamentalizm, ale też nie uformowały się trwałe ruchy chadeckie. Co więcej, badania CBOS pokazują, że prawie 80 proc. Polaków nie poparłaby ugrupowania, które podstawą swego programu uczyniłoby wartości katolickie.
Badania ujawniają też, że im bardziej Kościół zachęca do konkretnych wyborów politycznych, tym mniej jest słuchany. Podczas ostatnich wyborów prezydenckich okazało się, że na Mariana Krzaklewskiego i Jana Łopuszańskiego, czyli chrześcijańskich kandydatów, głosowało zaledwie trzy miliony wyborców, podczas gdy odbiorcy Radia Maryja, najbardziej aktywnego katolickiego lobby, to grupa prawie pięć milionów słuchaczy. Oznacza to, że prawie połowa najbardziej tradycyjnych katolików wybrała innych niż chrześcijańscy kandydatów i to niekoniecznie prawicowych. Sama "prawicowość" kojarzy się zresztą wielu katolikom raczej z liberalnym podejściem do gospodarki i konserwatywnym do obyczajów, niż z troską o interes Kościoła.

Bilans zysków i strat
- To paradoks, ale utrata wpływów politycznych może być oznaką siły. Kościół nie musi już inwestować w politykę, aby uzyskać społeczne poparcie. Mimo że traci znaczenie w takich dziedzinach, jak kul-tura czy nauka, rośnie jego żywotność w sferze czysto religijnej - mówi prof. Andrzej Wójtowicz, socjolog religii. - Kościół nie ma politycznego zaplecza, bo go nie potrzebuje. Dużo istotniejsze jest to, że polska prawica nie ma zaplecza kościelnego, mimo iż bardzo by się jej ono przydało - dodaje prof. Jadwiga Staniszkis.
Kościół przechodzi dziś etap "łagodnej rezygnacji" i "ewolucji dążeń". W pierwszym okresie, kiedy usiłowano wpływać na decyzje wyborców, relacje między państwem a Kościołem kształtowały się niemal jak w monarchii konstytucyjnej (duńskiej czy brytyjskiej), gdzie głowa Kościoła jest jednocześnie głową państwa. Podpisanie konkordatu przybliżyło jednak Polskę do modelu obowiązującego w Austrii, Niemczech, Włoszech czy Portugalii, gdzie stosunki między Kościołem a państwem można określić mianem przyjaznej separacji. Związki obu instytucji powstają podczas działań, które wymagają zaangażowania członków wspólnot religijnych i administracji państwowej.
Dziś jednak polski układ zaczyna przypominać model francuski - z silnym podziałem na to, co "świeckie" i na to, co "święte". Od modelu francuskiego różni nas jednak to, że polski Kościół nie do końca zaakceptował demokrację. Na szczęście liczba jej przeciwników w ostatnich pięciu latach znacząco spadła. To między innymi zasługa niektórych księży i biskupów, na przykład Józefa Tischnera czy Tadeusza Pieronka, którzy nigdy na demokrację się nie obrazili i dostrzegali błędy własnego środowiska. "Wrogość Kościoła wobec demokracji była czymś tak oczywistym, jak śnieg zimą, a upały latem" - napisał ks. prof. Józef Tischner.
- Walka z demokracją nie przyjmuje już postaci topornych deklaracji w rodzaju "wolność sumienia jest niedorzecznością", deprecjonuje się ją jednak jako "cywilizację śmierci".U podstaw tego systemu leżą wartości niezrozumiałe dla religijnych przywódców. Widać to było na konferencjach ONZ w Pekinie, Kairze czy w Nowym Jorku, gdzie Kościołowi katolickiemu bliżej było do krajów muzułmańskich niż zachodnich demokracji - komentuje dr Andrzej Flis.

Zdolność adaptacji
"Powstanie państwa wyznaniowego byłoby katastrofą dla samego Kościoła" - twierdzą liberalni publicyści katoliccy. Nie dążąc do utworzenia państwa Bożego na ziemi, część biskupów i księży chce zachować jednak prawo głosu w istotnych kwestiach. Biskup Jan Chrapek poparł na przykład ideę przystąpienia Polski do Unii Europejskiej, apelując do wiernych: "Pokochajmy Europę, by wypiękniała jednością". To dowód na to, że Kościół jest instytucją odnawialną, skłonną do debaty, powracającą do swej pierwotnej roli, którą nie było rządzenie, lecz nauczanie. - Kościół katolicki posiada zdolność bardzo szybkiej adaptacji, jest wręcz konformistyczny. Widać to było w błyskawicznym przystosowaniu się do różnych reżimów - mówi prof. Andrzej Wójtowicz. Niektórzy przekonują, że rezygnacja Kościoła z dominacji w państwie wynika z tego, że w erze globalizacji poszczególne kraje tracą znaczenie, a władza niekoniecznie wiąże się ze strukturami administracyjnymi. - Być może Kościół prowadzi politykę, która znajduje się poza naszym wyobrażeniem - konstatuje prof. Jadwiga Staniszkis.

Więcej możesz przeczytać w 44/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.