Mimo, że jak do tej pory w całej Polsce przyszło na świat ponad 10 tys. dzieci poczętych in vitro, nadal nie ma szans na refundację pełnopłatnego leczenia tzw. prokreacji wspomaganej. Wciąż jest to luksus "tylko dla bogatych". Zapłodnienie in vitro kosztuje od 2 do 5 tys. zł. Mikromanipulacja o 500 zł więcej. Leki do stymulacji hormonalnej: od 2 do 4 tys. zł.
Wśród 25 państw członkowskich UE tylko Polska nie refunduje kosztów leczenia bezpłodności. W Danii, Holandii, Szwecji, Czechach, Słowacji refundowane są trzy cykle in vitro. We Francji i Niemczech - cztery. Na Węgrzech - pięć. W Macedonii - państwo pokrywa 80 proc. kosztów leczenia. Nawet w konserwatywnych i katolickich Włoszech ubezpieczenie obejmuje pełen koszt leków i część kosztów procedury medycznej. Pod tym względem zawsze Polska pozostawała w tyle za innymi krajami Europy (obok Rosji, Rumunii i Mołdawii) i wszystko wskazuje na to, że ten dystans będzie się powiększał.
Należy przyznać, że technika in vitro nie jest etycznie jednoznaczna. Nie uznaje jej kościół katolicki, ponieważ "manipulacje" z zarodkami kościół odbiera jako manipulacje na pełnoprawnych istotach ludzkich, a ewentualne niszczenie zarodków jak morderstwo. Należy uszanować tę postawę, ale trzeba też zwrócić uwagę na fakt, że doktryny Kościoła były zawsze krok za nauką. W 1300 r. papież Bonifacy VIII specjalną bullą zabronił lekarzom dokonywania sekcji zwłok, ponieważ wedle papieskiego wyjaśnienia, " dzielenie ciała" utrudniało połączenie się z nim duszy w dniu Sądu Ostatecznego. Kościół długo sprzeciwiał się także przetaczaniu krwi i transplantacjom. Teraz przyszedł czas na in vitro, co nie przeszkodziło krajom rozwiniętym wybrać tzw. "wyższe dobro".
Z wypowiedzi niektórych polityków obecnej elity rządzącej w Polsce wynika, że kwestie etyki katolickiej są dla nich ważniejsze niż dobro setek tysięcy zdesperowanych kobiet, bezskutecznie starających się o potomstwo i najchętniej zakazaliby oni całkowicie stosowania techniki in vitro. Wydają się nie rozumieć, że ani dłuższe urlopy macierzyńskie ani 800 złotych becikowego rosnącego problemu bezpłodności w Polsce nie rozwiążą. Premier Marcinkiewicz deklaruje, że wciąż chce powołania Kluzik-Rostkowskiej na pełnomocnika rządu ds. rodziny i kobiet. LPR proponuje na to stanowisko swojego specjalistę z nurtu narodowo-katolickiego. Należy mieć tylko nadzieję, że w tym wypadku rozsądek wygra z doktryną, w przeciwnym razie skazujemy się na dyktat religijnych dogmatów, które - paradoksalnie - stoją czasem w sprzeczności z dobrem jednostki. A stąd bliżej nam będzie niestety do Iranu niż do Unii Europejskiej.
Kaja Szafrańska