Jak zarobić na polityku

Jak zarobić na polityku

Dodano:   /  Zmieniono: 
Sejm i posłowie stali się jednym z większych pracodawców w kraju. Zatrudniają m.in. kreatorów wizerunku, pisarzy przemówień, ekspertów i specjalistów od PR.
Dzięki posłom setki osób zarabiają na życie. Sejm stał się jednym z największych pracodawców w kraju
Z posad parlamentarnych oficjalnie żyje 460 posłów, kilkuset asystentów i pracowników biur poselskich oraz ponad 1,5 tys. pracowników Kancelarii Sejmu. Na ich wynagrodzenia podatnicy wydają prawie 70 mln zł rocznie. Ale Sejm, a raczej zasiadający w nim politycy, dają pracę znacznie większej grupie osób, choć o większości z nich głośno się nie mówi.

Kreatorzy wizerunku
Parlamentarzyści, zanim pokażą się publicznie, pierwsze kroki coraz częściej kierują do specjalistów od kreowania wizerunku. - Niektórzy trafiają do nas na długo przed wyborami. Uczą się wszystkiego od podstaw: ubierania się, reakcji na stres i sytuacje kryzysowe, nieulegania wpływom i wpływania na innych - mówi Eryk Mistewicz, który marketingu politycznego uczył się we Francji i Szwajcarii. Zalicza się go do jednego z najdroższych doradców politycznych. Na luksus posiadania własnego eksperta od kreowania wizerunku mogą sobie pozwolić tylko nieliczni - zazwyczaj są to najbogatsi posłowie lub szefowie ugrupowań. Cena takiej usługi na wyłączność jest szacowana na kilka tysięcy dolarów miesięcznie. Czy to się opłaca? Rady czasem są banalnie proste, ale również skuteczne. W kuluarach krąży opowieść o tym, jak jeden z byłych marszałków Sejmu miał wystąpić w programie `Linia specjalna`. Polityk panicznie się bał znanej z zadawania trudnych pytań Barbary Czajkowskiej. Na chwilę przed programem jeden z doradców szepnął mu kilka słów na ucho. Przez cały program marszałek z uśmiechem i bez namysłu odpowiadał na pytania. Okazało się, że specjalista poradził mu, aby polityk wyobraził sobie, że prowadząca program siedzi przed nim nago.
Partie dbają o swoich posłów, zatrudniając kilku ekspertów różnych specjalności, którzy doradzają wszystkim parlamentarzystom. Kompleksowa usługa takiego `konsorcjum` to 60-100 tys. zł miesięcznie. W zamian posłowie otrzymują m.in. zajęcia z mowy ciała, pełne portfolio fotograficzne (mogą potem przekazać zdjęcia np. do prasy), zajęcia z zasad ordynacji wyborczej (finansowanie kampanii itp.). Czasem w cenę, ale tę zbliżoną do górnej granicy, wliczony jest także tzw. monitoring wyprzedzający. Znanymi sobie tylko sposobami eksperci dowiadują się, co może pojawić się w mediach na temat polityków, którymi się opiekują, i starają się uprzedzić atak oraz zbudować strategię obrony.

Pisarze
Majętny parlamentarzysta nie musi się męczyć nad stworzeniem porywającego i zarazem inteligentnego przemówienia. Na korytarzach Sejmu nie jest trudno natknąć się na twórców przemówień na zamówienie. Dotychczas najpopularniejszym twórcą przemówień był dr Wojciech Padowicz, pracownik jednej z państwowych instytucji, po dwóch fakultetach. W Sejmie tylko sobie dorabiał. - Kiedyś to na tym się zarabiało - wspomina z rozmarzeniem. Jako złote lata określa kadencje: 1993-1997 (rządy SLD-PSL) oraz kolejną, czyli rządy AWS-UW. - Teraz trochę wycofuję się z branży, piszę coraz mniej - zastrzega.
Przeciętna stawka w branży to ok. 150 zł za stronę maszynopisu. Standardowe przemówienie poselskie mieści się zwykle na trzech stronach. - Czasem można jeszcze ekstra zarobić na poprawkach - gdy trzeba pilnie wprowadzić zmiany. Takie ekspresowe zlecenie kosztuje 100-150 zł - mówi Padowicz. Środowisko sejmowych murzynów skarży się jednak, że posłowie niezbyt terminowo płacą i targują się o każdą złotówkę. Bywa nawet, że płacą tylko za część wystąpienia, twierdząc, że nie mają przy sobie pieniędzy, a potem udają, że nie pamiętają o długu.
Twórcy przemówień ograniczają się do napisania tekstu i sprawdzenia, czy nie jest za długi. Czytający musi zmieścić się w czasie określonym przez regulamin sejmowy (zazwyczaj 5 minut). Swoich klientów nie uczą natomiast, jak odczytywać ich tekst. - Kiedyś próbowałem, ale machnąłem na to ręką - przyznaje Padowicz. Efekty tego słychać z mównicy.
Kilka ugrupowań ma na stanie autorów przemówień pracujących dla nich na wyłączność. Zazwyczaj ludzie ci są na etatach partyjnych lub klubowych doradców. Sejmowi murzyni twierdzą jednak, że zapotrzebowanie na ich usługi stale maleje. Ich zdaniem, jest coraz mniej merytorycznych wystąpień, za to stale się zwiększa ilość pyskówek. A do tego posłom akurat nie trzeba pomocy.

Eksperci
Część osób z grupy piszących przemówienia zmieniła profil działalności. Zaczęli przygotowywać posłom ekspertyzy. - To jest trudniejsza praca i dużo żmudniejsza. Trzeba być na bieżąco z tym, co się dzieje z daną ustawą. Ekspert musi biegać po komisjach, a potem zastanawiać się, jakie praktyczne skutki będą miały wprowadzone przepisy - wyjaśnia Padowicz. Przeciętnie za ekspertyzę dostaje się ok. 1 tys. zł. Sztuka polega więc na znalezieniu dobrego posła. Tylko w 2003 roku Anna Sobecka z LPR na ekspertyzy i opinie wydała aż 29 500 zł, czyli 23 proc. budżetu swojego biura poselskiego. Posłanka nie chce zdradzić, ilu ekspertów zatrudnia. Przyznaje natomiast, że doradcy pomagają jej m.in. przygotowywać interpelacje (zgłosiła ich już 300) i zapytania poselskie (53).
Posłowie lubią zatrudniać także pomocników prowadzących własne firmy. Z dwóch takich współpracowników korzystał m.in. Bogdan Klich. - Zatrudniałem dwie osoby na umowę o usługach asystenckich. Miałem asystenta prawnego prowadzącego własną firmę i asystentkę z własną działalnością gospodarczą - przyznaje poseł. Prawnik zarabiał u posła ok. 1,6 tys. zł netto.
Teraz jako eurodeputowany Bogdan Klich dotychczasową asystentkę zatrudni na etacie, prawnik prawdopodobnie pozostanie na outsourcingu.
Z Sejmu utrzymują się również drobni przedsiębiorcy, tacy jak np. dwuosobowa firma Elegance Collection z Pułtuska, która produkuje krawaty w biało-czerwone pasy dla Samoobrony. Jacek Żurawiński, właściciel firmy, liczy na kolejne zamówienia. Mimo że wzór krawatów Samoobrony nie jest zastrzeżony, nie zamierza zalać nimi rynku.
- Podobne widziałem w hurtowni, ale nie było na nie wzięcia. Takie krawaty służą przede wszystkim do przyciągnięcia wzroku klienta - twierdzi Żurawiński. Podobnie jak produkty kreatorów wizerunku, sejmowych pisarzy i ekspertów.

Koszty marketingu politycznego
- Sesja fotograficzna (zdjęcia nie pozowane, ale stylizowane na reporterskie - tak aby mogły zostać wykorzystane przez prasę zamiast zdjęcia zrobionego przez fotoreportera): 2-4 tys. zł.

- Szybkie przygotowanie posła do programu telewizyjnego typu `Forum` lub `Sprawa dla reportera`: 2-5 tys. zł.
- Pełna `obsługa` posła (będącego na końcu pierwszej linii lub na początku drugiego garnituru partyjnego, czyli np. zastępcy szefa klubu parlamentarnego czy szefa mniej istotnej komisji sejmowej): 5-15 tys. zł miesięcznie.
- Zarządzanie sytuacją kryzysową (np. gdy klient zostanie posądzony o pracę dla służb specjalnych, przyjęcie łapówki czy romans): 10-50 tys. zł.