Sadło na zimę

Dodano:   /  Zmieniono: 
Ceny surowców biją światowe rekordy, ale koniunkturę wykorzystują tylko nieliczne kopalnie i koksownie
W Zakładach Koksowniczych Wałbrzych prezes Henryk Turkosz z wielkim żalem mówi o zlikwidowaniu wałbrzyskich kopalń węgla. - To byli nasi główni dostawcy surowca, teraz musimy go sprowadzać z Górnego Śląska - skarży się. Skąd taka nostalgia za nierentownymi, przestarzałymi kopalniami? Od początku roku panuje światowa hossa na stal, a zatem i niezbędny do jej wytopu koks. Jego ceny przez ostatnie pół roku szaleńczo rosły. Koks chiński, który wyznacza ceny światowe, zdrożał z 200 do 400 USD za tonę, a polski w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy podrożał o kilkadziesiąt procent. Polska jest drugim eksporterem tego surowca po Chinach, a wałbrzyska koksownia wysyła za granicę 60 proc. produkcji.
Z surowcowej hossy korzystają nie tylko koksownie, ale też kopalnie węgla kamiennego. Węgiel koksujący osiągnął cenę 110-120 USD za tonę, opałowy - 70 USD, wzrosty wyniosły odpowiednio 110 i 40 proc. Cieszą się również górnicy z KGHM i nafciarze z PKN Orlen.
Błyskawiczna wspinaczka cen, wysoki popyt na świecie i dodatkowo dobra koniunktura w kraju postawiły te spółki w komfortowej sytuacji zgarniania ekstradochodów. Jak je wykorzystują zarządy?

UŚPIENI PIENIĘDZMI
- Koniunktura uśpiła wiele firm. Nieoczekiwanie polepszyła im się dochodowość i rentowność. Nie mają "drajwu", żeby coś robić - krytycznie ocenia prof. Piotr Płoszajski, teoretyk zarządzania ze Szkoły Głównej Handlowej (SGH). Wskazuje na analogię między sytuacją niektórych polskich firm surowcowych a Rosją, której ogromne wpływy ze sprzedaży surowców odbierają ochotę na zmienianie czegokolwiek w gospodarce.
Jest w tym sporo prawdy. PKN Orlen - jak powiedział nam jego prezes Igor Chalupec - dopiero w grudniu ma zamiar przedstawić nową strategię spółki i sposób gospodarowania pieniędzmi. Wszystko przez długotrwałe przepychanki w kierownictwie. Dopiero w połowie października ukonstytuował się w miarę stabilny zarząd spółki, którego członkowie otrzymali nowe zakresy obowiązków. Mimo zwiększonych przychodów, spółka będzie dbać o ograniczanie kosztów. Prezes Chalupec zapowiedział wprowadzenie centralnego systemu zakupów dla wszystkich jednostek. Powstaną też zupełnie nowe piony zarządzania kosztami i informatyką.
W III kwartale tego roku marże rafineryjne wynosiły 5,8 USD za baryłkę wobec 2,2 USD rok wcześniej. Pozwoliło to spółce zwiększyć zysk od lipca do października o dodatkowe 200 mln zł. Hanna Kędziora, analityk z DI BRE Banku mówi jednak wprost, że dla spółki o tak wysokich przychodach dodatkowe 200 mln zł uzyskanych dzięki koniunkturze na światowych giełdach nie ma większego znaczenia. - Nawet przy słabszej koniunkturze Orlen cały czas generuje zyski i nie zabraknie mu pieniędzy na inwestycje - zauważa. - Wyższe niż spodziewane zyski z pewnością mają wpływ na sposób zarządzania firmą, ale trudno ustalić, jaki - przyznaje też Kędziora.
Można podejrzewać, że dodatkowe pieniądze zachęcą Orlen do intensywniejszych zabiegów o zakup udziałów w Grupie Lotos. Szefowie płockiego koncernu będą również chcieli powstrzymać proces utraty udziałów w rynku paliw, a także podnieść efektywność dystrybucji (chodzi o poprawę zyskowności na jednego zatrudnionego) - przewidują analitycy.

BEZ SZALEŃSTW
Podobnie jak Orlen, również zarząd Kompanii Węglowej nie spieszy się z dostosowaniem firmy do lepszej koniunktury. Jak powiedział nam prezes Kompanii Maksymilian Klank, w tej chwili opracowywana jest strategia na najbliższe lata. Najważniejsze będzie ograniczanie kosztów i wzrost wydajności pracy. - Zamierzamy wydobywać węgiel wyższej jakości, żeby uzyskiwać za tę samą liczbę ton wyższe przychody - tłumaczy Klank.
Jak kompania wykorzysta 400 mln zł planowanego na ten rok zysku netto? Z wyższych o 31 proc. niż przed rokiem cen węgla przede wszystkim skorzystają pracownicy. Kompania chce podnieść płace górnicze o 3,2 proc. Zmieni się też system sprzedaży węgla - kompania zrezygnuje z pośredników w transakcjach z energetyką, a odbiorcom indywidualnym węgiel sprzedawać będzie 200 autoryzowanych dilerów. Prezes Klank nie ma w planach inwestycji o charakterze ekstensywnym, czyli nie będzie uruchamiał nowych pokładów czy zwiększał zatrudnienia. Przeciwnie - w tym roku z 21 kopalń, należących do kompanii, odeszło już 3,5 tys. górników.
Nie ma więc przejadania dodatkowych zysków (chyba że za takie uznamy podwyżki płac), ale również wielkiego inwestowania w przyszłość. Kompania wciąż liczy na kroplówkę z budżetu. Teraz czeka na dofinansowanie kolejnymi 900 mln zł. A jak mówi Piotr Płoszajski, dotacja, jak każdy "łatwy pieniądz", demobilizuje.
Śmielej gospodaruje pieniędzmi Jastrzębska Spółka Węglowa (JSW). Przymierza się do dokupienia, do posiadanych już 46 proc., kolejnych 20 proc. udziałów w koksowni "Przyjaźń". Koksownia ta jest teraz łakomym kąskiem, przez trzy kwartały zarobiła na czysto 700 mln zł. Bez wątpienia akceleratorem tej transakcji jest koksowa hossa.

WYDAĆ, BY MNIEJ WYDAWAĆ
Trzy lata dekoniunktury, zdaniem prof. Krzysztofa Obłoja, nauczyły zarządy pokory, co widać po planach na "dobre czasy". W większości nie są one porywające. - Pieniądze w tym roku wydajemy głównie na remonty i drobne inwestycje oraz spłatę zobowiązań z lat poprzednich - opowiada prezes Turkosz.
- Bez pieniędzy z koniunktury zakres modernizacji byłby mniejszy, ale nie byłoby zagrożenia dla istnienia spółki - tłumaczy prezes, który osiąga w koksowni zyski, choć do 62. roku życia nie miał z tą branżą nic wspólnego. Przez 22 lata był urzędnikiem szczebla wojewódzkiego.
W tegorocznym planie KGHM przychody wyniosą 5,9 mld zł i - dzięki wysokim cenom miedzi - będą o 800 mln zł wyższe od zakładanych. Zysk sięgnie 1,3 mld zł (zamiast planowanych 700 mln zł). Mimo to Polska Miedź przedstawiła dość skromny jak na tak wysoki skok cenowy miedzi (z 1600 do 2500 USD/tonę) program inwestycyjny. Głównie ma on chronić spółkę w czasie spadku cen, który prędzej czy później nastąpi.
- Większość dodatkowych pieniędzy przeznaczymy na inwestycje obniżające koszty produkcji - tak, aby wytrzymać ceny miedzi na poziomie 1500 USD za tonę i nadal być rentownym - wyjaśnia Dariusz Wyborski, rzecznik koncernu. Obecny zarząd ogromną wagę przykłada do polityki zabezpieczenia przed ryzykiem zmian cen metali i kursów walut. To nie jest nowy element w zarządzaniu spółką, ale, jak przekonuje Wyborski, do 2002 roku element zabezpieczenia przed ryzykiem nie był tak istotną cześcią zarządzania jak obecnie.
Michał Marczak, analityk z DI BRE Banku, wskazuje na trzy niezbędne dla spółki przedsięwzięcia: budowę nowego pieca fluidalnego, modernizację elektrowni Głogów i Polkowice za 700 mln zł oraz przygotowanie do eksploatacji głębokich pokładów w Głogowie. - KGHM chce mieć własną energię, bo jej zakup stanowi dla spółki główny koszt, remontuje i zabezpiecza pokłady, na co w dekoniunkturze nie miał pieniędzy. To w jakimś stopniu obniży ich koszty, a one będą kluczowe przy niższych cenach miedzi - analizuje Marczak z DI BRE Banku. - Coś z koniunktury skapnie i akcjonariuszom w postaci dywidendy, ale to z pewnością znów wzburzy związki zawodowe - dodaje.
Beneficjenci hossy są ostrożni. Inwestują raczej w modernizację, a nie w nowe przedsięwzięcia. Łagodzą też huraoptymistyczne opinie panujące na rynku. Prezes Turkosz przyznaje, że cena sprzedawanego koksu co prawda podwoiła się, ale też podobnie zdrożały wyroby stalowe, które są wykorzystywane do remontu urządzeń koksowniczych. Spółki węglowe z kolei narzekają, że z wysokich cen korzystają przede wszystkim kopalnie sprzedające na eksport, bo za granicą ceny poszły w górę o 110 proc., podczas gdy w kraju jedynie o 10 proc. Zatem pieniądze na zmiany mają tylko nieliczni. Kokosów nie zarabia na przykład Kompania Węglowa, która jedynie 1/3 węgla eksportuje.
Duże spółki, takie jak KGHM, Orlen czy Kompania Węglowa wydają się albo obojętne na większe dochody, albo - co gorsza - nieprzygotowane do ich zagospodarowania. Strategie Kompanii czy Orlenu pojawią się dopiero w końcu roku. Można zaryzykować twierdzenie, że Orlen, Kampania czy KGHM nie miały gotowego scenariusza "na surowcową hossę". Stąd opóźnienia w zmianach w zarządzaniu mogą je sporo kosztować i zaowocować szokiem cenowym, kiedy ceny ropy, metali czy węgla zaczną pikować w dół.
Mniejsze spółki do zmian podchodzą ostrożnie, raczej modernizują niż inwestują. To może być za mało, żeby zgromadzone sadło zabezpieczyło je przed bessą.

CO FIRMY POWINNY ZROBIĆ PODCZAS HOSSY
- modernizować majątek i przeprowadzać remonty zaniedbane podczas bessy,
- inwestować w obniżenie kosztów (tańsze źródła energii, racjonalizacja sieci dystrybucji,
tworzenie systemów ochrony przed ryzykiem cenowym i kursowym),
- szukać intensywnych, a nie ekstensywnych metod poprawy efektywności (podnosić
wydajność pracy, a nie zwiększać zatrudnienie),
- poszukiwać nowych źródeł zwiększenia przychodów przez przejęcia.

Prof. Krzysztof Obłój, teoretyk zarządzania, o zachowaniu spółek podczas koniunktury:
W okresie hossy spółki powinny po pierwsze inwestować we wzrost, to znaczy powiększać zdolności wytwórcze, dywersyfikować działalność, umiędzynaradawiać aktywność np. przez fuzje i przejęcia. W praktyce spółki, czasami nieświadomie, odkładają sobie "sadło" na gorsze czasy. Są to rezerwy w postaci nowych technologii, które idą na półkę, bo na razie nie opłaca się ich wdrażać, zakupy maszyn, które przez jakiś czas stoją bezużyteczne lub wykorzystywane są tylko cześciowo. W ten sposób zarządy przygotowują spółkę na wyższe koszty i niższe ceny w okresie dekoniunktury. Jest to działanie racjonalne długookresowo, a nieracjonalne w krótkim czasie.
W koniunkturze organizacje nie liczą się z redukcją kosztów, nie kontrolują ich tak rygorystycznie jak wtedy, gdy jest bessa.
Korzystnym działaniem jest wcześniejsze przygotowanie się na lepszą koniunkturę w postaci strategii czy nawet poczynienia inwestycji. Czy można przeinwestować w okresie dobrej koniunktury? Jest taka obawa, ale to jest rzecz naturalna. Menedżerowie nie mogą jednak być asekurantami; pewne ryzyko poniesienia nadmiernych inwestycji zawsze istnieje.
Nie obawiałbym się jednak plagi przeinwestowania, bo polscy menedżerowie przeszli już lekcje 3-letniej dekoniunktury i wiele się nauczyli. Są ostrożniejsi. Nie sądzę też, by przejedli zarobione pieniądze.