Twierdzą, że tracą

Twierdzą, że tracą

Dodano:   /  Zmieniono: 
W następnej kadencji w parlamencie może już nie być żadnego biznesmena
Czy biznes idzie w parze z polityką? Posłowie prowadzący firmy narzekają, że przez pracę w Sejmie tracą pieniądze. Po co więc zajmują się polityką? - Bo ktoś musi się znać na gospodarce od strony praktycznej, inaczej decydować będą teoretycy i związkowcy - odpowiadają.
Jednak szefowie Platformy Obywatelskiej zapowiadają, że na listach wyborczych ich ugrupowania do Sejmu nie będzie już miejsca dla osób prowadzących działalność gospodarczą. Choć żaden z liderów PO nie chce powiedzieć tego wprost, po prostu obawiają się, że biznesmeni kandydują do Sejmu tylko dlatego, że liczą, iż na posłowaniu zrobią dobry interes. Jeśli zapowiedź zostanie zrealizowana, to Platforma, a w konsekwencji cały Sejm (najwięcej biznesmenów jest w PO) może stracić zaplecze w postaci osób znających gospodarkę od strony praktycznej.
Sprawdziliśmy, czy posiadanie mandatu poselskiego pomaga w prowadzeniu interesów. Tegoroczne wyniki firm kierowanych przez parlamentarzystów porównaliśmy z efektami, jakie osiągali przed tym, zanim zostali posłami. Zmiany nie są oszałamiające. Przyczyn poprawy sytuacji firm będących ich własnością należy szukać raczej w lepszej koniunkturze niż w tym, że interesami kierują politycy, zwłaszcza że część zysków to wynik redukcji zatrudnienia. Innym pomogła przezorność. - Moje gospodarstwo przyniosło zysk tylko dlatego, że zaczęły owocować najmłodsze drzewka - przyznaje właściciel dużego sadu Roman Jagieliński (PLD).
W trakcie kadencji powoli wykruszały się osoby, które jednocześnie zasiadały w ławach poselskich i kierowały firmami. Po trzech lata prezesowania JW Construction Barbara Blida zrezygnowała ze stanowiska prezesa. - Brakuje mi czasu na łączenie obu funkcji, a poza tym miałam też problemy zdrowotne. Przeszłam na drugą linię, pozostałam w zarządzie firmy, oddałam jednak stery - przyznaje posłanka SLD.
Zdaniem parlamentarzystów biznesmenów, to, że łączą interesy z posłowaniem, raczej nie pomaga im w prowadzeniu firm, wręcz to utrudnia. Po co więc zasiadają w Sejmie, skoro, jak sami twierdzą, nie robią na tym kokosów? - Nie zawsze słucha się ekspertów sejmowych, dlatego my służymy pomocą i naszą wiedzą. Do tego jesteśmy tani, bo przecież zarabiamy w firmach, Sejm nie łoży więc na nasze utrzymanie - przyznaje Blida. Inni mówią dokładnie to samo.
Z dotychczasowej praktyki, a właściwie z rubryk kryminalnych w dziennikach, wynika, że na korupcję podatni są raczej politycy nieprowadzący własnego biznesu. Co więcej, biznesmeni nie byli również nigdy przyłapani na tzw. patologicznym lobbingu.
Jednak posłowie, choć zaklinają się, że prowadzą przejrzyste interesy, czasami nie chcą ujawnić nawet podstawowych informacji o swoich firmach. Mirosław Drzewiecki najpierw w ogóle zapomniał o złożonej nam obietnicy, potem obiecywał, że wypełni ankietę dotyczącą rozwoju firmy w ciągu trzech dni. W międzyczasie pojechał na urlop i z pola golfowego we Włoszech kajał się, że nie ma jak nam odpowiedzieć na pytanie. Z kolei Edmund Borawski długo nie chciał rozmawiać o swojej firmie. W końcu zgodził się odpowiedzieć pisemnie. Poprosił o przesłanie ankiety faksem. Okazało się, że numeru, który nam podał, po prostu nie ma. Jak powszechnie wiadomo, posłanka Renata Beger jest szczerą kobietą. Jednak interesy prowadzone przez nią wspólnie z mężem są dla niej tematem tabu i informacji na ich temat nie udziela.

Mali i Średni rezygnują
Z poselskich statystyk wynika, że biznesmeni wcale nie garną się do polityki.
W obecnej kadencji mandaty poselskie zdobyło zaledwie kilkanaście osób prowadzących własną działalność gospodarczą (łącznie z rolnikami będącymi właścicielami przemysłowych hodowli zwierząt lub wielkich areałów). W dodatku, po zdobyciu mandatów część przedsiębiorców natychmiast zrezygnowała, przynajmniej oficjalnie, z kierowania swoimi firmami. Udziały zostały błyskawicznie przepisane na rodzinę.
- Siedzę na Wiejskiej od wtorku do soboty. Niech dzieci poprowadzą gospodarstwo. One i tak później przejmą je w spadku, niech więc się wprawiają - tłumaczy Józef Gruszka, który oddał swoją hodowlę gęsi (700 sztuk) w zarządzanie potomkom. Przewodniczący komisji śledczej przyznaje jednak, że czasem rzuca gospodarskim okiem na to, co się dzieje. - W sumie to firma rodzinna, bo mieszkamy razem - uśmiecha się. Poseł nie tylko ma kłopot z głowy, ale również zyskał comiesięczną wypłatę. Jako parlamentarzysta zawodowy dostaje większą dietę.
Dokładnie tak samo tłumaczy rezygnację z kierowania zajazdem i hotelem Zbigniew Witaszek. - Synowie są po szkole gastronomicznej, to sobie poradzą. Ja nie mam czasu - przekonuje.
Firmy na rodziny przepisali w tej kadencji głównie mali i średni przedsiębiorcy. Do sprawy podeszli biznesowo i wyliczyli, że dodatkowy zysk w postaci uposażenia posła zawodowego (9240 zł) jest sporą korzyścią.

Wielcy narzekają i dalej kierują
W prowadzeniu biznesu najbardziej przeszkadza konieczność przebywania w parlamencie. W Sejmie posłowie muszą spędzać co najmniej trzy dni w tygodniu. Coraz częściej obrady zwoływane są co tydzień. Jeśli firma ma siedzibę poza stolicą, nie ma jak nią kierować.
- Tak naprawdę przez to, że jestem posłem, moja firma ponosi straty. Rzadko bywam na miejscu, a więc mam mniej informacji. Z tego powodu wolniej podejmuję decyzje. I właśnie przez to tracę pieniądze, bo konkurenci są szybsi - twierdzi Jacek Bachalski (PO), właściciel m.in. sieci szkół językowych.
- Zaledwie 10 procent czasu poświęcam firmie, całą resztę muszę wkładać w to, co robię w parlamencie. Zwłaszcza że ostatnio posiedzenia zwoływane są co tydzień - utyskuje Mirosław Drzewiecki, współwłaściciel i prezes zarządu firmy InterMak specjalizującej się w handlu tkaninami.
Część sejmowych biznesmenów, np. Drzewiecki i Schetyna, stara się oddzielić politykę od tego, co robią poza Sejmem. Dlatego wybrali do pracy komisje edukacji lub kultury. Większość parlamentarzystów jednak dzieli się swoją wiedzą i doświadczeniem z kolegami. Jacek Bachalski pracuje w komisji gospodarki. Członkiem tej samej komisji jest również Roman Jagieliński, właściciel dużego sadu.
Choć biznesmeni starają się pomagać kolegom w tłumaczeniu zawiłości gospodarczych, mają poczucie, że uprawiają sztukę dla sztuki. - Szlag mnie czasem trafia. Szkoda mi po prostu zmarnowanego czasu. Mam dużą wiedzę, ale w Sejmie nikt mnie nie słuchał - narzeka Blida. Posłanka walczyła m.in. o wprowadzenie korzystnych dla inwestorów zmian w prawie budowlanym, ale poniosła porażkę. Do tego usłyszała, że uprawia lobbing.
Po co więc mając mandaty, zajmują się biznesem? - Tak naprawdę firma przeszkadza mi w posłowaniu, ale mam pewność, że jeśli odejdę z polityki, będę miał stałe źródło utrzymania - przyznaje Jagieliński. On sam firmie przygląda się głównie w weekendy. Na co dzień gospodarstwem zarządza żona oraz syn.

Konfitury są w Sejmie, ale nie dla wszystkich
Z posłowania są też korzyści. Ryszard Bonda (obecnie eks-Samoobrona) po wyborach był przedstawiany jako biznesmen. Potem nagle z jego elewatorów zniknęło 27 tysięcy ton zboża o wartości 11 mln zł. Ponadto prokuratura oskarża go o wyłudzenie 48 tys. zł. Korzystając z immunitetu, długo ukrywał się przed wymiarem sprawiedliwości. Z tych przywilejów korzystało także kilku innych posłów (głównie rolników) z Samoobrony.
Na pracy w Sejmie zyskał też inny poseł prowadzący biznes. Detektyw Krzysztof Rutkowski wykorzystał parlament do promowania swojego nazwiska. Podczas kilku akcji korzystał z paszportu dyplomatycznego, co ułatwiło mu prowadzenie działań za granicą Polski.
Nazwisko nie zawsze pomaga w prowadzeniu firmy. Idea Śląsk - Wrocław nie przyciąga sponsorów tym, że jej właściciel jest znanym politykiem. - W tym wypadku raczej liczy się to, że jest to firma znana w całym kraju - uważa Schetyna. - Co więcej, część osób o przeciwnych poglądach politycznych niż moje może być zniechęcona do sponsorowania klubu tym, że to ja jestem prezesem - dodaje.
Biznesmeni mają jednak kilka niewątpliwych przewag nad swoimi kolegami żyjącymi wyłącznie z posłowania. Po pierwsze są tańsi dla budżetu. Sejm nie musi wypłacać im pensji. Po drugie wszystko wskazuje na to, że są mniej podatni na korupcję, bo nie tylko mają za co żyć podczas kadencji, ale wiedzą także, że po zakończeniu muszą mieć źródło utrzymania.