Mistrzowska szansa

Dodano:   /  Zmieniono: 
Czy pomysł zorganizowania mistrzostw Europy w 2012 roku jest absurdalny, czy też zmieni krajobraz biznesu piłkarskiego?
Polski rząd wsparł starania o organizację piłkarskich mistrzostw Europy w 2012 roku. Wspólnie z Ukrainą chcemy porwać się na coś, co dziś wydaje się przerastać możliwości zarówno nasze, jak i wschodnich sąsiadów. W dodatku Polska wcale nie jest liderem tego tandemu - to Ukraińcy mogliby nas uczyć, jak budować stadiony. Czy więc idea zorganizowania jednej z największych imprez sportowych świata jest utopią?

Pozornie - fantastyka
Akces do wyścigu o Euro 2012 piłkarscy działacze formalnie zgłosili w ostatnim dniu stycznia. - Tylko w duecie mamy szanse. Ukraina jest za słaba politycznie, Polska nie ma odpowiednich obiektów. Razem możemy osiągnąć sukces - przekonuje prezes PZPN Michał Listkiewicz. Na razie wszystko jest mało konkretne - również poparcie udzielone przez gabinet Marka Belki pod koniec stycznia. Deklaracji nie towarzyszyły żadne obietnice finansowego wsparcia z budżetu, ale, zdaniem Listkiewicza, akceptacja rządu oznacza zielone światło do działania. Są co najmniej trzy powody, dla których starania o Euro można porównać do porywania się z motyką na wiadome ciało niebieskie.
Po pierwsze - infrastruktura. Wspólnie z Ukrainą potrzebujemy co najmniej dziewięciu nowoczesnych stadionów spełniających wymogi UEFA (tyle miała Portugalia, ostatni organizator ME). Dziś istnieją cztery - wszystkie u naszych sąsiadów. - Zdarzyło mi się odwiedzić kilka krajów afrykańskich i ze zdumieniem stwierdziłem, że w państwach uważanych za biedne są stadiony mogące przyjąć uczestników mistrzostw świata - mówi senator Zbigniew Religa.
Stadiony w Polsce trzeba więc zbudować. I tu mamy drugi problem - finansowy. Infrastruktura i zabezpieczenie imprezy pochłonie 4-6 mld euro. Przy obecnej sytuacji budżetu nie ma szans, by turniej mógł zostać sfinansowany bez udziału prywatnych inwestorów.
Po trzecie zaś - zapał studzi niemoc organizacyjna. Wśród polskich działaczy piłkarskich brakuje energicznych, doświadczonych i szanowanych liderów zdolnych pociągnąć prace gigantycznego sztabu ludzi. Zamieszanie wokół umowy ze sponsorem ligi piłkarskiej świadczy o tym dobitnie.

Góra problemów
Podstawą wszelkich decyzji dotyczących organizacji mistrzostw Europy powinna być analiza opłacalności przedsięwzięcia. Wszystkie stadiony muszą mieć szanse na rentowne funkcjonowanie, inaczej nie znajdzie się żaden prywatny partner dla lokalnych samorządów. Czy można zarobić na stadionie w kraju, w którym średnia frekwencja na meczach I ligi ledwo przekracza 5 tysięcy osób i nawet największe światowe gwiazdy muzyki muszą przenosić się ze stadionów do hal, bo nie ma chętnych na bilety? W takiej sytuacji liczyć można tylko na inwestycje stadionowo-biznesowe (ITI) albo na dobrą wolę nieco szalonych sponsorów (vide plany budowy 15-tysięcznika w Kielcach). - Polskie przepisy nie ułatwiają zawierania umów publiczno-prywatnych - mówi naczelny architekt Warszawy Michał Borowski. - A to jedyny możliwy wariant realizowania nowych inwestycji.
Wspomniany warunek opłacalności przedsięwzięcia powoduje, że na liście miast, które można wymieniać w kontekście organizacji meczów, są tylko największe metropolie: Warszawa, Chorzów, Gdańsk, Kraków, Poznań, Szczecin, Łodź i Wrocław.
Teoretycznie najdalej posunięte są prace nad nowym stadionem warszawskiej Legii. Ale nawet jeśli ten nowoczesny obiekt powstanie - trzeba będzie zbudować w stolicy jeszcze większy. UEFA nie pozwoli bowiem rozgrywać finału mistrzostw Europy na stadionie, który mieści ledwie 35 tysięcy widzów. Władze Warszawy nieśmiało wspominają o drugim obiekcie - wiceprezydent Robert Draba twierdzi, że organizacja mistrzostw przyspieszyłaby podjęcie decyzji, ale do tej pory włodarze stolicy woleli wydawać pieniądze na chowanie ulic pod trawniki - patrz tunel świętokrzyski.
W Krakowie sytuacja może być podobna. Dzięki prywatnemu sponsorowi stadion Wisły Kraków będzie zmodernizowany, ale nie zasiądzie na nim więcej niż 22 tysiące kibiców. Sponsor nie wierzy, że budowa większego obiektu się zwróci. - Jeżeli Euro 2012 w Polsce będzie realne, pomyślimy o takiej przebudowie, która uczyniłaby z niego arenę turnieju - deklaruje prezes Wisły Kraków Janusz Basałaj, ale jednocześnie potwierdza, że właściciel Wisły - spółka Tele-Fonika - chce się wycofać z piłkarskiego interesu.
Plany przebudowy stadionu mają też władze Gdańska. - Chcemy to zrobić w latach 2007-2010. Po modernizacji stadion Lechii będzie spełniał wymogi UEFA - mówi prezydent Gdańska Paweł Adamowicz. Jest przekonany, że obiekt na siebie zarobi. Wierzy, że złożona z amatorów drużyna Lechii, grająca dziś ze zmiennym szczęściem w III lidze, będzie za kilka lat ściągać na trybuny dziesiątki tysięcy widzów. - Jest u nas zapotrzebowanie na wielką piłkę, co Lechia udowodniła, grając w ekstraklasie niemal zawsze przy pełnych trybunach - mówi Adamowicz. Tak było... 20 lat temu.
Gotowa przyjąć uczestników mistrzostw Europy jest również Łódź. Prezydent Jerzy Kropiwnicki planuje więc budowę stadionu za 150 mln zł (z zarabiającymi na utrzymanie obiektu biurami i częścią handlową), modernizację lotniska w Lublinku i poprawę bazy hotelowej. Plany ma również dyrektor Stadionu Śląskiego w Chorzowie Jerzy Góra. Według niego, ze śląskiego giganta w ciągu siedmiu lat można zrobić prawdziwą perłę. Dach już powstaje. Jan Grela, wicemarszałek województwa śląskiego (właściciela obiektu), widzi konieczność inwestowania w stadion, bo to daje m.in. nowe miejsca pracy.
Portugalczycy, którzy startując do organizacji poprzednich mistrzostw, byli w podobnej do Polski sytuacji, poradzili sobie znakomicie. Państwo wyłożyło ok. 2 mld euro, drugie tyle dali prywatni inwestorzy. Gdzie Polska mogłaby poszukać pieniędzy na organizację mistrzostw? Wiceminister edukacji i sportu Wiesław Wilczyński, podchodzący z entuzjazmem do idei organizacji turnieju w Polsce, ma pomysł: należy zmienić zasady wykorzystywania funduszu dopłat do gier liczbowych - zwiększać środki na budowę obiektów strategicznych, rezygnując lub ograniczając lokalne inwestycje. - To pozwoli wygenerować setki milionów złotych - twierdzi minister (wpłaty Totalizatora na sport wynosiły w ostatnich latach po 460-470 mln zł). Z kolei marszałek Grela jako źródło finansowania wskazuje dotacje z Unii Europejskiej.
- Gdy Portugalii przyznano prawo organizowania mistrzostw, miała tylko jeden stadion spełniający wymogi UEFA. Szybko dobudowała dziewięć. My nie mamy żadnego, ale wystarczy zbudować pięć - mówi minister Wiesław Wilczyński. - Nawet jeśli nie zostanie nam przyznana organizacja mistrzostw w 2012 roku, to zgromadzone doświadczenia przydadzą się, gdy powalczymy o nią cztery lata później - dodaje Michał Listkiewicz.


Czego nam potrzeba, by razem z Ukrainą zorganizować mistrzostwa Europy

- co najmniej czterech stadionów o pojemności nie mniej niż 30 tys. kibiców (do rozgrywania ćwierćfinałów i półfinałów minimum 40 tys., do rozegrania finału - co najmniej 50 tys.); obiekty muszą być w pełni zadaszone, wyposażone w duże parkingi, systemy kamer, systemy bezpieczeństwa itp., położone w określonej odległości od lotnisk i, uwaga, autostrad
- sieci dróg pozwalającej na bezproblemowe poruszanie się między poszczególnymi arenami
- nowoczesnych lotnisk i rozwiązań komunikacyjnych
- umowy z Ukrainą pozwalającej na bezproblemowe przekraczanie granicy (w tym sieci nowoczesnych przejść granicznych ze sprawnymi służbami kontrolnymi; jest niemal pewne, że w 2012 roku nie będzie ona jeszcze członkiem Unii Europejskiej)
- pieniędzy - po pierwsze na przyspieszenie prac nad infrastrukturą, po drugie - na samą organizację turnieju; szacunkowo potrzeba na to nie mniej niż 2-3 mld euro, a i to tylko w tym wypadku, jeżeli strona ukraińska weźmie na siebie połowę kosztów


Myśleć pozytywnie

Mistrzostwa Europy są uważane za maszynkę do zarabiania pieniędzy. Portugalia, gospodarz ubiegłorocznego Euro, wydała na przygotowania ponad 4,2 mld euro. Za te pieniądze powstało dziewięć stadionów, uruchomiono szybką kolej, zmodernizowano lotniska, drogi itp. Czysty zysk z samej imprezy wyniósł 150 mln euro. Szacuje się, że ruch turystyczny w Portugalii wzrośnie o 3-7 proc., co przełoży się na zysk branży w granicach 400 mln euro.