Populizm na Ukrainie

Populizm na Ukrainie

Dodano:   /  Zmieniono: 
Wszystko jest już jasne. Obok pomarańczowych kubeczków z napisem "Juszczenko, tak!", które można kupić na straganach z pamiątkami na placu Niepodległości, pojawiły się ostatnio niebiesko-żółte kubki z napisem "Tymoszenko, tak!". Popularność premier Ukrainy rośnie lawinowo i jeśli prezydent szybko nie przejmie inicjatywy, to wyląduje na śmietniku historii.
Premier Julia Tymoszenko prowadzi otwarcie populistyczną politykę gospodarczą. Jej filarami są reprywatyzacja, wzrost wydatków socjalnych i płac w budżetówce, wyższe obciążenia podatkowe firm, tolerowanie wysokiej inflacji, rządowa kontrola cen, wzmożony interwencjonizm państwa w gospodarce i umocnienie pozycji państwowych monopoli.
O wszystkim tym Tymoszenko opowiada w obszernym wywiadzie, którego udzieliła poważnemu tygodnikowi Dzerkało Tyżnia. Rozmowa liczy sobie 29 stron i próżno doszukiwać się w niej liberalnych deklaracji. Nawet to, co wydawałoby się mieć wydźwięk liberalny, stanowiło jedynie przykrywkę dla populizmu.
Na konsekwencje populistycznych działań nie trzeba było długo czekać. W pierwszym kwartale 2005 tempo wzrostu PKB spadło do 5,4 proc. z 10,8 proc. rok wcześniej, jednak pani premier wcale nie wydaje się tym zaniepokojona. Głównym problemem jest wyraźny spadek inwestycji, który może się jeszcze pogłębić, ponieważ prawo własności praktycznie jest w zawieszeniu. Jednak wyższe wydatki socjalne mogą częściowo zrównoważyć, przez wzmożoną konsumpcję, spadek inwestycji.
Deklaracje polityczne nowego rządu zdominowała zapowiedź nacjonalizacji mienia - w celu jego ponownej sprzedaży inwestorom. Oficjalnie wydaje się, że w tej kwestii polityka rządu staje się rozsądniejsza, jednak w rzeczywistości sprawy mają się gorzej. Wszyscy szanujący się biznesmeni, z którymi rozmawiałem, twierdzili, że nikt rozsądny nie zainwestowałby obecnie w stare ukraińskie przedsiębiorstwa, skoro w każdej chwili mogą one przejść z powrotem na własność państwa.
Inwestorzy wolą gromadzić gotówkę na przejęcie mienia szykowanego do ponownej prywatyzacji. Porzucają biznes i skupiają się na polityce, bo na owej ponownej prywatyzacji można zarobić znacznie więcej niż na działalności biznesowej. Bardziej niż kiedykolwiek wcześniej przedsiębiorcom przydają się też parlamentarne immunitety.
Inną charakterystyczną cechą działań nowej władzy są ogromne transfery socjalne. Poprzedni premier Janukowycz 1 września 2004 roku podwoił wysokość emerytur, jednak obecny rząd postanowił jeszcze zwiększyć różnorakie wydatki socjalne. Ostatnim przejawem geniuszu jego członków była podwyżka płac dla pracowników sektora publicznego o 60 proc. Najwyraźniej rząd liczy głównie głosy wyborców, a nie pieniądze - o wzroście gospodarczym nie wspomnę.
W wywiadzie udzielonym Dzerkału Tyżnia Tymoszenko wyraźnie opowiada się za kapitalizmem państwowym, choć sam termin nigdy nie pada z jej ust. Nie chce dalszej prywatyzacji i zamierza dążyć do tego, aby rząd zwiększył kontrolę nad gospodarką dzięki stworzeniu zintegrowanych monopoli państwowych. Jest to polityka obliczona przede wszystkim na zdobycie poparcia wśród ludzi biednych i niewykształconych. Co dziwniejsze, Tymoszenko w większości przejęła od Janukowycza populistyczną politykę kontroli cen i zwiększania wydatków publicznych. W ten sposób stara się zjednać sobie jego elektorat, kosztem przedstawicieli klasy średniej, którzy poparli Juszczenkę i "pomarańczową rewolucję". Jest to dokładnie odwrotna polityka niż ta, za którą opowiadał się liberał Juszczenko.
Rozmawiałem z kilkoma osobami z otoczenia prezydenta. Żadna z nich nie kryła swojego zaniepokojenia. Wszyscy uważają, że Tymoszenko stara się ubiec Juszczenkę. Prezydenta chwalą za liberalizm, coraz wyraźniej jednak zauważają, jak słabo orientuje się on w sprawach bieżących. Niektórzy wielkie nadzieje wiązali z posiedzeniem rządu 27 kwietnia, któremu przewodniczył Juszczenko. Jednak gdy wyjeżdżałem z Kijowa, prezydent wychwalał pierwszy kwartał rządów Tymoszenko jako prawie doskonały.

Co dalej?
Nowa premier pokazała swoją prawdziwą twarz. Jej działania nie wydają się niedojrzałe, impulsywne czy przejściowe, ale dokładnie zaplanowane. Wygląda na to, że Julia Tymoszenko wie czego chce. Nie kryje też, że jej celem jest zwycięstwo w wyborach parlamentarnych w marcu 2006 roku. Nie interesuje jej tempo wzrostu czy inflacja, ale jedynie popularność, którą może przynieść polityka gospodarcza. Nie potrzebuje rad, a polityka zagraniczna stanowi dla niej kwestię drugorzędną. Zamierza ją pozostawić Juszczence i innym pięknoduchom. Polityka gospodarcza Julii Tymoszenko jest dokładnym przeciwieństwem tego, czego oczekiwaliśmy od "pomarańczowej rewolucji".
Anders Aslund


Anders Aslund jest dyrektorem programu badań nad Rosją i krajami Eurazji z Fundacji Carnegie na rzecz Pokoju Międzynarodowego. Odwiedził Kijów pod koniec kwietnia.