Poselska misja

Dodano:   /  Zmieniono: 
Januszowi Palikotowi nie szło ostatnio w interesach. Teraz zrywa z biznesem i chce zostać posłem
Platforma Obywatelska wreszcie zrobiła dobry interes. Lokomotywą sejmowej listy tej partii i twarzą kampanii na Lubelszczyźnie będzie Janusz Palikot. Dzięki temu już na starcie kampanii PO zaoszczędzi 1,5 mln zł. Tyle bowiem kosztuje wykorzystanie wizerunku Palikota w reklamie, czego dowodem jest jego honorarium za udział w akcji promującej jego własną firmę - Polmos Lublin. To dwa razy więcej niż średnie wynagrodzenie Adama Małysza. Z pewnością Palikot to jeden z najbardziej cenionych polskich przedsiębiorców. Nie tyle jednak za dokonania biznesowe, ile za wspieranie kultury i akcji społecznych. Przedsiębiorca utrzymuje, że wycofuje się całkowicie z biznesu i chce się poświęcić polityce, bo zarobił już wystarczająco dużo. Brzmi przekonująco, ale faktem jest, że Palikotowi w interesach ostatnio nie szło.

Interes życia
Janusz Palikot pochodzi z Biłgoraja. 15 lat temu dla biznesu porzucił karierę w Polskiej Akademii Nauk. Działalność na własny rachunek rozpoczął od produkcji europalet. Pieniądze zarobione na ich eksporcie zainwestował w spółkę Ambra produkującą wina. Kluczem do sukcesu było stworzenie silnej marki. Dlatego w dziale marketingu Palikot zatrudnił więcej pracowników niż w samej rozlewni. Nawet szef produkcji podlegał pod dyrektora marketingu. Strategia okazała się skuteczna. W szczytowym okresie wina musujące Ambry miały prawie 70-proc. udział w krajowym rynku.
Interesem życia Janusza Palikota była jednak prywatyzacja Polmosu Lublin. W 2000 roku sprzedał Ambrę niemieckiemu potentatowi Sektkelleri Schloss-Wachenheim, a rok później kupił od Skarbu Państwa Polmos Lublin. Spółka zatrudniała wtedy prawie 400 osób. Przynosiła straty, ale miała spore - sięgające 200 mln zł - przychody. Za 80 proc. akcji biłgorajski biznesmen zapłacił 16 mln zł. To niewiele, choć warto dodać, że lubelski Polmos miał wtedy kilkanaście milionów złotych zadłużenia. Dla porównania, francuska firma Belvedere w tym samym czasie zapłaciła za 80 proc. akcji Polmosu Starogard Gdański 36,4 mln zł.
- Mówiło się, że jako polski biznesmen otrzymał rabat od Ministerstwa Skarbu Państwa, bo wcześniej Polmosy kupowali głównie inwestorzy zagraniczni - mówi Joanna Rutkowska, szefowa "Solidarności" w Polmosie Lublin. Palikot miał apetyt na firmę ze Starogardu. Z Polmosem Lublin łączyła ją wtedy Żołądkowa Gorzka, jedna z najpopularniejszych marek alkoholowych w kraju. Obydwa podmioty miały prawa do tego brandu (60 proc. kontrolował Palikot, a 40 proc. Belvedere). W końcu biłgorajski biznesmen zdecydował się odkupić od Francuzów całość praw za 38 mln zł. Za ich część zapłacił zatem ponad dwa razy więcej niż za swoją, którą nabył razem z Polmosem Lublin.
Z prywatyzacją lubelskiej gorzelni wiąże się jeszcze jeden wątek. Spłatę wspomnianych 16 mln zł Ministerstwo Skarbu rozłożyło na pięć etapów. W 2002 roku, tuż po przejęciu firmy, Palikotowi zabrakło pieniędzy na spłatę jednej z rat. Tłumaczył to wtedy większymi od planowanych kosztami restrukturyzacji. Ostatecznie zapłacił z niewielkim opóźnieniem. Sprawa wyszła na jaw kilka miesięcy temu, kiedy Polmos Lublin wchodził na giełdę. Do kilkunastu redakcji dotarły wtedy listy z informacją, że wspomnianą ratę Janusz Palikot zapłacił pieniędzmi wyprowadzonymi z Polmosu Lublin. Sprawą zainteresowali się tylko dziennikarze Nie i Trybuny, w pozostałych mediach przeszła bez echa. Janusz Palikot, prawdopodobnie słusznie, uznał akcję za czarny PR i skierował do prokuratury podejrzenie o popełnieniu przestępstwa manipulacji kursem. Nie pozwał natomiast oskarżających go redakcji. - A po co miałbym to robić? Czekać dwa, trzy lata na wyjaśnienie tej sprawy? - pyta Janusz Palikot. Tyle że prokuratura też na razie niczego nie ustaliła. Wkrótce po przejęciu 80 proc. pakietu Polmosu Palikot odkupił pozostałe akcje od pracowników.
- Czuliśmy presję ze strony zarządu, aby sprzedawać akcje, więc prawie wszyscy tak zrobili. Po 6 zł za sztukę - mówi Joanna Rutkowska. Nowy zarząd zwolnił część pracowników i wyprowadził firmę na prostą, ale zdaniem pracowników roli Palikota nie można przeceniać. - Pojawiał się w zakładzie sporadycznie - mówią. W rok po zakupie Polmos wyprodukował wódkę o nazwie Palikotówka, co nietórzy uznali za przejaw megalomanii właściciela. W lutym firma zadebiutowała na GPW, ale w ciągu pół roku wartość akcji spadła o 20 proc. Ostatnio kosztowały 35 zł.

Przegrany wyścig
W Warszawie Janusz Palikot przyjmuje gości w stylowym, utrzymanym w klimacie lat 20. wielkim mieszkaniu położonym w pobliżu Sejmu. Nie widać po nim stresu politycznego debiutanta. Stwarza wrażenie człowieka, który po fotel posła sięga jak po swoje i wcześniej precyzyjnie ustalił, co zamierza robić na Wiejskiej.
Decyzję o kandydowaniu podjął pod koniec czerwca, choć o jego powrocie do PO mówiło się od momentu odejścia z Platformy Obywatelskiej Zyty Gilowskiej. Przed czterema laty Janusz Palikot był jednym z twórców lubelskiej PO, ale wycofał się kiedy Gilowska, wbrew lokalnym działaczom, otrzymała pierwsze miejsce na liście. Janusz Palikot zaznacza, że faktów tych nie należy z sobą łączyć, jednak w czasie kiedy podejmował decyzję o przejściu do polityki, jego oferta na zakup Żubrówki przestała się liczyć. 22 czerwca MSP przyznało wyłączność na prowadzenie rozmów należącej do Williama Careya spółce Central European Distribution Corporation. To oznacza, że decyzję o rozpoczęciu kariery polityka przypieczętowała przegrana w przetargu.
Janusz Palikot nie ukrywa rozczarowania: - Wynik przetargu jest dla mnie dziwny. Polmos Lublin jest firmą giełdową, kontrolowaną przez polski kapitał, a Żubrówka jest sztandarową marką polskiego przemysłu spirytusowego. Byłoby dobrze, gdyby przedsiębiorstwo trafiło do giełdowej firmy z rodzimym kapitałem. Nie wiem, co zdecydowało. Na pewno nie cena, bo różnica między naszą ofertą a sumą zaproponowaną przez CEDC była naprawdę minimalna - mówi biznesmen.
Sprzedaż Polmosu Białystok jest zdecydowanie najdroższą prywatyzacją w rodzimym przemyśle spirytusowym. Carey zapłaci za 61 proc. akcji 1,06 mld zł. Aby sfinansować transakcję o takiej wartości, Palikot, spółka Jabłonna, przez którą kieruje swoimi inwestycjami, i Polmos Lublin musiałyby stworzyć wehikuł finansowy oparty na kredytach. Majątek biznesmena szacowany jest na 330 mln zł, a kapitalizacja Polmosu Lublin nie przekracza 160 mln zł. Być może MSP uznało, że Palikot nie jest w stanie sfinansować tak dużej transakcji.

Dziura ozonowa
Po stronie sukcesów Janusz Palikot nie zapisze także tygodnika Ozon. Przynajmniej na razie niewiele na to wskazuje. Biznesmen namówił do zainwestowania w pismo między innymi Joannę Drzymałę, córkę głównego akcjonariusza Inter Groclin Auto, i Krzysztofa Pawłowskiego, rektora prestiżowej Wyższej Szkoły Biznesu - National-Louis University w Nowym Sączu. - Pan Palikot przekonał mnie do tego przedsięwzięcia przede wszystkim tym, że sam wyłożył na nie sporo pieniędzy - mówi Krzysztof Pawłowski. Powołana do wydawania tygodnika spółka Ozon Media, zakładała sprzedaż na poziomie 150 tys. egzemplarzy. - To były plany zarządu tej spółki stworzone na podstawie badań przeprowadzonych przed wejściem pierwszego numeru na rynek. Tak więc założenie to miało pewne podstawy - mówi Palikot. Po trzech miesiącach sprzedaż ustabilizowała się na poziomie 50-60 tys. Akcjonariusze zareagowali, wymieniając kierownictwo pisma. - Gazeta była dla czytelników za mało wyrazista - mówi dzisiaj jej główny akcjonariusz. Mimo problemów Ozonu Krzysztof Pawłowski nie ma pretensji do Palikota i wyraża się o nim w samych superlatywach. - On ma autentyczny dar zamieniania wszystkiego, do czego się weźmie, w pieniądze - mówi Krzysztof Pawłowski, choć zaznacza: - Każdemu zdarzają się porażki.
Po wymianie kierownictwa Ozon ma skręcić w prawo. Palikot ciągle wierzy w sukces i podkreśla, że pismo ma dwa lata na uzyskanie stabilnej pozycji.

Moje książki są dochodowe
Na swojej wyborczej stronie internetowej Janusz Palikot poinformował, że zrywa z biznesem i na dowód tego rezygnuje z sześciu funkcji zarządczych w spółkach i organizacjach biznesowych. - Zachowałem tylko stanowisko w radzie nadzorczej Polmosu - mówi biznesmen. Na pytanie, co by zrobił, gdyby zadzwonił do niego Carey z propozycją odkupienia Polmosu Lublin, odpowiada: - Możemy usiąść do rozmów.
Punktem pośrednim między działalnością biznesową a polityczną jest wydanie książki Donalda Tuska zatytułowanej Solidarność i duma. Palikot podkreśla, żeby traktować to wyłącznie przez pryzmat biznesowy. - Stanisław Leszek, mój wspólnik, i Donald Tusk znają się od ponad 20 lat i to był ich projekt. Książka była pomysłem na biznes, bo przy odpowiedniej kampanii może się sprzedać w sporym nakładzie. Solidarność i duma sprzedaje się powyżej średniej. Kupiło ją już ok. 10 tys. osób, przez co, jak twierdzi Palikot, pozycja osiągnęła próg rentowności. - Kampania Tuska dopiero się zaczyna. Jeśli sprzedamy 20 tys., będzie to świetny wynik - mówi przedsiębiorca.
Wydanie książki przeciwnicy polityczni Palikota uznali za skuteczną próbę kupienia miejsca na liście Platformy Obywatelskiej. - Dzisiaj po odejściu Zyty Gilowskiej scalenie lubelskiej PO bez silnej osobowości nie byłoby możliwe. Potrzebny był ktoś, kto poprowadziłby listę PO - odpowiada Janusz Palikot.
Donald Tusk podejrzenia o kupieniu miejsca na liście zbywa śmiechem. - Książka była już w drukarni, gdy Palikot zadeklarował chęć kandydowania. Poza tym wszystkie moje dotychczasowe publikacje zawsze były dochodowe - wyjaśnia szef PO. O Palikocie mówi: - Świetny człowiek. Inwestuje w swoim miejscu urodzenia, choć Biłgoraj wydawał się miastem skazanym na niebyt. Wydając prywatne pieniądze, pomaga dzieciom z terenów wiejskich. Prowadzi autentyczny mecenat nad kulturą - wylicza Tusk.
Rzeczywiście kandydat PO zbiera nagrody za wspieranie akcji charytatywnych i czynnie angażuje się w niekomercyjne przedsięwzięcia kulturalne. W Sejmie zamierza działać przede wszystkim na rzecz regionu, z którego pochodzi, który jest najbiedniejszy w Unii Europejskiej. Wyraźnie mówi, że traktuje swoje przyszłe posłowanie jak misję społeczną.
Janusz Palikot odcina się od wpływu na decyzje swoich firm, dając wyborcom do zrozumienia, że startuje do Sejmu nie jako biznesmen, ale społecznik, który już teraz zrezygnował z pobierania wynagrodzenia za poselską służbę. Mocno zaangażował się w kampanię. Ma - jak twierdzi - 200 spotkań tygodniowo i dzień zaczyna przed piątą rano. A mandat posła i tak ma w kieszeni. Startując z pierwszego miejsca partii przodującej w sondażach, musiałby się dobrze postarać, żeby nie wejść do Sejmu. Zamierza spędzić tu dwie kadencje i deklaruje, że do biznesu już nie wróci. A to oznacza, że jego firmy wcześniej czy później trafią na sprzedaż.


Dossier:
Janusz Palikot (41 lat). Ukończył studia na Wydziale Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego (praca magisterska: Krytyka czystego rozumu Immanuela Kanta). Ma udziały w następujących spółkach: Kresy (3 mln zł), Manufaktury Polskie (1 mln zł), oraz akcje spółki Żołądkowa (40 mln zł) i Jabłonna (50 mln zł), za której pośrednictwem kontroluje Polmos Lublin.
Ma żonę i dwóch synów.